Polacy nie mają tak źle. Sprawdziłam, ile za nową elektronikę płaci się w Serbii
Jeżeli wciąż ubolewasz nad przegapioną promocją na Amazonie albo użalasz się nad faktem, że twój nowy telefon wleciał na promocję tydzień po zakupie, to mam coś dla ciebie na otarcie łez. Albo przynajmniej argument, by powiedzieć "w sumie to w Polsce nie jest tak źle". Oto wirtualna wycieczka zakupowa w samo serce Bałkan.
Życie pisze różne historie - jedni wchodzą w relacje z osobami, których jako dzieci lub nastolatki nie cierpieli, inni od klasowej czarnej owcy i wyrzutków przeszli długą drogę do bycia dobrze zarabiającymi przedsiębiorcami, a jeszcze inni po jakimś traumatycznym zdarzeniu całkowicie zmienili bieg swojego życia. Każdy z nas zna taki przypadek nagłego, nieoczekiwanego zwrotu akcji. W moim życiu tym nieoczekiwanym zwrotem akcji było nierozerwalne połączenie z Serbią.
Połączenie nietypowe, bo kiedy ktoś myśli o szeroko pojętej zagranicy to oczami wyobraźni widzi naszych najbliższych sąsiadów. Albo kraje europejskie trochę dalej, które każdy zna, takie jak Francja czy Włochy. Dlatego w rozmowach sypię jak z rękawa różnymi ciekawostkami z kraju, który leży - nie bójmy się tego sformułowania - poza polską świadomością. Dziś tą ciekawostką będą ceny elektroniki.
Idziemy na zakupy telefonów w Serbii. Jak prezentują się ceny w porównaniu do Polski?
Serbia - lub bardziej oficjalnie Republika Serbii - to małe państwo położone na półwyspie Bałkańskim. Według danych z 2021 r. mieszka w niej ok. 7 milionów mieszkańców, z czego ponad 2 miliony w stolicy kraju Belgradzie. Po wielu zawirowaniach historycznych i politycznych kraj osiągnął względną stabilność i w dużej mierze żyje się w nim tak jak w większości krajów Europy. No, poza cenami.
Ludzie nie wierzą mi, kiedy mówię, że w Serbii jest cholernie drogo, a Polska w porównaniu do niej to naprawdę tani kraj. I pokażę to na przykładzie cen elektroniki - i nie tylko, ale o tym później.
Na pierwszy ogień ceny Samsunga Galaxy S24 Ultra 256 GB w trzech największych sieciach sklepów z elektroniką, kolejno: Tehnomanija, Gigatron i Tehnomedia. Obecny kurs dinara wynosi około 3,68 zł za 100 dinarów, wobec czego prosta matematyka pokazuje, że za flagowca Samsunga w Serbii zapłacimy ok. 6300 zł, czyli około 300 zł drożej od oficjalnych dystrybutorów w Polsce.
Z kolei średniopółkowa Motorola G54 w Serbii jest droższa o około 100 zł.
Serbia jest jednym z trzech krajów europejskich, do których Chińczycy mogą wjechać bez wizy i ogólnie pozostaje w dość dobrych stosunkach z Państwem Środka. To owocuje licznymi chińskimi restauracjami, instrukcjami w języku chińskim dla turystów odwiedzających Dom Kwiatów, czy dość przystępnymi cenami chińskich smartfonów. Bo produkty Honora, Xiaomi czy Huawei są na poziomie podobnym co w Polsce, o ile nie delikatnie tańsze.
Nisze napędzają turystykę zakupową
Za to iPhone może z powodzeniem być przedmiotem turystyki zakupowej, bo w porównaniu do Polski smartfony Apple są nawet o 1 tys. zł droższe, a ich ceny są regulowane przez zarówno popyt jak i podaż, bo spora część elektroniki w Serbii to import z Węgier. Choć może import to za dużo powiedziane - to po prostu odsprzedaż produktów zakupionych w węgierskich sklepach. Podczas pamiętnej premiery iPhone 14 - pamiętnej ze względu na inflację i rekordowe ceny po przewalutowaniu - różnice osiągały nawet 2 tys. zł.
Tak jak w Polsce, w Serbii użytkownicy iPhone'ów to nisza
Istnienie nisz nie jest niczym nowym, jednak w Serbii da się odczuć, że za niszowe zainteresowania należy po prostu płacić. Jak wspomniałam Serbia to relatywnie mały kraj, a więc i mały rynek zbytu na wyspecjalizowane nietypowe produkty.
Bycie entuzjastą Apple'a to jedna z bardziej oczywistych nisz, ale inną równie popularną niszą (cóż za piękny oksymoron!) jest bycie graczem, które przy pełnym zestawie komputerowym może być spokojnie o kilka tysięcy złotych droższe w porównaniu do Polski.
Przykładowo myszka Logitech G502 Lightspeed Hero - u nas około 500 zł, w Serbii spokojnie ponad 700 zł. Monitor LG UltraGear 27GR75Q-B u nas około 1 tys. zł, w Serbii ponad 1200 zł.
Przykłady można wyliczać w... skończoność. Skończoność, bo w zdecydowanej większości przypadków oferta sklepów serbskich jest ograniczona i chcąc kupić bardzo konkretny element zestawu komputerowego lub inną nieoczywistą elektronikę, należy skierować się albo do znajomych lub rodziny, którzy przebywają na emigracji lub na KupujemProdajem.
KupujemProdajem to w dużym uproszczeniu taki serbski OLX, z tą różnicą, że stanowi także ryneczek dla entuzjastów elektroniki. To właśnie na KupujemProdajem można najtaniej znaleźć różny sprzęt, zarówno niszowy, jak i nie. Tu z łatwością kupi się dowolną kartę graficzną oraz znajdzie się szeroki asortyment gier na Nintendo Switch. Oczywiście najbardziej rozchwytywanym produktem nadal pozostają iPhone'y i inne sprzęty Apple'a, trochę tańsze niż te w sklepach w Serbii.
A skąd bierze się tania elektronika na KupujemProdajem? Głównie z Węgier, gdzie mieszkańcy północnej Serbii zaopatrują się w różne produkty, a następnie wystawiają je na KupujemProdajem. W serbskim internecie wszechobecny jest żart, że każdy mieszkaniec Suboticy - miasta położonego kilkanaście kilometrów od granicy z Węgrami - ma konto na KupujemProdajem.
Realna cena elektroniki ukazuje się, gdy wyjdziemy ze sklepu
Jednak nadal mówimy o kilkuset złotych różnicy na jednym produkcie. Mniej-więcej tyle ile my oszczędzamy (albo i nie, zależnie od produktu) kupując u naszych zachodnich sąsiadów, zamiast kupować w Polsce. Tak więc rozumiem, czemu same w sobie te różnice w cenach nie wzruszają. Jednak sytuacja zmienia się znacznie, gdy zaczniemy mówić o zarobkach i sile nabywczej Serbów.
Zgodnie z danymi za maj bieżącego roku, średnie wynagrodzenie brutto w Serbii wynosiło 138332 dinary, czyli 5105 zł. W przypadku wynagrodzenia netto było to 100170 dinarów, czyli 3696 zł.
Jednak jak wiemy ze szkoły podstawowej, średnia to miara, która wrzuca do jednego worka zarówno najbogatszych i najbiedniejszych, sprawiając, że zwykle średnie zarobki nie są najlepszym wyznacznikiem tego, ile zarabia przeciętny obywatel. Przykładowo, w kwietniu bieżącego roku przeciętny mieszkaniec Belgradu zarabiał netto średnio 121855 dinarów (4498 zł), podczas gdy w małym, sennym Leskovac na południu kraju było to jedynie 74009 dinarów (2731 zł).
Tak więc spoglądając na medianę wynagrodzeń netto - ta w maju 2024 roku wynosiła 77 571 dinarów netto, czyli około 2863 zł - mniej-więcej tyle zarabia połowa aktywnie pracujących Serbów.
Jednak prawdziwa cena elektroniki - dobra na ogół luksusowego ujawnia się, gdy wejdziemy do sklepu spożywczego, w którym wszystko jest po prostu drogie. Pieczarki kosztują 8zł za 400 gramów, kilo piersi kurczaka to około 30 zł, najtańszy możliwy 250-gramowy słoik miodu to koszt ok. 12 zł, a produkty mleczarskie przebijają same siebie. 16 złotych za 200 gramów masła, 8 zł za litr mleka, a nasza polska Mlekovita - mówię to całkowicie serio - oferuje jedne z najtańszych serów w Serbii. 10 zł za 150 g goudy w plastrach.
Dlatego nawet pomimo faktu, że elektronika w Polsce jest stosunkowo droga, w Serbii każdy zakup bije po kieszeni o wiele mocniej za połączenie trzech czynników: samych wyższych cen urządzeń, niższych zarobków i o wiele wyższych cen wielu podstawowych produktów spożywczych.
Gdybym zabrała się za głębsze przemyślenia, zaczęłabym płakać, że w niektórych częściach świata nie ma prądu
Teraz aż ciśnie się na klawiaturę "żyjąc w Polsce powinniśmy docenić jak dobrze mamy i znacznie bardziej szanować to co mamy bla, bla, bla". Na tej samej zasadzie jak powinniśmy doceniać, że mamy wodę w kranach i jedzenie w sklepach "bo gdzieś tam na świecie jest gorzej". Na upartego moglibyśmy gloryfikować nasz kraj pod każdym możliwym względem, znajdując w każdym kraju na świecie jakiś aspekt, w którym Polska jest lepsza. Niestety prawidłowością współczesnego świata są nierówności, jedne mniej, inne bardziej dotkliwe.
Dlatego traktujcie ten artykuł jako pocztówkę z dość nietypowego miejsca w Europie, o którego specyfice raczej w życiu, i w inny sposób, byście się nie przekonali.
Oraz jako powód, by po zakupie iPhone'a 16 za równowartość miesiąca ciężkiej pracy poklepać się samemu po ramieniu i powiedzieć: "no, przynajmniej nie mieszkam na Bałkanach".
Zdjęcie główne: Baloncici / Shutterstock