REKLAMA

Diabeł umarł z nudów, horror nie straszy. The Devil in Me - recenzja

Jestem wielkim fanem serii The Dark Pictures Anthology, ale jej najnowsza odsłona - The Devil in Me - stanowi najsłabszą część ze wszystkich czterech horrorów. Duża w tym wina wybranego straszydła. Nie da się go bać.

22.11.2022 19.51
Diabeł umarł z nudów, horror nie straszy. The Devil in Me - recenzja
REKLAMA

Jako miłośnik horroru, każdą premierę nowej odsłony The Dark Pictures Anthology traktuję jak małe święto. Niestety, gra The Devil in Me to zdecydowanie najsłabsza część cyklu grozy. Duża w tym zasługa wybranego straszydła, które kompletnie nie straszy. To trochę jak gra wyścigowa w której samochód nie jeździ. Do teraz boli mnie, jak bardzo nijaki okazał się antagonista, bo pozostałe elementy zdają egzamin.

REKLAMA

W The Devil in Me grasuje pierwszy seryjny zabójca z USA. Problem polega na tym, że nie da się go bać.

 class="wp-image-2986950"
 class="wp-image-2986944"

Twórcy horroru sięgają po postać historyczną, stawiając na H.H. Holmesa - pierwszego seryjnego zabójcę z USA, który miał pozbawić życia ponad 20 osób. Powieszony na stryczku w 1896 roku, mężczyzna jakimś cudem powraca. Zabójca próbuje zabić ekipę filmową kręcącą epizod serialu właśnie na jego temat. Jak Holmes znalazł się w teraźniejszości? To jedna z zagadek nowej gry.

Cały problem polega na tym, że H.H. Holmes - chociaż jest seryjnym zabójcą - nie budzi żadnej grozy. To po prostu wysoki, dobrze zbudowany facet z wąsem i w meloniku. Ściga swoje ofiary z nożem lub siekierą w dłoni i… cóż, to z grubsza tyle. Na tle poprzednich straszydeł debiutujących w serii, pierwszy seryjny zabójca ze Stanów Zjednoczonych wypada bardzo, bardzo blado.

Uśmiechałem się pod nosem, gdy pięcioosobowa ekipa telewizyjna, w skład której wchodzi dwóch dorosłych i zdrowych mężczyzn, ucieka przed jegomościem w meloniku. Zwłaszcza, gdy dookoła znajduje się pełno przedmiotów, które można użyć jako broń: krzesła, szklanki, świeczniki, haki, łańcuchy i wiele, wiele więcej. Groza malująca się na twarzach piątki bohaterów wypada nienaturalnie.

Gdy gracz zdaje sobie sprawę, że znajduje się na wyspie z samym zabójcą, strach mija kompletnie.

 class="wp-image-2986923"

Twórcy The Devil in Me próbują budować napięcie równoległymi sekwencjami rozdzielonych bohaterów. Morderca nie może być jednak w kilku miejscach jednocześnie, a gra bardzo szybko o tym uświadamia. Producenci sięgają więc po cały zestaw dodatkowych straszaków, ale zestaw kruków, zbłąkanych psów, manekinów oraz szczurów zdaje się na nic. The Devil in Me to po prostu kiepski horror.

Braki na froncie grozy nadrabiają bohaterowie. Ekipa telewizyjna to bardzo niestandardowa zbieranina. Twórcom niemal udało się uniknąć powtarzalnych klisz. Czołowa postać kobieca nie jest nastoletnią pięknością, mentor okazuje się złamasem, a najsłabsze ogniwo grupy można zahartować na wielkiego bohatera. O ile oczywiście podejmiemy odpowiednie decyzje. Jak w innych grach z serii, to od nich zależy czy postaci przeżyją do napisów końcowych.

System decyzji oraz śmiertelność wszystkich bohaterów to największe zalety The Devil in Me.

 class="wp-image-2986947"
 class="wp-image-2986932"

W interaktywnym horrorze żadna postać nie nosi fabularnego pancerza i samo to jest rewelacyjne. Mogą przeżyć wszyscy, może nie przeżyć nikt. Podjęte przez gracza decyzje mają znaczenie, zależy od nich być albo nie być konkretnych bohaterów. Pod tym względem The Devil in Me ma przewagę nad niektórymi horrorami studia, które chronią - przynajmniej do pewnego momentu - wybrane postaci o kluczowym znaczeniu.

Lepsza jest także klarowność wyborów. W Quarry tego samego producenta był z tym duży problem. Racjonalność nie zawsze była tam najwyżej ceniona, a skutki podjętych działań często wydawały się losowe i nienaturalne. W The Devil in Me logika ma więcej przestrzeni do oddychania. Drobna dziewczyna lepiej zrobi uciekając niż zastawiając pułapkę. Robiąc coś sensownego, nie jesteśmy za to karani, bo nie postanowiliśmy zgrywać bohatera.

Niestety, ta ceniona logika w kilku miejscach znika kompletnie. Przykładowo, gracz jest świadkiem sceny, na którą nie może w żaden sposób zareagować, ukazującą wymyślne narzędzie tortur. Maszyna zabija dwóch ludzi, którzy zamiast współpracować, działają na własną rękę. Gdy niedługo potem bohaterowie znajdują się w podobnej sytuacji, rozwiązaniem jest… zachowanie samolubne, które ratuje dwoje postaci. Szukanie wyjścia we współpracy i neutralności kończy się śmiercią jednej bohaterki. Na szczęście takich baboli jest znacznie, znacznie mniej niż w The Quarry.

Słaby horror, przeciętna gra, pięknie wyglądający bohaterowie. The Devil in Me nie podbije świata grozy.

 class="wp-image-2986935"

Największe zalety:

  • Pięciu bohaterów, każdy może zginąć w dowolnym momencie
  • Ciekawe sylwetki grywalnych postaci
  • Niezwykle szczegółowe modele bohaterów, zwłaszcza ich twarze

Największe wady:

REKLAMA
  • Kiepski wybór straszydła. Holmes nie straszy, tak po prostu
  • Logika wybór wciąż czasami szankuje
  • Słaby horror, przeciętna przygodówka
  • Brakuje połysku: szarpane animacje, spóźniona mimika etc.
  • Najsłabsza odsłona The Dark Pictures Anthology

Tytuł nie straszy, z kolei jako gra przygodowa jest po prostu przeciętny. Największe wrażenie robi szczegółowość twarzy głównych bohaterów. Grając na PS5 odczuwałem ogromną przyjemność, patrząc jak trójwymiarowe modele uginają się od detali. Gra jest przyjemna dla oka, ale to zbyt mało, by The Devil in Me odniósł spektakularny sukces. Przeciwnie, to najsłabsza dotychczas wydana odsłona The Dark Pictures Anthology.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA