Film o Facebooku to dla niego wielkie zagrożenie
Łaska użytkownika internetu na pstrym koniu jeździ. Czasami strata zainteresowania danym serwisem wynika z wyczerpania się jego idei, czasem z przeoczenia przez właścicieli ważnego momentu w jego rozwoju, a czasem kompletnie z przypadku. Uważni obserwatorzy aktualnej sceny internetu na Zachodzie zobaczą powolną śmierć jeszcze niedawno hitu - Digg, podczas gdy w Polsce problemy z utratą użytkowników zaczyna mieć NK (była Nasza-Klasa). W obu przypadkach popełniono jeden z powyższych błędów. Stąd planowany sensacyjny film o właścicielu Facebooka jest potężnym zagrożeniem dla przyszłości najgorętszego fenomenu ostatnich lat w sieci.
Za "The Social Network", bo taki będzie tytuł filmu, zabrali się hollywoodzcy wyjadacze, m.in. Kevin Spacey, który film wyprodukuje, David Fincher, który film wyreżyseruje oraz Trent Reznor - gwiazda amerykańskiej muzyki alternatywnej, który do filmu napisze muzykę. Do obsady zaproszono gwaranta sukcesu wśród nastolatków - Justina Timberlake'a oraz wschodzącą gwiazdę młodego kina Andrew Garfielda. Film na ekrany kin na całym świecie wejdzie już 1 października. Siły PR Facebooka mają niewiele czasu? Na razie widać, że nie wiedzą co mają z tym fantem zrobić.
Viralowe promo filmu nie pozostawia złudzeń jaki charakter będzie miał film o początkach Facebooka i jego założycielu i szefie Marku Zuckerbergu. Zresztą wystarczy rzut oka na promocyjny slogan-teaser "Nie zdobędziesz 500 milionów przyjaciół bez zrobienia sobie kilku wrogów", aby zrozumieć, że film ma charakter sensacyjny i "dekonspirujący" fenomen największego społecznościowego serwisu świata. Trudno się nawet temu dziwić; to przecież Hollywood.
Historia filmu ma opowiadać o początkach serwisu Facebook skupiając się głównie na tym, że Zuckerberg niejako "ukradł" na niego pomysł od dwóch zleceniodawców, którzy zamówili u niego napisanie kodu do czegoś bardzo podobnego. Po tym, jak Facebook odniósł pierwsze sukcesy bracia Winklevoss, którzy mieli na niego pomysł, pozwali Zuckerberga i wywalczyli 65 mln dolarów odszkodowania. Bracia to nie jedyni "wrogowie" Zuckerberga, których mamy zobaczyć w filmie. Są także: Eduardo Saverin, kolega Zuckerberga z Harvardu, który finansował pierwsze dni rozwoju serwisu, a później został - łagodnie mówiąc - wykopany przez Marka oraz Sean Parker, który wprowadzał Zuckerberga w świat Doliny Krzemowej, a następnie również został od Facebooka odsunięty.
To nieoficjalna historia, na dodatek spopularyzowana przez fikcyjną książkę Bena Mezricha, na podstawie której "The Social Network" jest kręcony. Fikcja, którą Mezrich podkolorował pełnymi opisami? narkotycznych i seksualnych uniesień życia Harvardu będzie więc dodatkowo spotęgowana pierwiastkiem "sprzedaj story" przez Hollywood. Kara Swisher z AllThingsDigit, która niedawno przepytywała Zuckerberga na poczet rosnących obaw o to jak Facebook obchodzi się z danymi osobowymi własnych użytkowników prywatnie spytała go o jego reakcję na planowany film. - Film opiera się na książce, która zawiera wiele nieścisłości - miał mówić wyraźnie poirytowany Zuckerberg.
Wydaje się, że specjaliści od spraw wizerunku Facebooka nie wiedzą jak mają zareagować na pojawienie się w filmu w czwartym kwartale tego roku. Na razie mamy informację, że na pewno Facebook nie będzie promował filmu?, ani nawet nie udostępni przestrzeni reklamowej na jego promocję. Kara Swisher dowiedziała, się, że prawnicy Facebooka szybko znaleźli stosowny zapis w regulaminie serwisu, dzięki któremu udało się odmówić reklamodawcy możliwości reklamowania filmu o Facebooku na Facebooku. To jednak jedynie wzmaga ciekawość i z pewnością zadziała przeciwko Facebookowi.
To jednak jeszcze nic z tym, co może się wydarzyć po tym, jak amerykańscy (i nie tylko oczywiście) nastolatkowie pójdą do kina i zobaczą sensacyjną historię, pełną przekrętów, matactw, zdrad przyjaciół, milionów dolarów odszkodowań i orgii seksualno-narkotycznych. Istnieje takie zagrożenie, że nagle uświadomią sobie, że komuś takiemu jak Mark Zuckerberg nie można zaufać, a w szczególności powierzać mu dane osobowe, które szef Facebooka chętnie monetyzuje. Zagrożenie zahamowania dynamicznego rozwoju serwisu jest spore.
I trudno nawet wyobrazić sobie jakąś gotową receptę w postaci strategii PR wobec tej premiery. Milczeć? Nie, bo wtedy pośrednio "przyznajesz się do winy". Promować? Nie, bo film z pewnością szkaluje dobre imię bożyszcza nastolatków - Marka Zuckerberga i promocja byłaby nienaturalna. Wysyłać dementi? Nie, bo wtedy nakręcisz jeszcze większą spiralę oczekiwań wobec "The Social Network". Może dobrym rozwiązaniem byłoby odsunięcie się Marka Zuckerberga od władzy w Facebooku na wzór właścicieli Google'a - Brina i Page'a, którzy po tym, jak coraz częściej pomawiani byli o to, że są KGB internetu oddali stery codziennego zarządzania firmy Ericowi Schmidtowi, usuwając się w cień i odchodząc od publicznego dyskursu. Na to jednak Zuckerberg - jak sam mówi - szybko się nie zgodzi?
Facebook może mieć większy potencjał rozwoju niż Google, czego dowodzi dzisiejszy artykuł w "New York Times". Zagrożenie może jednak przyjść z kompletnie niespodziewanej, medialno-hollywoodzkiej strony.