Na dachu wieżowca postawił wielką rezydencję. Tego nie da się odzobaczyć
Jak zagospodarować dach luksusowego wieżowca, pełnego prestiżowych apartamentów? Wielki ogród, taras z przepięknym widokiem, może basen – nuda i to do kwadratu. Prawdziwi wizjonerzy na szczycie drapacza chmur stawiają willę.
W jednym z moich ulubionych kawałów (pewne TOP 3) Jasiu na pytanie o to, kim chciałby zostać, odpowiada, że osiedlowym pijaczkiem, bumelantem migającym się od pracy, kimś, komu dni zlatują na ławce w parku. Po 30-40 latach bohater zadaje sobie pytanie „co poszło nie tak?”, patrząc na światła miasta w luksusowym apartamencie ulokowanym na ostatnim piętrze wybudowanego przez siebie drapacza chmur.
Nie mam pojęcia, czy podobny żart funkcjonuje w Indiach, ale jeśli tak właśnie jest i usłyszał go Vijay Mallya, to na pewno nie zaśmiał z absurdalności losu. Wręcz przeciwnie: musiał być śmiertelnie poważny i nie rozumiał, dlaczego człowiekiem sukcesu nazywa się kogoś, kto żyje na ostatnim piętrze wielkiego wieżowca.
Prawdziwi bogacze mierzą jeszcze wyżej
Vijay Mallya musiał tak myśleć, nawet jeżeli w Indiach nikt nie znał kawału o Jasiu. W innym przypadku indyjski potentat nie zdecydowałby się na taki krok. Czyli wybudowanie willi przypominającej jeśli nie Biały Dom, to na pewno amerykańską posiadłość, właśnie na dachu niemałego przeszklonego, bardzo luksusowego wieżowca. Po co? Bo przecież nawet niebo nie jest limitem.
Wieżowiec Kingfisher Tower już sam w sobie jest niezwykle prestiżowym budynkiem w Bengaluru, mieście nazywanym indyjską Doliną Krzemową. Fascynację Ameryką widać również w innych budynkach, które jakby żywcem wyjęte są z amerykańskiego krajobrazu. Nie trzeba się długo zastanawiać, skąd Vijay Mallya czerpał inspirację.
Jednak gdyby nie fakt, że jego „Biały Dom” znajduje się ok. 120 m nad ziemią, byłaby to całkiem normalna posiadłość. Ot, piwnica z winami (choć czy jeśli mówimy o domu na dachu, to piwnica jest właściwym określeniem?), basen czy lądowisko dla helikopterów na wypadek, gdyby ulubiony program zaczynał się za chwilę, a jazda windą zajęłaby zbyt wiele czasu.
Niestety właściciel domu nie zdążył mieć takich problemów
Jego kariera posypała się jak domek z kart. Jak się jednak zaczęła? Mallya, syn indyjskiego biznesmena, jak każdy bogacz wstawał wcześnie rano i robił wszystko, aby dojść do wielkich pieniędzy. A przy okazji odziedziczył po tacie linie lotnicze. Rozbudował je, dzięki czemu Kingfisher stały się największym przewoźnikiem w Indiach. W 2007 r. wszedł do świata Formuły 1, gdzie zarządzane przez niego zespoły całkiem nieźle sobie radziły, przynajmniej według sportowych mediów.
Tyle że w końcu sielanka się skończyła, bo linie lotnicze upadły. Mallya nie spłacił pożyczki, nie chciał ujawnić swojego majątku, więc indyjskie władze wzięły go na celownik. W 2016 r. wydano nakaz aresztowania, a rok później biznesmen został nawet aresztowany w Londynie, gdzie wówczas mieszkał. Z dala od swojej rezydencji na dachu.
Wielka Brytania od lat nie zgadza się na ekstradycję miliardera. Jego brytyjski majątek został jednak nadgryziony – sąd zmusił go do sprzedaży samochodów, jachtu czy jednej z londyńskich rezydencji.
Tymczasem znajdująca się w Indiach posiadłość może być dla wszystkich przestrogą, by jednak nie chcieć za bardzo zbliżać się do słońca. Pewne lekcje jak widać do dzisiaj pozostają aktualne.
Jeżeli zaś chodzi o inne posiadłości na dachach, to warto odnotować, że i u nas były podobne próby. I również nieudane – choć, na szczęście dla pomysłodawcy, z nieco innych powodów.
Więcej na temat architektury przeczytasz na Spider's Web:
zdjęcie główne: Albin Raj / Shutterstock