Dwa dodatkowe narzędzia do Google+, które powinieneś sprawdzić. Plus jedno, które już nie działa
Prawdziwą miarą początkowego sukcesu Google+ nie jest zalew śmieszynek pokazujących jak nowa usługa społecznościowa Google'a niby miażdży Facebooka, ale wysyp spontanicznie powstających narzędzi, które pozwalają wycisnąć z Google+ nieco więcej niż serwis na początku oferuje. Dwa z nich wybijają się na plan pierwszy.
Google+ Statistics pokazuje listę najpopularniejszych osób w serwisie Google+, czyli takich, którzy dodani zostali do największej liczby kręgów innych użytkowników serwisu. Swoistym paradoksem tejże listy jest fakt, że na pierwszym miejscu jest… Mark Zuckerberg, aktualnie z ponad 21 tys. obserwującymi. Wyprzedza on nawet dwóch założycieli Google'a - Larry'ego Page'a (miejsce nr 2; prawie 15 tys. obserwujących) orz Sergeya Brina (nr 4; 11,5 tys. obserwujących). Na topowych miejscach pojawiają się głównie nazwiska przewijające się we wszystkich możliwych serwisach społecznościowych na równie wysokich pozycjach.
Do listy Google+ Statistics można dodać samego siebie by sprawdzić, na którym miejscu listy aktualnie się znajdujemy. Aby to zrobić należy skopiować swój numer profilu Google+ (do znalezienia w adresie strony z Waszym profilem po plus.google.com/; mój jest następujący - zaznaczyłem boldem https://plus.google.com/110539824854084409993/). Ze swoimi 264 obserwującymi jestem aktualnie na 538 miejscu. Nieźle, szczególnie, że przegrywam tylko o jedną osobę z niezwykle znanym serwisem Breaking News (notabene o twórcy którego pisałem swego czasu w "Newsweeeku"). Google+ Statistics to fajne narzędzie dla wszystkich tych, którzy media społecznościowe traktują także nieco w kategoriach gry.
Innym ciekawym narzędziem jest Gplus.to, który umożliwia stworzenie przyjaznego do zapamiętania lub przekazania dalej adresu internetowego własnego profilu Google+. Ten, który systemowo oferuje Google nie jest najpiękniejszy, gdyż zamiast naszego imienia bądź nicka prezentowany jest ciąg cyfr. Google - podobnie jak Facebook na początku - nie oferuje na razie możliwości skrócenia adresu swojego profilu w Google+. Wprawdzie Gplus.to to serwis zewnętrzny, niezwiązany z Google'em i tak naprawdę nie zmieni nam adresu w Plus.Google.com, ale ustawi przekierowanie do strony docelowej. Wszystko co trzeba zrobić, to ponownie skopiować numer swojego profilu Google+ , wkleić w odpowiednim polu i wybrać nick, jaki chcemy mieć w adresie. W rezultacie możemy sobie stworzyć skrócony URL, tj. gplus.to/przemekspider. Przydatne, szczególnie jeśli będziemy chcieli przekazać komuś adres naszego profilu Google+ w realu (<= to takie miejsce poza internetem).
Jeszcze innym ciekawym narzędziem było do dzisiejszego rana rozszerzenie Facebook Friend Exporter do przeglądarki Chrome, które pozwalało wyeksportować dane na temat znajomych na Facebooku do Google+. Wprawdzie narzędzie działało jedynie w anglojęzycznej wersji Facebooka, ale między innymi Polacy mogli za pomocą małego tricku w postaci tymczasowej zmiany języka na angielski w ustawieniach serwisu w łatwy sposób z niego skorzystać.
Rozszerzenie działało… do dzisiaj, bo Facebook zaczął usuwać adresy e-mail z profili znajomych i narzędzie przestało działać. Wprawdzie Facebook wcześniej zastrzegł sobie w regulaminie korzystania z serwisu, że takie operacje jak te, które wykonywało rozszerzenie Facebok Friend Exporter, ale łatwiej i szybciej można zareagować poprzez walkę wręcz… Autor rozszerzenia już zapowiedział, że pracuje nad jego aktualizacją, więc warto obserwować stronę z opisem narzędzia.
Google+ ma naprawdę mocny start i wbrew pierwszym opiniom dużych mediów, które są generalnie bardzo sceptycznie nastawione do potencjału nowego serwisu społecznościowego Google'a (m.in. Economist w wydaniu papierowym, Washington Post, BusinessInsider) widać bardzo pozytywny 'oddolny' odzew 'wczesnych nabywców' (z ang. early adopters), a oni zazwyczaj nie mylą się w ocenie potencjału danej usługi czy produktu.
Zapewne w najbliższej przyszłości pojawią się kolejne narzędzia, które pozwolą wycisnąć z Google+ więcej niż sam Google to na początku zaplanował.
Robi się bardzo ciekawie.