– U nas zwycięstwo w wyborach ciągle trzeba sobie wydeptać, ale media społecznościowe są bardzo przydatne. Pomagają zdobyć rozpoznawalność, nagłośnić temat, wzbudzić emocje. Jednak mogą być też zwodnicze, gdy kandydat uwierzy w opowieść, którą wytworzył jego sztab i zamknie się w swojej bańce pochlebców tracąc dostęp do głosu zwykłych mieszkańców i ich problemów – mówi Kaim.
Polska powiatowa, gminna, sołecka siedzi w sieci, ale wie, że poza piękną banieczką, która przyjmie wszystko, w każdej ilości i jakości, liczy się, kto komu i na jakim festynie poda rękę, kto z proboszczem w karty gra, a kto w niedzielę dopinguje lokalną drużynę piłkarską.
Wiadomo, z meczu zawsze można wstawić sobie potem fotkę na Facebooku, ale żeby znaleźć się w wśród swoich, trzeba być już dla nich "kimś".