REKLAMA

Przez Teardown na konsoli zostałem cyfrowym piromanem. Trudno oderwać wzrok

Po zdobyciu popularności na komputerach osobistych, Teardown trafił na konsole PlayStation 5 oraz Xbox Series. Konsolowy port to mój pierwszy kontakt z produkcją, od której nie mogę oderwać wzroku. Wszystko za sprawą jednego z najbardziej efektowych modeli ognia jaki widziałem w grach wideo.

Przez Teardown na konsoli zostałem cyfrowym piromanem. Trudno oderwać wzrok
REKLAMA

Z ponad milionem sprzedanych kopii na komputerach osobistych, Teardown okazał się dużym sukcesem. Niezależna produkcja z możliwością niszczenia otoczenia zachwyciła graczy nie tylko destrukcją, ale również pełną humoru kampanią dla jednego gracza oraz solidnym wsparciem sceny moderskiej.

Gra zawsze znajdowała się na mojej liście do nadrobienia, ale jak to bywa z takimi listami, dobra okazja nigdy się nie natrafiła.

REKLAMA

Teraz Teardown debiutuje na konsolach PlayStation 5 i Xbox Series. Rzuciłem więc w kąt Spider-Mana 2, zapomniałem na chwilę o pięknym Avatarze Ubisoftu i rozpocząłem przygodę z nietypową produkcją. Przygodę, przez którą zostałem kimś na kształt wirtualnego piromana: podpalam cyfrowe obiekty i patrzę jak wszystko PŁONIE. Jakież to relaksujące. Prawie jak świeczka z drewnianym knotem.

 class="wp-image-4254647"

Teardown oferuje jeden z najlepszych wizualnie systemów ognia i pożaru, jaki widziałem w grach wideo.

Przekonałem się o tym już podczas pierwszej misji fabularnej, w której musiałem zrównać z ziemią stary budynek na placu budowy centrum handlowego (o tym, że to zabytek, dowiedziałem się później z wiadomości). Byłem w pozytywnym szoku obserwując, jak po zaprószeniu ognia płomienie pożerają kolejne fragmenty budynku. Robiły to drobiazgowo i dokładnie, wpływając na strukturę całego budynku.

Podziwiałem ogień zamieniający drewniane elementy w zgliszcza, naruszając stabilność kamiennych elementów. Widziałem jak zapada się podłoga pierwszego piętra. Jak małe fragmenty cegieł odpadają od ścian, na skutek luzów powstałych przez wypalone drewno. Efekt był niezwykle realistyczny, w przeciwieństwie do znacznej większości pożarów we współczesnych grach. Czuć jak masa skryptów pracuje pod maską, w czasie rzeczywistym określając wpływ ognia na wiele elementów: podłogi i sufity, ściany z podziałem na każdą cegłę, meble oraz ozdoby, a także dach z indywidualnymi sztachetami.

 class="wp-image-4254656"
 class="wp-image-4254653"

No i te słupy dymu! Pożar w Teardown na PS5 to nie tylko jaskrawy ogień, ale przede wszystkim gęsty, ciemny dym uciekający ku górze. Wizualny efekt jest tak sugestywny, że gracz odruchowo ma się ochotę odsunąć albo skulić, szukając dostępu do czystego powietrza.

WINCYJ! Podpalanie obiektów bardzo szybko stało się moją ulubioną zabawą w Teardown.

Zamiast wykonywać misje kampanii, chwytam za miotacz płomieni i głaszczę nim budynki w trybie swobodnym. Patrzę, jak drewniane chaty, zamkowe wieże oraz gigantyczne wille stają w płomieniach. Przyglądam się wtedy szczegółom. Tym, jak jaskrawe jęzory wpływają na małe elementy środowiska, przez co dochodzi do efektu domina: podpalony obraz spada ze ściany na ziemię, podpalając panele. Ściana ognia sięga krzeseł, których nogi znikają w oczach, ale oparcia potrzebują czasu by zamienić się w węgiel.

Reakcje zachodzące pomiędzy drobnymi obiektami tworzącymi większe całości - pomieszczenia, budynki, kompleksy - są dla mnie fascynujące. Jestem pod wrażeniem tego, jak drobiazgowy jest ten system i jak autentycznie wypada. Od odpadających drzwiczek kuchennej szafki po zgliszcza całego domu, Teardown to gamingowe porno dla wszystkich entuzjastów realistycznego silnika fizycznego mającego silne przełożenie na rozgrywkę.

 class="wp-image-4254662"
 class="wp-image-4254665"
 class="wp-image-4254668"

Im dłużej wpatrywałem się w ogień, tym więcej widziałem technologicznych ograniczeń pożarów.

Nie wiem czy podobnie jest na PC, ale wersja dla PS5 broni się przed tym, by ogień nie postępował zbyt szybko, jeśli ma na swojej drodze wiele obiektów do pożarcia. Być może to kwestia mocy obliczeniowej. Gdy podkładam ogień w trzech miejscach drewnianej chaty, ten postępuje wolniej i na mniejszą skalę niż w przypadku jednego źródła. Jak gdyby gra kupowała sobie czas, by poprawnie przeliczyć wpływ ognistych języków na masę interaktywnych obiektów.

Drugim sporym ograniczeniem na konsolach jest fizyka rozumiana w ten najprostszy, najbardziej bazowy sposób. Wystarczy, że budynek stoi na jednym ze swoich dziewięciu drewnianych filarów, a nie runie pod wpływem własnej masy. Podobnie działa to np. w Minecrafcie. Tam jednak fizyczne absurdy nie bolą tak w oczy, na skutek uproszczonej i jeszcze bardziej kwadratowej oprawy wizualnej.

Do tego, w przeciwieństwie do takich gier jak Far Cry 2 czy Horizon Forbidden West, w Teardown naturalnie żyjąca flora nie nadaje się do roli podpałki. Drzewa, trawy, krzewy - nic z tych zielonych elementów nie chce zapłonąć, mimo bezpośredniego strumienia ognia prosto z dyszy miotacza.

 class="wp-image-4254671"
 class="wp-image-4254674"
 class="wp-image-4254677"

M.in. z tych powodów w Terdown nie udało mi się pogrążyć w ogniu całego wirtualnego świata. Nadający się na rozmowę z psychologiem plan spalenia średniowiecznej wioski skończył się na raptem kilku budynkach, po czym ogień - zamiast nabierać tempa i skali - dogasł jak kiepsko rozpalone ognisko bez stałej dostawy drewna. W Teardown tego drewna jednak nie brakowało, bo wioska była zbudowana z drewniano-kamiennych chat.

Mimo tych mankamentów model ognia w Teardown pozostaje jednym z najbardziej efektownych wizualnie i najbardziej złożonych, jakie widziałem w grach wideo. Wykonane przeze mnie zrzuty ekranu niestety nie oddają tego efektu nawet w połowie. Najlepiej doświadczyć ich samemu, na wielkim ekranie.

Tak trochę przy okazji, Teardown na konsoli to bardzo dobry port. Do tego niezwykle płynny.

Produkcja działa w 120 klatkach (tryb wydajności) na moim PlayStation 5, co samo w sobie jest wielkim osiągnięciem. Co prawda kiedy niszczę gigantyczne budynki przy użyciu wybuchowych pocisków płynność potrafi wyraźnie spaść, ale co do zasady Teardown rewelacyjnie odnalazł się na konsolach. Zarówno jeśli chodzi o oprawę, jak również sterowanie i rozgrywkę.

 class="wp-image-4254683"
 class="wp-image-4254686"
 class="wp-image-4254689"
REKLAMA

Co świetne, konsolowy Teardown posiada także ograniczone wsparcie dla modyfikacji. Produkcja jest sprzedawana nie tylko z pakietem dwóch DLC od producentów, ale także wyselekcjonowanym zbiorem modów wysokiej jakości. Na kolekcję składają się zarówno zewnętrzne kampanie oraz wyzwania, jak również piękne lokacje, nowe narzędzia oraz nowe obiekty do wykorzystania w trybie kreatywnym, budując obszary na własną rękę.

Do tego dochodzi naprawdę angażująca kampania fabularna, pełna czarnego humoru oraz dodatkowych wyzwań. Przechodząc ją, momentami muszę się nieźle napocić, by zrealizować wszystkie zadania. Moje rozwiązania - jak kradzież tankowca z całym pokładem i ciągnięcie go po asfaltowej drodze - bywają czasem ekstremalne, ale właśnie takie jest Teardown. Absurdalne. Zabawne. Satysfakcjonujące. Sto procent gry w grze. Teraz już rozumiem sukces tej produkcji na PC.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA