REKLAMA

Phil Schiller: poprawnie, ale o niczym

Phil Schiller dobrze wywiązał się z zadania postawionego mu przez Steve'a Jobsa. Jego prezentacja, przeprowadzona według utartej zasady pielęgnowanej przez lata przez Jobsa, była poprawna. Tyle, że za dużo nie miał do powiedzenia.

Phil Schiller: poprawnie, ale o niczym
REKLAMA

Zaczęło się tak jak napisano w podręcznikach do public relations - najpierw informacje uwiarygodniające decyzję Apple o wyjściu z MacWorld (chociaż ani jedno słowo w tym kontekście nie pada) okraszone "echami" i "achami" na temat doskonałych danych statystycznych (przy okazji liczbą słów "najlepszy, wspaniały, niesamowity, niepowtarzalny" Schiller spokojnie mógłby konkurować z Jobsem), później (przydługawa nieco) prezentacja własna, po czym powrót do utartej zasady "pozostaw najważniejsze rzeczy na koniec", czyli w tym przypadku nowy MacBook Pro oraz rezygnacja z zabezpieczeń DRM w plikach mp3 dostępnych w iTunes.

REKLAMA

Jednakże mimo, iż struktura prezentacji Schillera była dokładnym odwzorowaniem słynnych "Stevenotes", największym sukcesem wiceprezesa Apple ds. marketingu było skuteczne unikanie nawiązywania do stylu swojego przełożonego. Trudno jednak jednocześnie powiedzieć cokolwiek o stylu prezentowania publicznego Phila Schillera, gdyż w zasadzie poza jednym przykładem ograniczył się on do suchych informacji rezygnując z osobistych wstawek, czy improwizowanych zachowań. Ten jeden przypadek to zręczny dowcip polityczny: kiedy Schiller prezentował jeden z nowych efektów animacyjnych przechodzenia tekstu w nowej wersji Keynote użył do tego przejście ze słowa "Bush" na "Obama" i okrasił komentarzem "I liked that one?" Dowcip rzeczywiście przedni (spotęgowany nazwą owego efektu - "swing"), ale raczej przygotowany i ćwiczony przez kilka tygodni przed samym MacWorld niż wymyślony ad-hoc podczas samej konferencji.

Warto również odnotować taką sobie prezencję fizyczną Schillera. Jak ktoś złośliwie na sali w San Francisco zauważył, w przypadku Schillera problemu z niedowagą nie ma? Rzeczywiście Phil Schiller ma raczej muminkowatą budowę ciała. Na dodatek odzienie, które wybrał - luźne dżinsy i dość opięta koszula - nie maskowała niedoskonałości budowy ciała wiceprezesa Apple. Niestety (albo i stety) postawa i ubiór mają duże znaczenie w przypadku publicznych wystąpień. Mniej atrakcyjne fizycznie postaci, na dodatek w niezbyt dobrze dobranej odzieży, na wejściu stoją na nienajlepszej pozycji w zderzeniu z wymagającą publicznością. Mówiąc dość oględnie - nie są zazwyczaj brani na zupełnie poważnie. Mimo to Schillerowi dość szybko udało się zniwelować nienajlepsze pierwsze wrażenie, ponieważ bez zbędnych ceregieli przeszedł do meritum sprawy. A że na początku miał wspomniane powyżej "echy i achy", poszło dość gładko.

Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że keynote na MacWorld 2009 było najsłabszą merytorycznie prezentacją od 1998 roku, kiedy to po powrocie do Apple na scenie pojawił się Steve Jobs. Warto przypomnieć sobie co każdego roku MacWorld przynosił:

1998 - wprowadzenie na rynek iMaka
1999 - prezentacja iBooka
2000 - prezentacja Mac OS X 10
2001 - wprowadzenie iPoda
2002 - prezentacja kompletnie nowego iMaka
2003 - prezentacja PowerBooka
2004 - wprowadzenie na rynek suity iLife oraz iPoda nano
2005 - przesiadka na Intela, prezentacja iPoda shuffle oraz Maka mini
2006 - wprowadzenie na rynek MacBooka Pro
2007 - debiut iPhone'a
2008 - debiut MacBooka Air
2009 - odświeżenie iLife oraz iWork, uzupełnienie portfolio MacBooków o 17'' Pro

REKLAMA

Odświeżenie iLife oraz iWork plus dodanie jednego modelu MacBooka do już istniejącej nowej linii notebooków w 2009 roku zdecydowanie wypada najsłabiej w tym zestawieniu. Równie dobrze Apple mogło zrezygnować z keynote na MacWorld 2009 i wprowadzić te nowości bez organizowania konferencji. Raczej nikt nie miałby o to pretensji.

Na pewno taki zestaw nowości uzasadnia nieobecność Steve'a Jobsa podczas keynote MacWorld 2009. Dziwi więc niezmiernie po co Jobs na dzień przed wystąpieniem Schillera zdecydował się na łamiący własne zasady otwarty list do społeczności Apple, który nie dość, że jest niezwykle enigmatyczny, to jeszcze naraził go (bo musiał) na frontalny atak ze strony dziennikarskich hien.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA