Outsider, mentor, mitoman. Jakub Czarodziej i jego sztuczki

Prowadzi terapie dla pacjentów, ale z ulicy nie da się do niego zapisać. Słynne wydawnictwo Znak co prawda wypuszcza jego książki, ale pod przykrywką. Zbiera rzesze wyznawców w sieci, ale po ostatnich wybrykach w sieci coraz więcej nawoływań do ostracyzmu wobec niego. Jakub Czarodziej, który niedawno porównywał Ukraińców do psów do odstrzału, to przykład szerszego zjawiska nieposkromionych jeszcze internetowych mentorów.

Outsider, mentor, mitoman. Jakub Czarodziej i jego sztuczki

Dzisiejsi fani nie poznaliby dawnego Jakuba Czarodzieja. Jako nastolatek miał długie blond włosy, na które zwykle zarzucał czapkę z daszkiem, nosił się w za dużych t-shirtach i luźnych spodniach, w których tonął, bo był kościotrupiochudy. Zajęcia z WF-u omijał szerokim łukiem, ale po szkole brał deskorolkę i z kumplami szlifował krawężniki. W wywiadzie dla Interii z 2019 roku mówił, że był strasznym łobuzem, a gdy miał 13 lat, grożono mu poprawczakiem.

31-letni dziś Czarodziej z kontrowersyjnego, ale jednak nieszkodliwego coacha i influencera lansującego się na prostych receptach na trudne wyzwania, zmienił się w symbol tego, jak brak poprawności politycznej jest tylko przykrywką do walki o coraz większe zasięgi. Jednak Czarodziej to nie jest polski Joe Rogan, który przynajmniej potrafi w publicystykę i ostre wywiady. Już bliżej mu do Alexa Jonesa, który także na "odkrywaniu prawdy" zbudował swoje medialne imperium. Z Czarodzieja stał się szamanem, którego wygłaszane sądy wyszły poza krąg wyznawców, a teraz mogą doprowadzić ich autora do kłopotów.

Bo tak jak Jones dziś jest pod pręgierzem opinii społecznej i sądu za głoszenie teorii spiskowych, a za kłamanie w sprawie masakry w szkole Sandy Hook ma zapłacić 965 mln dol. rodzinom ofiar, tak i nad Czarodziejem zbierają się coraz ciemniejsze chmury. Jego działalności przygląda się warszawska prokuratura. Do wyczyszczenia internetu z jego twórczości wzywają kolejni publicyści.

Ostro na celownik wziął go Krzysztof Stanowski. - Ludzie będą wiedzieli od teraz, że jesteś zjebem. (...) Jesteś pod wieloma względami skończony - zapowiedział w poświęconym mu filmie. O zniknięcie Czarodzieja z social mediów zaapelował, też nie przebierając w słowach, Jakub Żulczyk na Facebooku. "Gorąco namawiam Was do zgłaszania tego profilu i jazdy z tym petem w komentarzach, ten człowiek musi zniknąć z internetu i życia publicznego po tym, co powiedział" - napisał.

Tyle że Czarodziej to więcej niż tylko żerujący na fobiach influencer. To przejaw szerszego zjawiska, w którym jechanie na ostro, kontrowersyjnie, niepoprawnie politycznie i daleko od rozumu to świetna recepta na podbój internetowej publiczności i budowania na tej popularności biznesu. Kołczowie, trenerzy, głosiciele życiowych prawd, oratorzy podnoszący na duchu czy terapeuci o niejasnym dorobku naukowym. To element nieuregulowanego w Polsce internetowego krajobrazu, który czasem może śmieszyć, ale czasem - skoro nie ma nad nim kontroli - szkodzić.

Facet z pokolenia starej daty

Działalność w internecie zaczął w mikołajki 2016 roku. ​​Już wtedy był łysy i wydziarany, ubierał się w obcisłe koszulki. Założył sobie, że do końca następnego roku będzie miał 10 tys. obserwujących. Jednak popularność przerosła nawet jego oczekiwania. W niecały rok śledziło go już ponad 100 tys. osób.

Jakub Czarodziej stawia na prostotę przekazu, tak zwany chłopski rozum. Publikuje treści motywujące na temat związków, relacji i pracy nad sobą. Wielokrotnie wywoływał burze swoimi wpisami. Pierwsza miała miejsce w 2017 roku, kiedy nagrał wideo o pokoleniu starej daty, czyli o ludziach wychowanych przed erą internetu, do których sam się zalicza. – "My nie podawaliśmy rodziców do sądu, my dostawaliśmy wpierdol. Uczono nas bardzo dużo wartości" – mówi Czarodziej, przechadzając się po placu budowy w białym t-shircie i przeciwsłonecznych okularach. W kilkuminutowym filmiku Czarodziej tłumaczy, jak internet zmienił ludzi, którzy znajomych mają już tylko w sieci, nie potrafią zaadresować koperty czy wypatroszyć ryby.

"Taki człowiek, człowiek nowoczesny, on nie wie, co to jest relacja międzyludzka. On nie wie, co to są wartości ludzkie, on nie wie, co to znaczy tęsknić, troszczyć się, martwić się. Nie ma pojęcia i się tego nigdy nie dowie" – podsumowuje w filmie Jakub Czarodziej.

Jego występ skrytykował wówczas Gargamel, polski twórca internetowy, autor kanału GargamelVlog i podcastu Dwóch Typów Podcast, który w wideo nagranym wraz z Fanggotten wypunktował nieścisłości przekazywane przez Czarodzieja. Zweryfikował także podany przez Czarodzieja cytat Alberta Einsteina, który okazał się fikcyjny. – Jego film jest nie tylko przejawem ignorancji i braku podstawowej wiedzy, jak z tym fałszywym cytatem Einsteina, bo po co coś sprawdzać, skoro można grać na emocjach. Ale jest też głośnym rykiem hipokryzji. Bo typie, mówisz, że internet jest zły, a tylko dzięki niemu istniejesz – skwitował Gargamel.

Fanggotten i Gargamel o Jakubie Czarodzieju

Niecały rok później Jakub Czarodziej z niewiadomych przyczyn stracił dostęp do konta na Facebooku i bezpowrotnie pożegnał się z ćwierćmilionową widownią. Ale jak na prawdziwego czarodzieja przystało, wyczarował nowe konto, które obecnie śledzi niemal 700 tys. osób. W facebookowym bio ma napisane: "chamsko, bezpośrednio, wulgarnie" i choć zaznacza, że treści są skierowane do osób +18, wśród jego wiernych fanów są także dzieci.

Pytamy znajomych i jego obserwatorów, co im się w nim podoba. – Uważam, że jest to osoba, którą warto obserwować, aby przeczytać to, o czym sami myślimy, lecz nie umiemy tego nazwać. Przekleństwa są potrzebne, aby o niektórych rzeczach mówić bezpośrednio bez pozornej kultury. Takich ludzi internet też potrzebuje – tłumaczy 17-letni Tobiasz, uczeń z Dolnego Śląska, który od kilku lat obserwuje Jakuba Czarodzieja.

Sam Czarodziej zdradza w rozmowie ze Spider’s Web+, że 70 proc. jego odbiorców stanowią kobiety z grupy wiekowej 18-34. I to właśnie im i ich potrzebom Jakub Czarodziej poświęca wiele swoich wpisów.

"Chcesz wiedzieć, jakich Mężczyzn pragną prawdziwe Kobiety? To mieszanka szarmanckiego dżentelmena z kawałem skurwiela. Uwierz Mi, że cała magia tkwi w zachowaniu i wartościach, a nie w wyglądzie. Potwierdzi Ci to każda kobieta" – pisze w poście z 25 października. Taka właśnie filozofia przebija się w komentarzach fanek Czarodzieja: "Jeszcze żeby oni Cię słuchali, czytali to, co piszesz i chcieli w to uwierzyć. Świat byłby bliski ideałowi" – pisze niejaka Patra. "Kuba jak zawsze w samo sedno" – wtóruje Sandra. "Mam to szczęście, bo mam takiego mężczyznę przy sobie, czego życzę każdej kobiecie. Jakub, oby było coraz więcej takich mężczyzn jak ty i mój mąż" – zaznacza Mariola.

Kobiety w komentarzach zwracają uwagę na jego szarmanckość i okazywany im szacunek. Wiele z nich zwraca uwagę, że same mają kiepską relację ze swoimi mężami czy partnerami, więc jego słowa tym bardziej je podbudowują. Jednak Jakub Czarodziej dżentelmeństwem i szacunkiem do kobiet wykazuje się wtedy, gdy mu z tym po drodze. Na początku ubiegłego roku wygłosił tyradę o prostytutkach.

"Nie toleruję oraz NIGDY nie zaakceptuję k*restwa. Nie jestem w stanie spojrzeć z Szacunkiem w oczy dziewczynie, która dla pieniędzy sprzedała Swą kobiecość. Która dla ładniejszej torebki, oddała swój największy skarb. Która dla łatwej kasy, rżnie się z obcym facetem. Która dla kilku stówek, rozchyla swe nogi. Poznałem w swoim życiu masę kobiet. Niemała ilość z nich, dostała srogi wprerdol od losu. Na co dzień samotnie wychowują dzieci, a pracy brak. I wiesz co? Żadnej z nich NIGDY przez myśl by nie przeszło, żeby rżnąć się za kasę" – wypisywał Czarodziej (pisownia oryginalna).

