Zamiast licytacji krzywd proponują dialog. Byłem na Kongresie Mężczyzn

Kongres Mężczyzn nie podąża za lansowaną przez mainstreamowe media ścieżką eskalowania konfliktów między kobietami a mężczyznami. Zamiast licytacji krzywd stawia na dialog. Rozmowę, która wychodzi poza internetowe bańki, łatwe hasła i clickbajtowe tytuły.

Relacja z Kongresu Mężczyzn

Jadąc do krakowskiego pałacu Krzysztofory, gdzie miał się odbyć pierwszy Kongres Mężczyzn, miałem duże obawy. Bałem się, że trafię na imprezę inceli z Wykopu, zlot nieudaczników, szowinistyczny show, gdzie pierwsze skrzypce będą grać mizoginistyczne narracje. 

Moje obawy wynikały z dwóch powodów. 

Po pierwsze: jeśli za wzorzec à rebours Kongresu Mężczyzn uznać Kongres Kobiet, na którym też kiedyś byłem, to idea walki płci musiała być tą główną.

Drugim źródłem obaw były narracje o Kongresie, nim ten Kongres się odbył. Gdy pojawiły się pierwsze zapowiedzi imprezy, w sieci zaroiło się od komentarzy sugerujących, że będzie to zlot Konfederacji albo bankiet założycielski Republiki Gileadu. Przed samym Kongresem w mainstreamowych mediach i w internetowym komentariacie pojawiło się wiele argumentów, że Kongres jest niepotrzebny albo że powinien zająć się... prawami kobiet.

Czy tak naprawdę myśli prof. Środa, czy raczej to polityka obliczona na poklask? Nie wiem. Faktem jest – co zauważył w swoim eseju Kamil Fejfer – że większość mediów kierowanych do klasy średniej i wyższej oraz dużych kont zasięgowych w mediach społecznościowych zradykalizowało swój przekaz kierowany do kobiet. Ich naturalnym konsumentem są osoby z dużych miast, lepiej wykształcone. A tutaj dokonała się duża zmiana, jeśli chodzi oczekiwania względem treści, co widać po autoidentyfikacjach. 

Obawy miałem nie tylko ja, ale też inne osoby, które przyjechały na Kongres. W rzeczywistości uczestnicy nie byli ani obrońcami patriarchatu, ani zwolennikami rewanżyzmu. Żadnego antagonizowania i licytacji na krzywdy nie było. Organizatorzy nie poszli w prosty schemat dzielenia "My kontra One". Nie było koncertu Tytanowych Penisów (zespół Stalowe Waginy uświetnił X Kongres Kobiet) ani seksualnych narracji. Odniosłem wręcz wrażenie, że gen poprawności wziął górę. Byle tylko nie urazić kobiet i nie daj Boże dać paliwa radykalnym feministkom, które walcząc z piekłem kobiet, najchętniej urządziłyby piekło mężczyznom. 

W praktyce było więc tak, że działaczki i działacze na rzecz równości i walki z dyskryminacją mężczyzn zaczynali od usprawiedliwiania się. Tak, żeby nikt nie uznał ich za wrogów kobiet albo nie wziął ich za zbyt konserwatywnych lub za mało radykalnych. 

Organizatorzy przekonują, że zamiast oskarżać mężczyzn o nacjonalizm, rasizm i homofobię albo proponować niedemokratyczne i szowinistyczne rozwiązania, o jakich mówił w kuriozalnym i szkodliwym wywiadzie prof. Przemysław Sadura ("mężczyźni mogliby głosować kilka lat później, a kobiety wcześniej") i Agnieszka Holland (artystka przekonuje, że mężczyznom należałoby odebrać na trzy kadencje czynne prawo wyborcze), warto skupić się na edukacji i wsparciu mężczyzn, którzy - jeśli zostaną wykluczeni - mogą się zradykalizować. 

"Kobiety były i są ofiarami przemocy, patriarchatu, męskiej dominacji. Nie miały łatwo, musiały walczyć o swoje prawa wszelkimi dostępnymi sposobami. Owszem w wielu przypadkach kobiety miały gorzej. Wiele trudu kosztowało je przeobrażenie nieprzychylnej im rzeczywistości społecznej. Jednakże łatwo w tym względzie popaść w radykalizm, czyli oderwać się od statystyk oraz rzeczywistych problemów na rzecz postrzegania kobiet wyłącznie jako ofiar" – napisała na gorąco po Kongresie Mężczyzn Daria Chibner na łamach Rzeczpospolitej w komentarzu, do którego lektury zachęcam.

"Zdjęcie rodzinne" uczestników Kongresu (niestety nie wszystkich) wraz z Deklaracją Kongresu Mężczyzn.

O Kongresie bez ściemy 

Podczas spotkania zaprezentowano przykłady różnorodnych problemów dotykających mężczyzn, które są powszechnie omawiane, ale rzadko podejmowane są konkretne działania, żeby je rozwiązać. Te problemy szczególnie dotyczą obszarów takich jak edukacja, zdrowie i opieka nad dziećmi. Mimo że powszechnie znane są dane np. o skróconej długości życia mężczyzn w porównaniu z kobietami (żyją osiem lat krócej niż kobiety, piąta pozycja od końca według danych Eurostatu), powszechności samobójstwa (ponad 84 proc. samobójców w ubiegłym roku to mężczyźni) kryzysie bezdomności (80 proc. to mężczyźni), rzadko podejmuje nawet dyskusje o tych kwestiach.

– Było bardzo merytorycznie, choć panel panelowi nierówny. Najciekawsza była rozmowa o zdrowiu, bo to temat, który jest często pomijany w rozmowach mężczyzn – opowiada student Uniwersytetu Medycznego w Warszawie, który na Kongres przyjechał z narzeczoną, także studentką. 

– Miałam lekkie obawy. Ale okazało się, że nie było żadnej nawalanki, ale rozmowy o realnych problemach, o których ja jako kobieta nie miałam pojęcia – odpowiada studentka grafiki. 

Kamila Raczyńska, trenerka umiejętności miękkich, edukatorka seksualna i menstruacyjna, która także pojawiła się na Kongresie, mówi, że cieszy ją taka inicjatywa. 

– W moim środowisku dużo się mówi o tym, że jako kobiety czekamy na taką oddolną, męską inicjatywę, bo jeśli tylko połowa społeczeństwa będzie się domagała zmian systemowych, to szybko się to nie wydarzy. Z drugiej zaś strony niepokoi mnie brak pogłębionej refleksji mówców i zauważenia, że adresowane przez Kongres zagadnienia zakorzenione są głęboko w patriarchacie, który nie jest korzystny dla żadnej płci – opowiada Kamila i dodaje – Mam poczucie, że potrzebujemy jeszcze szerszej perspektywy, na którą gorąco liczę w kolejnych edycjach wydarzenia. 

Paweł, student prawa z Krakowa, zauważa natomiast, że Kongres musiał być dosyć ogólny, bo to wciąż początki mówienia o przypadkach systemowej dyskryminacji mężczyzn. 

– Mam świadomość, że kobiety wciąż mają trudniej i wielu obszarach mogą być uciskane, jednak w ostatnich latach wiele się zmieniło. Przykładem jest język. Wiele słów, wyrażeń czy sposobów komunikacji, które jeszcze 10 lat temu były okej, dziś są niedopuszczalne. Niemniej troszcząc się o kobiety, w ogóle zapomnieliśmy o mężczyznach. Ba, czasem mówienie, że mężczyźni też mają swoje problemy, jest już mizoginią – wyjaśnia.

Od jednego z komentujących Kongres usłyszałem, że po co Kongres Mężczyzn, skoro każda impreza w Polsce poza Kongresem Kobiet to kongres mężczyzn. Nie wiem, czy autor słyszał o inicjatywach takich jak: Women In Tech Summit, Kobiety w Biznesie, Strong Women in IT, Sieci Przedsiębiorczych Kobiet i tak dalej, i tak dalej. W końcu wspieranie kobiet jest w agendzie każdego biznesu, a okolicznościowe przesłodzone imprezy w okolicach 8 marca to podstawa CSR-u. 

Na tych imprezach w przeciwieństwie do Kongresu Mężczyzn jest na bogato. Byłem na wielu z nich. Odbywały się w drogich przestrzeniach, catering pochodził z najlepszych restauracji, a na scenie występowały gwiazdy. Podczas krakowskiego Kongresu Mężczyzn było przaśnie. O występie artystycznym nie wspomnę, bo nie była to pierwsza liga stand-upu. Robi się jednak tak, na ile budżet pozwala. A z pieniędzmi na Kongres był problem. W przeciwieństwie do wydarzeń kobiecych, gdzie marki zabijają się o obecność (ta przekłada się na PR), tutaj nie było żadnej firmy jako partnera. Nawet producenta opon. 

Dodam tylko, że przed Kongresem Mężczyzn byłem na kilku konferencjach technologicznych i biznesowych (taki żywot dziennikarza bankietowego) i pytałem przedstawicieli dużych firm, o których wiem, że sponsorowali wydarzenia kobiece, czy daliby pieniądze na męską imprezę. Ich odpowiedź była znana: firmy nie chciały wejść w patronat takiej imprezy, bo podobnie jak ja bały się oskarżenia o szowinizm czy maczyzm. 

Imprez dla kobiet, tylko dla kobiet, jest na pęczki. Dobrze, że wspiera się kobiety, bo faktycznie przez lata w biznesie panie były tylko od przynoszenia herbaty i wręczania dyplomów. Ba, wciąż uważam, że skala dyskryminacji kobiet jest ogromna. Nawet w 2024 roku zdarzają się panowie pod krawatem, którzy potrafią ocenić urodę, a nie wiedzę prelegentki. 

Niemniej droga do równości nie wiedzie przez skróty. 

Weak Women in Tech 

Jako że to Magazyn Spider’s Web+, gdzie na co dzień zajmujemy się technologami, to parę zdań na temat dyskryminacji na tym poletku. I o drodze na skróty, która wiedzie na manowce.

Kobiety stanowią 17 proc. wszystkich zatrudnionych w firmach IT, a ich odsetek nie zmienił się od 2022 roku. Wciąż zarabiają one mniej od mężczyzn zajmujących równorzędne stanowiska – tak wynika z Raportu płacowego branży IT SoDA 2024.

Spora część kobiet po prostu nie chce iść na studia techniczne. I to pomimo obietnic dużych zarobków czy akcji w stylu "Dziewczyny na politechniki". Wybierają życie zgodne z pasją. Przekonywanie ich na siłę nic nie daje. 

Mężczyźni częściej rezygnują z pracy zgodnej z pasją, bo wciąż kultura częściej wymaga od nich, żeby to oni byli głównymi żywicielami rodziny i byli zaradni. Nierzadko pracują w branży IT, bo tam są pieniądze.

W naszej patriarchalnej kulturze facet z marną pensją wciąż ma żałosną pozycję na rynku matrymonialnym.

Mówienie dziewczynom, że mogą studiować na politechnice, jest super, ale przekonywanie, że tylko te studia dadzą im szczęście, to już inna rzecz. – Mam wrażenie, że to zabijanie wolnego wyboru i formatowanie od samej młodości do systemu – mówiła mi swego czasu Karolina*, która porzuciła pracę zgodną z pasją, bo przecież trzeba zająć się czymś poważnym. To coś poważnego to oczywiście praca w korpo, bo w ten sposób spełni się kapitalistyczny dyktat. 

System nie chce dobrze wynagradzać branż, w których pracują kobiety, i zamiast zmienić finansowanie edukacji, systemu opieki i branży kulturalnej proponuje prostackie rozwiązanie: zmień pracę. Hasła takie jak "Dziewczyny na politechniki" to tylko plaster na ranę systemowych nierówności.

Same kobiety mają dość wpychania ich do branży IT tylko dlatego, że są kobietami. Bo chcą być doceniane dlatego, że są kompetentne, pracowite, zdolne, a nie dlatego, że noszą sukienki. Nie chcą być elementem taniego PR-u, o czym zresztą pisaliśmy w tekście o lansowaniu się na kobietach.

Od uczestniczki wielu kongresów technologicznych, specjalistki od blockchaina, która jednak pragnie zachować anonimowość (żeby jej środowisko nie zjadło), słyszałem, że irytuje ją niby z sympatią wyrażone zapewnianie organizatorów, że "zależy im na kobietach w panelu". 

–  Nie chcę, żeby ktoś zapraszał mnie tylko dlatego, że jestem kobietą. Coraz częściej dostaję takie propozycje i nikt w tym nie widzi problemu, nawet kobiety, która uważają się na profesjonalistki – podkreśla ekspertka i dodaje, że nigdy nie poczuła się dyskryminowana ze względu na płeć i nie potrzebuje taryfy ulgowej. 

Pod nazwiskiem swój post napisała Marta Zalewska. Współzałożycielka AI Teammate, ekspertka od nowych technologii mówi wprost, że nie jest fanką segregacji i dzielenia na siłę, kobieta to człowiek, a nie oddzielny gatunek. 

"Regulaminy olimpiad z matematyki, konkursów technologicznych czy nagród dla najlepszych startupów też mówią o uczestnikach, a nie oddzielnie o kobietach i mężczyznach. Jednak jak grzyby po deszczu powstają paraolimpiady dla kobiet" – napisała na LinkedIn i podała przykład rozmowy z jednym z organizatorów największej na świecie konferencji technologicznej, czyli WebSummit, który przyznał wprost, że “przejście rekrutacji na wystąpienie jeszcze nigdy nie było tak łatwe dla kobiet i tak trudne dla mężczyzn”.

Zalewska uważa, że "naciski na sztucznie napędzaną frekwencję kobiecych speakerów obniżą poziom prelekcji kobiet i podniosą poziom wystąpień mężczyzn".

W efekcie rozstrzał jakości tych wystąpień będzie ogromny. Czy taka droga na skróty faktycznie pomaga kobietom? Czy to nie jest właśnie produkcja słabych kobiet w IT? Kobiet, które szowinistycznym mężczyznom tylko dostarczą paliwa do mizoginistycznych uwag? 

W świecie technologii jest wiele niesamowitych kobiet, także w dziennikarskim świecie osoby, które najciekawiej piszą/opowiadają o nowych technologiach, to kobiety. Szczerze wątpię, że chciałyby, by ktoś postrzegał je wyłącznie przez płeć. 

Czas, by uciec z bagna stereotypów

Mężczyźni nie są powodem wszelkiego zła, a kobiety nie są paprotkami. Owszem, zawsze znajdą się siewcy konfliktu, ci, którzy na wojnach kulturowych robią pieniądze. I tak jak cieszą mnie inicjatywy, które wspierają kobiety w realizowaniu swoich pasji w dziedzinach stereotypowo męskich, tak będę wspierał Kongres Mężczyzn, który podejmuje niewygodne tematy. 

Kongres jest na początku drogi, potrzebuje nie tylko debaty, nie tylko sponsorów, ale także wypracowania swojego języka – na co uwagę zwracali i organizatorzy i Aga Kozak w tekście w "Wolnej Sobocie" (kronikarski wręcz zapis wydarzenia, wnikliwy i szczery, tylko szkoda, że redakcja dała mega clikcbajtowy tytuł) – języka, który już mają kobiety i mniejszości.

Kolejne wydarzenie za rok i mam nadzieję, że zarówno biznes będzie bardziej przychylny, jak i osoby, które (rzekomo) walczą o równouprawnienie, zobaczą w nim szansę na zbudowanie świata ciut lepszego. Dla swoich mężów, ojców, braci, synów, kolegów, dla siebie po prostu.