Może się przegrzewa, ale przynajmniej jest drogi. Pierwsze recenzje MacBooka Air M2 nie napawają optymizmem
MacBook Air z czipem M2 wylądował w rękach pierwszych recenzentów i co tu dużo mówić, potwierdziły się przedpremierowe obawy. Czy ma to jednak na tyle duże znaczenie, by zrezygnować z zakupu?
O ile czip Apple M1 był bez wątpienia rewolucją, tak dookoła premiery układu M2 narosły kontrowersje, gdy okazało się, że układ ten w MacBooku Pro 13 potrafi nagrzać się do temperatury powyżej 100 stopni Celsjusza, a do tego Apple "przyciął" na kościach pamięci, w efekcie czego podstawowe SSD o pojemności 256 GB mają blisko dwukrotnie niższą prędkość od większych napędów czy też dysków stosowanych w laptopach konkurencji. Ten fakt jest o tyle istotny, iż komputery z układami Apple Silicon wykorzystują SSD do stosowania pamięci wymiany, więc im wolniejszy nośnik danych, tym mniejsza efektywność swapa.
A skoro chłodzony wentylatorem MacBook Pro 13 M2 prezentował co najwyżej przeciętne rezultaty, to pojawiła się obawa, że pozbawiony wentylatora MacBook Air M2 będzie się nagrzewał jeszcze bardziej i działał jeszcze wolniej. Dziś nowy laptop Apple’a trafił w ręce pierwszych recenzentów i te obawy znalazły odbicie w rzeczywistości. Czy to jednak dostateczny argument, aby nie kupić tego laptopa?
MacBook Air z czipem M2 rozczarowuje wydajnością.
Zgodnie z wcześniejszym przewidywaniami, silnie nagrzewający się układ Apple M2 nie jest w stanie rozwinąć skrzydeł w smukłej obudowie MacBooka Air. Według pomiarów Youtubera Dave’a 2D spadek wydajności pod obciążeniem następuje już po 3-5 minut, zależnie od tego, czy wykorzystujemy samo CPU, czy może robimy coś, co obciąża także układ graficzny.
Spadek wydajności jest widoczny gołym okiem, ale jest też wyraźnie zarysowany w benchmarkach oraz w grach. Co więcej, nowy MacBook Air pracuje też krócej na jednym ładowaniu od MacBooka Air czy MacBooka Pro z czipem M1. Oczywiście nadal mówimy o imponującym czasie pracy, przekraczającym 11 godzin pod niewielkim obciążeniem, jednak pod większym obciążeniem różnica na niekorzyść nowego MacBooka wzrasta.
MacBook Air M2 wykorzystuje również ten sam nośnik SSD, z pojedynczą kością NAND, co oznacza prędkości transferu na poziomie raptem 1500 Mb/s przy zapisie. Brzmiało imponująco pół dekady temu; dziś standardem są szybkości co najmniej dwu-, a miejscami nawet czterokrotnie wyższe. Większą prędkość oferuje dwukrotnie większy SSD 512 GB, który ma już dwie kości NAND, jednak tu musimy się liczyć z dopłatą rzędu 1200 zł.
Oczywiście w parze z ograniczeniami termicznymi idzie też nagrzewanie się obudowy. O ile pod termometrem obudowa zdaje się nie przekraczać 41 stopni Celsjusza, tak niektórzy recenzenci donoszą, że podczas długotrwałej pracy laptop potrafi się zrobić nieprzyjemnie gorący.
Czy te problemy powinny zniechęcić do zakupu?
Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka prosta. Idę o zakład, że powyższe bolączki procesora nie mają żadnego znaczenia dla grupy docelowej MacBooka Air. Ludzie, którzy kupują ten laptop, nie szukają ogromnej wydajności, lecz mobilności; lekkiego, kompaktowego komputera z długim czasem pracy, dobrą klawiaturą i – w tym przypadku – pięknym wyświetlaczem. Surowa wydajność nie jest tu priorytetem.
Trudno jednak usprawiedliwiać te problemy, podczas gdy mówimy o laptopie, który w najtańszej konfiguracji kosztuje 7000 zł, a pamiętajmy, że dostajemy wtedy procesor pozbawiony dwóch rdzeni GPU, powolny SSD i raptem 8 GB zunifikowanej pamięci RAM. Przyjmijmy, że mamy rozum i godność człowieka i chcemy kupić MacBooka Air w konfiguracji, jaką konkurencja oferuje za 5-7 tys. zł. Czyli dorzucamy RAM-u do 16 GB, rozbudowujemy dysk do 512 GB i może dopłaćmy do pełnoprawnego układu M2, z 10-rdzeniowym GPU. I cyk, zostawiamy w Apple Store 9999 zł.
A raczej nie zostawiamy, bo w tym momencie tak bardzo zbliżamy się cenowo do MacBooka Pro 14, że głupotą byłoby nie dopłacić. MBP 14 z czipem M1 Pro ma w standardzie 16 GB RAM-u, znacznie szybszy nośnik SSD 512 GB, o wiele szybszy procesor, nieporównywalnie lepszy wyświetlacz i zbliżony czas pracy. A że jest na rynku od jakiegoś czasu, spokojnie można go dorwać w cenie około 10 tys. zł.
MacBook Air M2 w obecnej cenie to irracjonalny zakup.
Konfiguracja podstawowego wariantu tego urządzenia woła o pomstę do nieba, a z kolei jej rozbudowa do sensownych parametrów kosztuje tyle, że można za to kupić albo znacznie lepszy laptop od Apple’a, albo prawie 2 świetne laptopy konkurencji (choćby Asus ZenBook z ekranem OLED).
Oczywiście nie mam żadnych wątpliwości, że w nieco bardziej zamożnych krajach MacBook Air M2 będzie schodził jak świeże bułeczki; w końcu wizualnie prezentuje się wspaniale, a tego typu sprzęty klienci kupują przede wszystkim wzrokiem. W Polsce jednak, gdy domowe budżety są dziesiątkowane przez inflację, rosnące ceny energii i szalejące stopy procentowe, MacBook Air M2 wydaje się być bezsensowną ekstrawagancją. Naturalnie nic mam nic przeciwko wydawaniu na komputer 10 tys. zł. Sęk w tym, że MacBook Air kompletnie nie jest wart tych pieniędzy.