Ostatnio ma coraz częściej takie przemyślenia na temat kobiet. Zbiegły się one w czasie z rozpadem związku z brunetką, która jeszcze niedawno pojawiała się na jego mediach społecznościowych. Teraz po zdjęciach z nią ani śladu za to więcej gorzkich słów skierowanych do kobiet.

Czarodziej postanowił iść krok dalej w ocenianiu kobiet. Półtora roku temu założył konto na TikToku i niemal wszystkie z 49 opublikowanych tam filmików to nagrania, w których parodiuje, wyzłośliwia się i obraża kobiety. Używa do tego kuchennej ścierki, którą narzuca na głowę. Krótkie filmiki pokazujące stereotypowo, jak kobiety zachowują się w relacjach z mężczyznami, publikuje głównie na tej platformie. Śledzi go tam 203,9 tys. osób. A większość to oczywiście kobiety.

Czary-mary Czarodzieja

Jakub Łotecki, bo tak naprawdę nazywa się Czarodziej, urodził się 26 czerwca 1991 roku. Choć wielokrotnie w swoich filmikach twierdził, że od urodzenia mieszka w Warszawie, to tak naprawdę pochodzi z 35-tysięcznego Olkusza w woj. małopolskim. Tam chodził do podstawówki i liceum, gimnazjum kończył w Bukownie, bo tam jego rodzice przeprowadzili się z olkuskiego blokowiska do nowo wybudowanego domu.

Znajdujemy szkolną publikację z jego liceum, po której docieramy do kilku dawnych znajomych Czarodzieja ze szkolnej ławy. Jak się dowiadujemy, nie uczył się zbyt dobrze. Adam (imiona znajomych zostały zmienione), jego szkolny kolega, wspomina, że ledwo zdawał z klasy do klasy. – Pomimo że był w miarę wygadany, jak przyszło mu odpowiadać przed klasą, to jąkał się i nie potrafił sklecić zdania. Tym większe było nasze zdziwienie, gdy dowiedzieliśmy się, że skończył studia, wydał książkę i został internetowym coachem – mówi.

Inny kolega, Jurek, dodaje: – Drugiego takiego bajkopisarza w życiu nie poznałem. Wszystko wiedział najlepiej, znał każdego, był wszędzie. Miał niesamowitą zdolność do opisywania zmyślonych sytuacji. Gdy ktoś zarzucał mu kłamstwo, reagował złością i wyśmiewał taką osobę.

A jednak był lubiany. Już w szkole uwielbiał być w centrum uwagi, dzięki czemu zgromadził wokół siebie duże grono znajomych. Był klasowym śmieszkiem. Po zdaniu prawa jazdy w klasie maturalnej rodzice kupili mu Opla Corsę wartą wtedy jakieś kilkanaście tysięcy złotych. W liceum miał kilka dziewczyn. – Próbował podrywać moją siostrę i jej cztery koleżanki z klasy. Wypisywał do nich w mediach społecznościowych – wspomina jeden z chłopaków z Olkusza.

Jakub Czarodziej w młodości. Fot. archiwum prywatne

Choć czasami dawał im popalić, z rodzicami raczej się dogadywał. Mama była wobec niego nadopiekuńcza, może dlatego, że to jej jedyny syn. Jakub Czarodziej ma dwie siostry: jedną starszą, jedną młodszą.

– Nie jest to typ spod ciemnej gwiazdy czy jakiś mafiozo. Kilka rzeczy w jego przeszłości wpłynęło na to, co teraz robi – mówi Andrzej, jego przyjaciel z dawnych lat. Na pytanie, co to było, nie chce odpowiadać. – Najlepiej zapytajcie o to Kubę – kwituje.

(Nie)winny Czarodziej

Jakub Czarodziej umawia się z nami na wideorozmowę przez Messengera. Jest ubrany niczym z serialu "Peaky Blinders": elegancki szaro-granatowy krawat, szary kaszkiet, pod szarą kamizelką biała koszula z rękawami podwiniętymi do łokci. Ktoś, kto go nie zna, pomyślałby zapewne, że to elegancki dżentelmen, a nie człowiek ziejący nienawiścią do Ukraińców.

Bo Czarodziej nie ogranicza się wyłącznie do tematyki życiowo-związkowej. W 15-minutowym filmie opublikowanym 1 września opowiada o Ukraińcach, którzy uciekli przed wojną do Polski. Skarży się, że nasi wschodni sąsiedzi wykorzystują dobroć Polaków, przy czym wcale tej pomocy nie potrzebują, bo mają kieszenie pełne pieniędzy, mieszkają na ekskluzywnych osiedlach, jeżdżą luksusowymi samochodami. "Polacy z dobrymi serduszkami otworzyli ramiona, chcieli pomóc, chcieli być dobrzy, nazjeżdżało się tego tutaj kurwa w milionach i zamiast wykazać zwykłą ludzką wdzięczność to nas, Polaków, na naszej ziemi traktują gorzej niż śmieci, kurwa" – wykrzykuje Czarodziej.

Czepia się także tego, że Ukraińcy zamiast być "przygnębieni, smutni, zamyśleni", chodzą do restauracji, piją kawę w kawiarni, a na ulicach widoczne są ukraińskie flagi i słychać język ukraiński. Namawia, aby każdy sam sprawdził, jakie flagi przeważają w stolicy Polski.

Długo czekać nie trzeba. Wyzwanie podejmuje Krzysztof Stanowski, jeden z założycieli Kanału Sportowego. Postanawia sprawdzić, czy Czarodziej mówi prawdę. W filmie, który przekroczył już 1,5 mln wyświetleń (film Czarodzieja na Facebooku ma trochę ponad 900 tys.) za namową Czarodzieja Stanowski wybiera się pod gmach Centralnej Biblioteki Narodowego Banku Polskiego, którą Czarodziej wskazał jako przykład miejsca obwieszonego ukraińskimi flagami. Okazuje się jednak, że na gmachu nie ma żadnej ukraińskiej flagi. "Czy ty będziesz tak celowo oszukiwał ludzi, którzy tam mieszkają 500 km od Warszawy?" – pyta rozzłoszczony Stanowski i punkt po punkcie wskazuje kolejne nieścisłości w innych historiach influencera.

Części z nich w żaden sposób nie można zweryfikować. A to Czarodziej nie podaje szczegółowych informacji dotyczących osiedla, na którym rzekomo słychać tylko ukraiński język, a to nie dzieli się danymi restauracji, w których miało dochodzić do awantur wszczynanych przez agresywnych Ukraińców.

Krzysztof Stanowski o Jakubie Czarodzieju

Największym echem odbija się kontrowersyjny fragment, w którym Czarodziej porównuje publicznie Ukraińców do psów. »Jest takie powiedzenie: "jeżeli przygarniesz psa do domu, zaczynasz go karmić, dajesz mu dach nad głową i ten pies gryzie rękę, która go karmi, to ten pies jest do odstrzału"« – stwierdza Czarodziej w nagraniu, które zwróciło uwagę już o wiele szerszej grupy niż najwierniejsze fanki. Tak dużą, że Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych zgłosił go już do prokuratury.

– Nie możemy być obojętni na takie zachowanie, to jest książkowy przykład mowy nienawiści. Jakub Łotecki nie jest oryginalny w tym, co mówi. On w tym jednym monologu powiela wszystkie fobie i nastroje antyukraińskie szerzone od początku wojny w internecie. Mam nadzieję, że jego nawoływanie do nienawiści wobec Ukraińców skończy się przed sądem – mówi Konrad Dulkowski, prezes Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Sprawą Czarodzieja obecnie zajmuje się prokuratura Warszawa-Żoliborz.

Do sprawy odniósł się Empik, który w oświadczeniu odciął się od opinii i poglądów prezentowanych przez Jakuba Czarodzieja w internecie. "Książki jego autorstwa z zakresu psychologii i motywacji są dopuszczane do oficjalnej dystrybucji, nie noszą wad prawnych (zgodnie z deklaracją wydawcy), więc nie mamy podstaw do wycofania ich ze sprzedaży. Jako Empik nie mamy bezpośrednich relacji z autorem, więc pytanie dot. wyciągania ewentualnych konsekwencji powinno być kierowane do wydawcy, który działa na podstawie i w ramach umowy dwustronnej z autorem" – przekazała Monika Marianowicz, rzeczniczka prasowa Empiku, w przesłanym Vibezowi oświadczeniu.

Do tablicy wywołane poczuło się też wydawnictwo Znak, które podkreśliło, że: "poglądy wyrażone przez Pana Jakuba Czarodzieja w jego prywatnych kanałach social media nie są tożsame z wartościami, którymi kieruje się nasze wydawnictwo. Jako firma od początku jesteśmy zaangażowani w pomoc zarówno ludziom pozostającym w Ukrainie, jak i osobom w kryzysie uchodźczym przebywającym na terenie Polski". Z tym że do wspomnianych kanałów mają dostęp pracownicy Znaku, którzy jako moderatorzy zajmują się marketingiem wydawanych przez nich książek, co przyznał nam Jakub Czarodziej.

Gdy jednak pytamy Czarodzieja o film o Ukraińcach, ten nie wyraża skruchy. Wręcz przeciwnie, tłumaczy, że nawet znając konsekwencje, zrobiłby to jeszcze raz. – Tak, nagrałbym to jeszcze raz. Czy komuś się to podoba, czy nie, z moją wypowiedzią zgodziła się ogromna część rodaków oraz sąsiadów, którzy mają bardzo podobne zdanie. Choć najbardziej zależy mi tutaj na wolności słowa, aby każdy miał prawo do wyrażania własnej opinii, bo aktualnie masa osób boi się linczu społecznego, a ja jestem tego idealnym przykładem – mówi nam Czarodziej.

– Uważam, że ktoś za nim stoi. Ktoś, kto go wykreował, steruje nim i monetyzuje te banały, które wrzuca do sieci, bo gość był na tyle słaby intelektualnie, że ciężko mi uwierzyć w to, że sam wpadł na taki pomysł. I nie jest to tylko moje zdanie – mówi jego kolega z liceum Andrzej.

Czarodziej obok papieża Polaka

Pierwsza książka Jakuba Czarodzieja "Magia zmiany. Przekrocz własne granice i osiągnij cel" ukazała się w sprzedaży na początku 2019 roku. Poradnik o tym, jak walczyć z przeciwnościami losu, szybko trafił na listę bestsellerów Empiku.

Nad książką pochylił się influencer znany jako PigOut, który rozłożył debiutanckie dzieło Jakuba Czarodzieja na czynniki pierwsze. »Po lekturze Jakub Czarodziej jawi się jako łysa i wulgarna wersja Beaty Pawlikowskiej. To są dokładnie te same banały, tyle że podane w trochę agresywniejszej formie. Ot, Jakub zwraca się do czytelnika per baranie lub per śmierdzący leniu, który pierdzisz w kanapę przy "M jak miłość", zamiast nad sobą pracować. Ziew« – pisał w recenzji w Spider's Web Pigout.

Recenzent przekonuje, że książkę dałoby się zamknąć w pięciu zdaniach, ale "dzięki niesamowitemu wodolejstwu i kilku trikom Czarodziej ugrał ponad 260 stron". Te triki to m.in. nadużywanie enterów, stosowanie dużych czcionek i interlinii, wytłuszczanie wybranych zdań na pół strony. Ponadto Czarodziej w swojej książce zostawia puste strony, na których czytelnik ma wykonać ćwiczenia. Ma np. wypisać swoje mocne i słabe strony lub rozpisać tygodniowy rozkład zajęć godzina po godzinie. "Książki ogólnie nie polecam, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że zmarnowałem przy niej czas. Prawda jest taka, że bawiłem się rewelacyjnie, niestety nie na takim poziomie, jakiego życzyłby sobie autor" – podsumowuje autor recenzji, ale zarzeka się, że więcej za kolejne książki Czarodzieja nie chciał się brać.

– Recenzja dobrej literatury nie wzbudza tyle zainteresowania, jak napisanie recenzji paździerzowej książki, od której oczy krwawią. Wiem, że następna recenzja byłaby dla niego reklamą, więc z etycznego punktu widzenia nie biorę się za ocenę kolejnych wydań Jakuba Czarodzieja – mówi nam PigOut.

Jakub Czarodziej. Fot. materiały prasowe

"Magia zmiany" była bestsellerem i sprzedała się w nakładzie kilkudziesięciu tysięcy sztuk. Od debiutu minęły zaledwie trzy lata, a Jakub Czarodziej zdołał wydać już trzy kolejne książki i notes pomagający zorganizować swoje plany. Wszystkie te publikacje, które sprzedały się łącznie w ponad 100 tys. egzemplarzy, zostały wydane przez krakowskie wydawnictwo Znak.

Wydawanie książek autorstwa twórców internetowych, youtuberów i innych influencerów w Znaku wymyślił Oskar Błachut. To on stoi za książkami Karola Paciorka i Włodka Markowicza (pt. "Lekko stronniczy jeszcze więcej"), Red Lipstick Monster ("Tajniki DIY z Red Lipstick Monster") czy Dejn i Majewskiego ("Trening życia"). To także Błachut zaprosił Jakuba Czarodzieja do współpracy, dzięki której został dyrektorem wydawniczym w Znak Koncept.

– Jeżeli odzywa się do ciebie topowe wydawnictwo, nie chcę zabrzmieć arogancko, ale oznacza to, że coś znaczysz. To, co robi wydawnictwo z moimi książkami w kwestii produkcji, dystrybucji, marketingu, to jest mercedes. Sam bym tego nie zrobił – mówi o współpracy Czarodziej. I choć on w samych superlatywach wypowiada się na temat wydawnictwa, ono nie chce dziś chwalić się tą współpracą.

Na pytania przesłane do Oskara Błachuta, dotyczące współpracy z Jakubem Czarodziejem, wydawca odpowiedział, wysyłając oświadczenie, które wydano po burzy w związku ze szczuciem na Ukraińców. Na końcu maila dodał: "Książki Jakuba Czarodzieja wydawane były przez Flow Books". Flow Books to imprint, czyli seria wydawana przez Znak. Inna marka, wciąż ten sam wydawca.

– Znak ma zabezpieczenie w postaci tego, że to ich imprint wydał książki Czarodzieja, jednak nikt obeznany nie nabierze się na ten trik. O ile rozumiem, że wydawnictwo musi zarabiać, o tyle publikowanie takich ludzi jak Jakub Czarodziej nie przystoi szanownemu krakowskiemu wydawnictwu. Szczególnie takiemu, które pozycjonuje się jako odpowiedzialne społecznie, kojarzone z wysoką literaturą, wydające Czesława Miłosza czy Jana Pawła II, nie powinno popularyzować ludzi pokroju Jakuba Czarodzieja, bo on jest postacią społecznie szkodliwą – mówi Krzysztof Cieślik, krytyk literacki, ekspert rynku wydawniczego.

Znak nie odpowiedział nam na pytanie, czy planuje kolejną publikację z Jakubem Czarodziejem. Sam zainteresowany enigmatycznie zbywa, że "na razie nie".

Tajemniczy dyplom z psychologii

Na zdjęciu stoi bokiem do kamery, ubrany w granatowy garnitur, spod którego wystaje biała, elegancka koszula. Na szyi pokrytej tatuażami zawiązany czarny krawat w białe kropki. Na twarzy poważny, z lekko arogancką miną. W dłoniach gęsto pokrytych tatuażami trzyma książkę z napisem: praca magisterska. "By nie pluć sobie w gębę… W dniu dzisiejszym, obroniłem tytuł magistra psychologii..." – chwali się w opisie.

Internautom zdarzało się podawać w wątpliwość zdobycie przez niego tytułu magistra psychologii. – Kilka lat temu przy okazji burzy związanej z jego dyplomem psychologa, napisałam mu, że przeprowadzanie terapii to ogromna odpowiedzialność, a nie będąc specjalistą w danej dziedzinie, można zrobić komuś krzywdę. On wówczas przyjął pozycję obronną, twierdząc, że cały świat go atakuje, ale wprost nie odpowiedział na moje pytanie, czy rzeczywiście skończył szkołę psychologiczną – mówi 29-letnia Pamela, przedsiębiorczyni z Mazur, która śledzi Czarodzieja niemal od początku.

Do tej pory nie podał ani jaki uniwersytet skończył, ani na jaki temat pisał prace końcowe. Jak nam tłumaczy, nie zrobił tego z błahego powodu: – Ludzie pisali do mnie, że będą kontaktować się z uczelnią, żeby cofnęli dyplom. Wolałem tego uniknąć.

W rozmowie z nami zdradza jednak, że licencjat ukończył zaocznie w Śląskiej Wyższej Szkole Zarządzania, a jego praca licencjacka dotyczyła świetlic środowiskowych. Magisterkę z psychologii skończył w łódzkiej Społecznej Akademii Nauk. Napisał pracę o konfliktach w środowisku windykatorów. Zapytaliśmy uczelnie o potwierdzenie tych informacji, jednak dostaliśmy odmowę odpowiedzi ze względu na przepisy RODO.

Zainteresowanie windykacją wzięło się z tego, że sam w czasie studiów w Katowicach pracował w tej profesji w korporacji Capital Service. – Windykator automatycznie kojarzony jest z kimś złym, ale to przecież ludzie, którzy zalegają z oddaniem pieniędzy, są źli. Na szkoleniach uczyli nas, w jaki sposób odzyskiwać pieniądze, ale ja się postawiłem i robiłem to po swojemu, co dawało bardzo dobre wyniki. Swoją gadką nie tylko byłem w stanie przekonać dłużników do oddania pieniędzy, ale jeszcze stawiałem ich na nogi – mówi nam Czarodziej. Pracę windykatora skończył w 2017 roku, wtedy przeprowadził się też do Warszawy.

Czternaście filiżanek od kwiatuszków

Najpierw zamieszkał na Wawrze, później w 2020 roku przeniósł się na prestiżowe osiedle na Woli. Jego sąsiedzi nie skarżyli się na niego, wręcz przeciwnie – nie słyszeli nigdy żadnych imprez, widywali go czasem w windzie z dziewczyną. Kiedy wyjeżdżał na dłużej, na miejscu parkingowym, na którym zostawiał swojego białego Volkswagena, stawiał skuter, aby nikt tam nie zaparkował.

– Poznaliśmy się z rok temu, jak pomógł mi wnieść kartony do mieszkania, do którego się właśnie wprowadzałam. Twierdził, że to jego mieszkanie, ale trochę mi to nie pasowało, bo nie wygląda na człowieka, którego stać na mieszkanie za ponad milion złotych – mówi nam jego sąsiadka spotkana, gdy wychodzi z klatki, w której mieszka Jakub Czarodziej.

Skąd więc Czarodziej ma pieniądze? – Dużo pracuję – odpowiada krótko. Oprócz moralizowania w mediach społecznościowych, na których nie zarabia, bo we współprace komercyjne nie wchodzi, prowadzi sklep internetowy. Sprzedaje w nim ubrania, gdzie oferuje spodnie i bluzy dresowe oraz koszulki z napisami: "Dystans", "Doceń", "Bo mogę" czy "Szacunek". Za t-shirt trzeba zapłacić 109 zł, za bluzę z kapturem od 109 do 189 zł, a za spodnie dresowe do 279 zł. Dodatkowo robi zdjęcia na okładki płyt i książek oraz do kampanii reklamowych marek samochodowych. – To są samochody osobowe, ale marek wolę nie zdradzać, bo hejterzy zaraz się na nich rzucą. Mogę powiedzieć, że moje zdjęcia wisiały na wielkich billboardach w całym kraju – mówi z dumą Czarodziej.

W połowie czerwca ogłosił w mediach społecznościowych zbiórkę crowdfundingową w serwisie Buycoffee.to. "Wiem, ile razy mój przekaz pomagał ludziom. Natomiast również wiem, że mało kto wpadł na pomysł, aby w geście odwdzięczenia jakkolwiek pomóc Mi" – napisał Czarodziej i zagroził, że jeśli jego fani nie wpłacą pieniędzy, będzie zmuszony zrezygnować z prowadzenia mediów społecznościowych. "Swój cenny czas poświęcę tam, gdzie zwyczajnie i po ludzku zostanę doceniony" – dodał.

– Ręce mi się trzęsły, jak publikowałem ten post. Pomyślałem, że przecież jak co drugi obserwujący wpłaci pięć złotych, to będę miał prawie dwa miliony! I wie pani, ile osób wpłaciło na tę zbiórkę pierwszego dnia? Czternaście. Myślałem, że spadnę z krzesła ze śmiechu – wspomina Jakub Czarodziej.

Teraz, jak sam przyznaje, z wpłatami jest trochę lepiej. Dostaje tygodniowo tyle, że starcza mu na zatankowanie samochodu na siedem dni.

Do tego dochodzi wynagrodzenie ze sprzedanych książek, a także opłaty za indywidualne lub grupowe terapie z pacjentami. – Nazywam ich kwiatuszkami – mówi Czarodziej. Obecnie ma pod opieką około stu osób, z którymi w większości prowadzi spotkania online, czasem spotykają się na żywo w wynajętych hotelach czy salach. – Nie podaję nigdzie adresu, gdzie przyjmuję, bo miałbym sporo nieprzyjemności od nieproszonych i złośliwych gości. Dlatego u mnie najpierw są sesje online, a potem, jeśli ktoś chce przejść na sesje w rzeczywistości, dostaje ode mnie szczegółowe informacje – tłumaczy Czarodziej.

Jakub Czarodziej. Fot. materiały prasowe

Dziennie jest w stanie zmieścić około 4-5 spotkań z podopiecznymi, za każdą sesję liczy sobie trochę ponad sto złotych. Pytanie, jak zapisać się do niego na terapię, omija, przerzucając uwagę na to, że psychologowie czy motywatorzy trzepią na tym duże pieniądze, a on nie chce tak zdzierać ze swoich kwiatuszków.

Eliza Kiewra, psycholożka po wrocławskim SWPS-ie, zapytana o to, czy metody stosowane przez Jakuba Czarodzieja są spójne z nauką, zaprzecza. – Subiektywne opinie, odczucia oraz przemyślenia dotyczące ludzi, świata oraz siebie samego, jakimi dzieli się Jakub Czarodziej, nie są metodami potwierdzonymi naukowo. Jego podział ludzi na różne grupy ze względu na zachowanie, wyznawane wartości to tylko jego przypuszczenia oraz przemyślenia dotyczące świata i funkcjonowania ludzi. Nie wiem, jak Pan Jakub pracuje indywidualnie, jednak czytając jedną z jego książek, gdzie opisuje stosowane przez siebie techniki, można zauważyć, iż nie kieruje się on ani kodeksem etycznym uznawanym w środowisku psychologicznym, ani metodami opartymi na badaniach – mówi Kiewra.

W Polsce działalność terapeutów, coachów, mentorów, psychologów nie jest regulowana prawnie, nie ma więc szczególnej kontroli nad tym, co faktycznie robi Czarodziej. Eliza Kiewra zwraca uwagę na ten brak kontroli: - O ile zapotrzebowanie na specjalistów wciąż wzrasta i coraz więcej osób decyduje się na podjęcie studiów w tym kierunku, to dużo osób w social media korzystając z własnych doświadczeń życiowych, zaczyna samozwańczo nazywać się specjalistami – dodaje.

Odczarować Czarodzieja

Pytamy Jakuba Czarodzieja, co wpłynęło na to, kim teraz jest. – Dokładnie 9 lat temu miałem poważny wypadek, który był spowodowany moim nałogiem. Lekarze dawali mi 2 proc. szans na przeżycie, cudem udało mi się uniknąć śmierci. Przez nałogi po prostu się stoczyłem i leżałem sparaliżowany w szpitalnym łóżku. Zrozumiałem wtedy, że w sytuacjach, gdy człowiek nie ma gdzie pójść ze swoimi myślami, nie ma czego poczytać, posłuchać, pomyślałem, to może ja zacznę z takimi ludźmi, jak ja, rozmawiać. Wtedy nastąpiła przemiana, zacząłem pisać, później, jak powoli dochodziłem do siebie, zacząłem uprawiać sport – mówi Czarodziej.

Obecnie trenuje co najmniej półtorej godziny dziennie. Chodzi na siłownię albo trenuje boks. Właśnie na jednym z treningów boksu poznał Tomasza Godlewskiego, zawodowego boksera, który prowadzi restaurację z sushi pod Warszawą. – Kuba jest bardzo dobrym człowiekiem. Mam niepełnosprawnego synka i wielokrotnie mi pomagał, dając na licytacje swoje książki czy ubrania. Robił to bez rozgłosu, bo takim jest człowiekiem. W gronie znajomych zawsze możemy na niego liczyć, niejednokrotnie organizowałem warsztat sushi dla dzieci z domu dziecka, na które zapraszałem Kubę jako gościa specjalnego. Nigdy mi nie odmówił – mówi nam Godlewski.

Ale znajomi Łoteckiego z dawnych lat nie dowierzają w tę wielką przemianę. Jego koledzy ze szkoły, z którymi rozmawialiśmy, nie utrzymują z nim kontaktu. – Odwalił kilka krzywych akcji. On tak strasznie mówi o tych swoich przemianach, ale ja wielkiej zmiany w jego zachowaniu, po tym, jak i co pisze, niestety nie widzę – mówi Adam. Jerzy dodaje: – Wymazałem tego człowieka ze swojego życia i nie chcę wracać do tego, co było – mówi jego kumpel z dawnych lat.

Teraz o odczarowanie, a wręcz wymazanie z przestrzeni publicznej Jakuba Czarodzieja apeluje Jakub Żulczyk oburzony filmem o Ukraińcach. Pisarz tłumaczy jednak tych, którzy go obserwują. "Nie ma co obrażać ludzi, którzy nabrali się na to jego pierdolenie. Życie jest co do zasady ciężkie i ludzie szukają wsparcia wszędzie, nawet u najgorszych oszustów" - napisał na Facebooku.

Wojtek Kardyś, ekspert ds. komunikacji internetowej, właśnie jednak w tych ludziach szuka źródła nieprzemijalności zjawisk i postaci takich jak Jakub Czarodziej. – Możemy nawoływać do cancellowania ich z internetu, recenzować ich treści, mówiąc, że są głupie, możemy pisać teksty, w których ujawniane są ich oszustwa, ale dopóki nasze społeczeństwo nie zrozumie, że nie wszystko, co znajduje się w sieci, jest prawdziwe i godne uwagi, dopóty ewangeliści psychobzdur, tacy jak Jakub Czarodziej, Żurnalista czy Dziki Trener, w internecie pozostaną – puentuje Kardyś.

Zdjęcie główne: archiwum prywatne Jakuba Czarodzieja.
DATA PUBLIKACJI: 03.11.2022 r.