REKLAMA

Boją się, że nie będą mogli oglądać telewizji. Przez... wiatraki

Musimy zapobiec inwazji wiatraków – mówi część mieszkańców gminy Szubin. Co przeszkadza im w turbinach? Mają naprawdę sporo argumentów na „nie”.  Niektóre są bardzo zaskakujące.

Boją się, że nie będą mogli oglądać telewizji. Przez... wiatraki
REKLAMA

Jak donosi portal szubin24.pl ponad 400 mieszkańców podpisało się pod petycją w sprawie niezgody na budowę farmy wiatrowej. Przekonują, że turbiny wyrządzą „więcej szkody niż pożytku”.

REKLAMA

Argumenty? Niektóre zapożyczono od protestujących przeciwko masztom, część zaś doskonale znana będzie tym, którzy śledzą środowiska niezgadzające się na powstanie farm fotowoltaicznych w ich okolicy. Mamy więc bingo w wersji uproszczonej – szansa na trafienie jest bardzo duża.

Mieszkańcy boją się, że spadnie wartość działek, dobra jakościowo ziemia nie będzie uprawiana i że na terenach zajętych przez wiatraki nie będzie można się budować. Na dodatek niepokoi ich hałas, a nawet to, że przez działające turbiny pogorszy się zasięg telewizyjny i radiowy.

Co ciekawe, o negatywnym wpływie wiatraków na oglądanie ulubionych seriali i słuchanie audycji polskie media pisały już w 2008 r. Wówczas Interia donosiła, że wiatraki na terenie gminy Mogilno spowodowały znaczące zakłócenia w odbiorze. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że wiatraki stanęły na działce należącej do sołtyski. Ona problemów nie miała, bo założyła satelitę. Na utrudnienia skarżyli się mieszkańcy, którzy mieli skierowaną antenę w złą stronę.

- Byłam u jednej z rodzin i zobaczyłam, jak wyglądają zakłócenia. Rzeczywiście na dłuższą metę nie da się tego wytrzymać – komentowała sołtyska

Nie pomogło „przekręcenie piór”, więc spółka czekała na specjalny sprzęt zmieniający sygnał. Musiał być ściągany aż z Danii.

Cztery lata później o podobnym przypadku donosił serwis nowiny24.pl. Zakłócenia w gminie Żurawica były ponoć na tyle duże, że „firma Elektrownie Wiatrowe Podkarpacia kupiła mieszkańcom zestawy do odbioru telewizji satelitarne”.

Przykłady z 2008 i 2012 to jedyne udokumentowane przypadki problemów z odbiorem telewizji i radia w kontekście wiatraków, na które można się w miarę szybko natknąć w sieci. Znacznie częściej sąsiedzi farm wiatrowych skarżyli się na hałas. Odgłosów obawiają się również mieszkańcy gminy Szubin.

„Śwista, jakby samolot chciał wystartować, a nie mógł” – skarżyła się w reportażu „Dużego formatu” mieszkanka gminy Darłowo, która wiatraki widzi z okna. Marek Maluchnik, sekretarz Gminy Nasielsk, w rozmowie z Business Insiderem zwracał uwagę, że „pewien szum można usłyszeć dopiero, gdy zboczy się z niej w kierunku pola, na którym umiejscowione są wiatraki”. Przypomina odgłos ruchu ulicznego. Jego zdaniem to nie hałas jest problemem – najgłośniej jest wtedy, gdy jest mgła, choć „nie jest to też tak, żeby jakiś odgłos miał się nieść nie wiadomo jak daleko po okolicy” – ale sama ingerencja w krajobraz. Dlatego burmistrz Nasielska wypowiedział w kwietniu 2024 r. wojnę wiatrakom, zapowiadając, że kolejne inwestycje na terenie gminy nie powstaną.

Jak podsumowywał serwis legio24.pl na terenie gminy pracowało do tej proy 5 elektrowni wiatrowych. Urząd zlecił przeprowadzenie badań związanych z generowanym hałasem przez turbiny. Pomiary wykazały 55 dB w dzień i 40 dB w nocy – czyli norm nie przekroczono.

To nie pierwsze tego typu badanie potwierdzające, że hałas z wiatraków nie jest uciążliwy

Badania naukowców z UAM nie wykazały negatywnego wpływu hałasu z wiatraków na zdrowie ludzi. Oczywiście, osoby mieszkające w bezpośrednim sąsiedztwie elektrowni wiatrowych mogą odczuwać pewien dyskomfort, ale z badań wynika, że nie ma to wpływu na ich zdrowie

– pisaliśmy na łamach Spider’s Web.

O ile denerwuję się na protesty przeciwko masztom komórkowym – które są nieszkodliwe i ograniczają się do jednej konstrukcji – tak rozumiem obawy mieszkańców, którzy nie chcą w swoim sąsiedztwie ogromnych wiatraków czy ciągnących się farm fotowoltaicznych. Już widać, jak tego typu urządzenia wpływają na krajobraz. Będąc na wsi w rodzinnych stronach z zaskoczeniem obserwuję, jak na dobrzej znanej przestrzeni „powtykane” są wiatraki. Rozumiem, że to konieczność, ale rodzi się pytanie, czy nie tracimy dzikich terenów. Sprawa jest jednak skomplikowana, bo można odbić piłeczkę tłumacząc, że zwierzęta wbrew pozorom dobrze odnajdują się wśród wiatraków i paneli.

REKLAMA

Zdesperowani mieszkańcy, którzy chcą powstrzymać kolejne inwestycje, łapią się wszystkich możliwych argumentów. Dlatego przywołują problemy z zasięgiem sprzed kilkunastu lat czy grają kartą wpływu na zdrowie. Niekoniecznie muszą w to wierzyć, jak przeciwnicy masztów, ale liczą, że dzięki temu zostaną usłyszeni. Trochę to przykre, bo niektórym trudno będzie zrozumieć ich położenie, jeśli wykorzystywane są antynaukowe komentarze. A dyskusja jest potrzebna, bo z jednej strony chodzi o przyszłość OZE, a z drugiej – chęć zachowania naturalnego, dobrze znanego krajobrazu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA