REKLAMA

Tu jest jakby amerykańsko. Tak wieżowce zabierały do innego świata

Idę przez Manhattan, po chwili mijam wąski, szklany biurowiec jak z Chicago, by za jakiś czas stanąć pod dwiema wysokimi wieżami. To nie gra, to moje miasto. I niewykluczone, że wasze też.

wiezowce
REKLAMA

Na Twitterze mignęło mi zdjęcie World Trade Center z 1975 r. Chociaż czarno-białe, to zapalone światła w wieżowcach i tak wręcz rażą po oczach. Czujemy barwę używanych żarówek. Te nigdy niegasnące biura były symbolem wyobrażonej Ameryki, czymś, co oglądało się w telewizji, w filmach czy grach. Zdjęcie z 1975 r. przypomniało mi o tych wszystkich scenach, urywkach, kiedy kamery pokazywały wieżowce i wielki świat. Zastanawiałem się, czy i u nas kiedyś tak będzie.

REKLAMA

Czasami jednak nie trzeba było się zastanawiać. Wystarczyło wyjść na ulice polskich miast, by dostać namiastkę. I to już dawno temu.

Ta fotka pojawiła się z kolei na Facebooku. Ktoś napisał, że wyburzono salon samochodowy pod charakterystycznym wieżowcem. Widziałem go wiele razy z oddali, często obok niego przejeżdżałem, ale jakoś nigdy nie zastanawiałem się, co się w nim znajduje (zakładając, że po prostu biura) ani jak się nazywa – i czy w ogóle. To właśnie dzięki autorowi zdjęcia dowiedziałem się, że to wieżowiec KRUS.

Jak się okazuje ma też mniej oficjalne określenie: „Dom Chłopa”. Nazywano go tak, bo na parterze znajdował się sklep rolniczy. Mniej oczywistym, a przy tym bardziej rozpalającym wyobraźnię przydomkiem jest… Miami. Charakterystyczny kolor i otoczenie zielenią sprawiło, że mieszkańcom wieżowiec skojarzył się właśnie ze słoneczną Florydą.

Kiedy przeczytałem o tej nazwie przypomniałem sobie wszystkie letnie wieczory z zachodzącym słońcem i światłem odbijającym się w oknach wieżowca. Nazwa od razu stała się adekwatna, a ja wyobraziłem sobie, że ten budynek śmiało mógłby znaleźć się choćby w „GTA: Vice City”. Ameryka, po prostu.

 class="wp-image-4892381"
fot. Google Street View

Amerykańskich śladów w Łodzi jest więcej. Osiedle Manhattan, z charakterystycznymi wysokimi blokami tworzącymi panoramę miasta. Łódzkim World Trade Center nazywane są dwa wieżowce wybudowane w latach 70. przez firmy przemysłu tekstylnego: Textilimpex i Skórimpex. Na tym podobieństwo się nie kończy, bo w wieżowcach mieściła się siedziba Centrali Handlu Zagranicznego, czyli polska nazwa WTC.

 class="wp-image-4892393"
fot. Google Street View

To jednak Manhattan najczęściej przenoszono na polski grunt

Tak nazywają się charakterystyczne wieżowce we Wrocławiu, które później przechrzczono na „Sedesowce”, czy osiedle Odrodzenia w Katowicach. W Gdańsku z kolei miano przylgnęło do rynku we Wrzeszczu. Określenie było żartobliwe, nawiązujące do sąsiedztwa wieżowca, którego z kolei przezywano m.in. Dolarowcem. Ponoć dlatego, że mieszkania dało się kupić wyłącznie za dolary.

Manhattan został, kiedy w miejscu targowiska zbudowano galerię handlową. Na swój sposób nazwa może okazać się prorocza. Krążą plotki, że w miejscu centrum handlowego powstać ma wysoki na 120 m wieżowiec. I tak żart stałby się rzeczywistością, namiastką prawdziwej nowojorskiej dzielnicy z kolejnym drapaczem chmur.

W Białymstoku Manhattan to największy blok – nie pnie się jednak do góry, a w bok. W 264 mieszkaniach mieszka ok. 800 osób, więc łatwo zrozumieć, skąd nowojorskie, wielkomiejskie skojarzenia.

No właśnie – nic dziwnego, że żartobliwie bądź nie nazywano tak wysokie bloki lub przynajmniej takie, które mogły pomieścić wielu ludzi.

Niektóre polskie Manhattany jednak pod tym względem zaskakują

W Zduńskiej Woli tak określa się fragment osiedla, na którym są niskie, czteropiętrowe bloczki. Niedawno wybudowano w ich pobliżu Nowy Manhattan. Przydomek raczej tylko nawiązuje do starego, bo wśród nowych budynków nie znajdziemy ani jednego giganta. Być może obecność zielonych terenów skojarzyła się niektórym z Central Parkiem?  

A może było tak, jak w Piekarach Śląskich. Nawet sami mieszkańcy wciąż do końca nie wiedzą, dlaczego właściwie mieszkają na Manhattanie. W końcu w okolicy były same pola – prawie jak w Zduńskiej Woli. Zamiłowanie do dziwnych nazw? Niewykluczone, wszak osiedle sąsiadowało z kopalnią… Andaluzja. Już jej nie ma, ale za to ciągle funkcjonuje Ośrodek Kultury Andaluzja.

Jeden z mieszkańców twierdził, że skoro bloki powstały na końcu Piekar Śląskich, to dla wielu były niemal tak samo odległe, jak Nowy Jork. Jeszcze inny sugerował, że wszystko zaczęło się dowcipu nastolatków, którzy przywiesili tabliczkę na przystanku, gdy osiedle składało się z raptem pięciu bloków. „Cóż wtedy wiedzieliśmy o Manhattanie? Tyle co z kilku amerykańskich filmów - że są tam wieżowce. Stal i beton” – opowiadał portalowi piekaryslaskie.naszemiasto.pl.

planowana wycinka drzew w lodzi class="wp-image-4659632"
nikonka1 / Shutterstock.com / Łódzki Manhattan

Czasami szyderczo, czasami z powagą – budzące skojarzenia z Ameryką wysokie lub przynajmniej gęsto zaludnione wieżowce musiały być namiastką innego, wielkiego świata. Myślę o tym za każdym razem, gdy wkraczam na łódzki Manhattan. Idąc od ul. Sienkiewicza, najpierw trzeba się delikatnie wspiąć. Gdy już wejdziemy na górkę wręcz przygniata nas ogrom wieżowców. Wchodząc od drugiej strony, przejdziemy pod jednym z bloków i staniemy na małym placyku – pod sobą będziemy mieć park, po bokach inne bloki, a całość jest po prostu majestatyczna, wielkomiejska.

Czy dziś wieżowce są w stanie wywoływać podobne emocje?

Ameryka już dawno nie jest symbolem lepszego świata, nowoczesności, czegoś, do czego chciałoby się dążyć i mieć to u siebie. Wręcz przeciwnie. Trudno więc z sympatią patrzeć na wiecznie świecące biurowce, które zanieczyszczają przestrzeń światłem, należą do krwiożerczych korporacji i raczej niszczą krajobraz, niż go wzbogacają. Więcej pozytywnych emocji budzą te, które próbują wtopić się w otoczenie, stawiają na zieleń, wolą odciąć się od betonowych miejskich skojarzeń.

REKLAMA

Nie umiem jednak patrzeć na zdjęcia wieżowców sprzed lat czy na same budynki, które zapowiadały „amerykański sen” inaczej niż z pewną sympatią. Tym bardziej że była to pewnie Ameryka po naszemu, pewne wyobrażenie i utopia. Teraz to pragnienie postępu, kiedy znamy rozczarowujące konsekwencje, jest uroczo niewinne. Widzę w wieżowcach wiarę w to, że wszystko jest możliwe. Dziś drapacze chmur, jutro latające auta. Dużo sobie dopowiadam, ale to właśnie ich zaleta.

Jeśli gdzieś szukać amerykańskiego snu, to już tylko w nich.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA