REKLAMA

Jak kupuje się dinozaura?

W ostatnich dniach nie tylko plotkarskie serwisy donosiły, że Nicolas Cage lekką ręką roztrwonił 150 mln dol., a na liście nietypowych zakupów wyróżniała się czaszka dinozaura. Po usłyszeniu tej historii cisnęły się dwa pytania: "jak można było przehulać tyle kasy?!" oraz "zaraz, jak kupuje się czaszkę dinozaura?". Okazuje się, że nie zawsze do końca legalnie.

Kup szkielet dinozaura
REKLAMA

Nicolas Cage nie jest jedynym gwiazdorem z Hollywood, który tak umiłował dinozaury. W wielu aukcjach licytował się z nim Leonardo DiCaprio, właściciel pokaźnej kolekcji szkieletów pradawnych gadów. To właśnie w domu aktora pracował, składając szkielet, Eric Prokopi – człowiek, którego działalność nazwana została "jednoosobowym czarnym rynkiem kości dinozaurów". Jego historia najlepiej pokazuje, jak skomplikowany jest to proceder – na styku nauki, pasji, wielkich pieniędzy, politycznych powiązań i szemranych jegomości.

REKLAMA

Do wykopanych znalezisk w zasadzie każde państwo podchodzi inaczej. Najczęściej restrykcyjnie. Stany Zjednoczone uznają jednak, że to, co pochodzi z prywatnej ziemi, należy do właściciela. Jeżeli więc posiadacz rancza znajdzie na swoim terenie dobrze zachowane szczątki dinozaura, "odrestauruje" i sprzeda, ewentualnie wynajmie teren fachowej ekipie, która zajmie się brudną robotą i podzieli się zyskiem, sprawa jest czysta, nikomu nic do tego.

W Ameryce szukanie cennych historycznych znalezisk stało się więc sposobem na życie dla wielu osób, którzy nie tylko z chęci zysku, ale też pasji i zamiłowania do przygody grzebali w ziemi w poszukiwaniu cennych eksponatów. Od lat entuzjaści i obrotni biznesmeni zjeżdżali do Tucson, gdzie tzw. komercyjni paleontolodzy wynajmowali pokoje w miejscowych hotelach, zamieniając je w sklepiki. Tak powstała słynna nie tylko na Amerykę impreza, bez której "skamieniałości być może nigdy nie zadomowiłyby się tak łatwo na rynku okazów świata przyrody", jak pisała o niej Paige Williams, autorka książki "Sprzedam dinozaura. Paleontolodzy, kolekcjonerzy i przemyt skamielin".

Do 2014 roku przychody lokalnych przedsiębiorców generowane przez uczestników targów wzrastały o sto dwadzieścia milionów dolarów rocznie, a do kasy miasta wpłynęło ponad dziesięć milionów dolarów z tytułu podatków. Na tak wielowątkowej imprezie niemożliwe było kontrolowanie wszystkiego, zwłaszcza że pochodzenia wielu oferowanych rzeczy nie sposób było wytropić – dodawała autorka

Jeden z naukowców wspominał, że na targach widział rzadkiego skamieniałego płaza z Rosji, do którego dołączony był certyfikat rosyjskiego Instytutu Paleontologicznego zezwalający na eksport. W tym przypadku Rosjanie dali zielone światło, licząc na zarobek, ale nie zawsze skamieliny wyjeżdżały z danego kraju za zgodą władz czy świata nauki.

Na tym polega największa kontrowersja związana z handlem szkieletami dinozaurów

Naukowcy będący przeciwko podkreślają, że uszczupla się zasoby danego państwa, nie pozwalając lokalnym badaczom na pracę ze szkieletami. Te przeważnie trafiają do prywatnych kolekcji. Wprawdzie niektórzy bogacze kupują kości, a potem w prezencie przekazują je do muzeów, ale bardzo często wartościowe skarby zdobią gabinety celebrytów i naukowcy nie mają z nich pożytku.

Prawdziwym problemem jest to, że szkielety bardzo często wyjeżdżają z takich państw jak Mongolia, Chiny czy Rosja nie do końca legalnie. Właśnie z Mongolii pochodził szkielet tarbozaura bataara, którego niemal w całości Eric Prokopi przywiózł do Stanów Zjednoczonych, a następnie zrekonstruował. Okaz miał być sprzedany na aukcji za przeszło milion dolarów. Do transakcji nie doszło, bo władze Mongolii zablokowały licytację, domagając się zwrotu skamielin.

Jak przewozi się szkielet dinozaura?

Okazuje się, że całkiem prosto, o ile ma się na miejscu odpowiednie znajomości, które pomagają puścić kontenery z zawartością w świat. W papierach celnych wystarczy później wpisać, że to kości gada – czy to kłamstwo? – a wartość zaniżyć, wszak " ich późniejsza wartość była wynikiem pracy preparacyjnej". Sprytny unik, skoro dobrze wiadomo, że chodzi o dinozaury, które są wyjątkowe właśnie dlatego, że żyły w tym konkretnym miejscu – w tym przypadku była to pustynia Gobi. Przemytnicy na pytanie, skąd przesyłka pochodzi, z bezczelnością odpowiadali, że z ostatniego portu.

- Dinozaury są zbyt duże, żeby można je było bezkarnie przetransportować przez granicę, więc być może zaangażowani są w to jacyś urzędnicy biorący na siebie odprawę celną po jednej i drugiej stronie. To wykracza poza możliwości zwykłych ludzi – mówił jeden z rozmówców Williams.

Teoretycznie cała historia miała happy end. Prokopi został skazany symbolicznie na sześć miesięcy więzienia, dinozaur wrócił do ojczyzny, nawet Nicolas Cage oddał wcześniej zakupioną czaszkę, która także pochodziła z Mongolii. Tyle że w grę wchodzą zbyt duże pieniądze, by proceder zatrzymać. To już nie giełda pasjonatów, wystawiających okazy w hotelowym pokoju, a biznes, w który zaangażowane są potężne domy aukcyjne.

REKLAMA

- To dla mnie zdumiewające, że pomimo wszystkiego, co napisano o współudziale największych światowych domów aukcyjnych w tym biznesie, ciągle odbywa się wielki handel dinozaurami. Czasami te próby sprzedaży są blokowane, ale handel wciąż trwa, napędzany przez tych samych graczy i sieć wzajemnych powiązań – mówiła autorka reportażu w rozmowie z Lubimy Czytać.

W 2021 roku za 6,6 mln euro sprzedano szczątki największego triceratopsa, jakie kiedykolwiek odkryto. Okaz mógł żyć na terenie dzisiejszej Dakoty Południowej ok. 66 mln lat temu. I chociaż jest to historia inna niż przemyt kości, to dobrze pokazuje problem handlu szczątkami. Dostęp do tak wyjątkowych zjawisk zależeć ma od dobrej woli nowego właściciela. O wielu zaś po prostu się nawet nie dowiadujemy. "Bez wiedzy instytucji paleontologicznych co roku odkrywane są niezliczone ilości cennych skamieniałości, ale wiele z nich ginie i nie zostaje zbadana" - zwracał uwagę autor bloga "Czas Tytanów". I dla tego handel kośćmi dinozaurów może budzić poważne wątpliwości.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA