iPhone w górę, reszta świata w dół. Jeśli chodzi o smartfony, Apple rządzi i dzieli
Apple zdaje się być firmą odporną na wszelkie kryzysy finansowe. Podczas gdy każdy bez wyjątku producent dotknięty jest inflacją i spowolnieniem gospodarczym, firma Tima Cooka nie wyrabia się z produkcją smartfonów kosztujących ponad 6500 zł. iPhone znów wyprzedza konkurencję.
Ledwie kilka tygodni temu pisaliśmy o tym, że komputery Mac jako jedyne oparły się spadkowej tendencji branży komputerów osobistych. Podczas gdy maszyny produkowane przez wytwórców laptopów z Windowsem sprzedają się coraz gorzej i jest to globalny trend, sprzęty Apple’a od ponad roku sukcesywnie rosną i wcale nie wykazują żadnych śladów spowolnienia. Mimo tego, że Apple w tym roku już raz podniósł ceny Maców i niewykluczone, że za miesiąc – przy okazji premiery nowych modeli – zrobi to ponownie.
Wzrost cen nastąpił również po stronie najważniejszego produktu w portfolio Apple’a. iPhone 14, 14 Plus, 14 Pro i 14 Pro Max w wielu częściach świata został wyceniony absurdalnie wysoko, a mimo to zapotrzebowanie jest tak duże, że choć Tim Cook zaklepał rekordową liczbę smartfonów w fabrykach, te i tak nie nadążają z produkcją najdroższych modeli.
Jak się okazuje, wzrosty cen wcale nie przeszkodziły Apple’owi, podobnie jak nie przeszkodził kryzys, inflacja czy Władimir Putin. iPhone nadal jest na plusie.
iPhone w górę, reszta świata w dół. Apple wciąż rośnie.
Agencja IDC opublikowała właśnie kwartalne wyniki sprzedaży smartfonów. TOP 5 największych producentów smartfonów wedle udziału w rynku prezentuje się następująco:
- Samsung – 21,2 proc.
- Apple – 17,2 proc.
- Xiaomi – 13,4 proc.
- Vivo/Oppo – 8,6 proc.
- Inni – 31 proc.
Patrząc na rynkowe udziały i wolumen sprzedaży (w modelu sell-in, czyli dostarczonych z fabryki do sieci sprzedaży), Apple nie wypada jakoś przesadnie imponująco. W trzecim kwartale firma sprzedała blisko 52 miliony urządzeń, podczas gdy Samsung sprzedał ich aż 64 mln, co zagwarantowało mu pierwszą pozycję w rankingu.
Tyle że Samsung, w ujęciu rocznym, zanotował spadek o niebagatelne 7,8 proc. Xiaomi również spadło, o całe 8,6 proc. Oppo i Vivo z kolei dosłownie runęły w dół, i mimo dużej liczby nowości spadły odpowiednio o 22,1 i 22,3 proc.
Jedynym wyjątkiem od tej spadkowej reguły jest właśnie Apple, któremu może jest jeszcze bardzo daleko do dogonienia Samsunga, ale który urósł rok do roku o 1,6 proc. Weźmy też pod uwagę, że Apple ma zgoła odmienne podejście do tematyki sprzedaży niż Samsung. Apple robi wszystko, by nie przechowywać nadwyżek magazynowych i stale wyprzedawać się z posiadanych zapasów. Tymczasem Samsungi potrafią zalegać na magazynach, co sprawia, że realistyczny wolumen sprzedaży w modelu sell-out (do klienta) jest zwykle niższy, niż sugerują dane sell-in.
Innymi słowy – wzrost Apple’a może być jeszcze bardziej wyraźny, niż sugeruje to raport IDC.
W czasie kryzysu biedni stają się biedniejsi, a bogaci się bogacą.
Jeśli z powyższej tabelki można wysnuć jakikolwiek sensowny wniosek prócz tego, co zwykle (że smartfony działają dłużej, więc klienci rzadziej je zmieniają) to chyba tylko taki, że bogatych ludzi nadal stać na drogie smartfony, a biednych ludzi coraz rzadziej stać na smartfony w ogóle.
Każdy z producentów, który zanotował istotny spadek udziałów (zwłaszcza Vivo i Oppo) budują wolumen sprzedaży przede wszystkim na urządzeniach z niższej/średniej półki cenowej, zaś modele flagowe są raczej pokazem siły i możliwości technologicznych, niż realnym motorem napędowym dla zysku. Nawet Samsung, mimo brylowania w mediach ze składakami czy serią Galaxy S, zalewa rynek przede wszystkim modelami z serii A i z serii M, czyli urządzeniami budżetowymi. A takie sprzęty trafiają do ludzi, którzy raczej nie wymieniają telefonu, bo mają taki kaprys, lecz gdy raz go kupią, to trzymają się go tak długo, jak tylko się da. Zwłaszcza teraz, gdy koszty życia rosną niebotycznie, a elektronika drożeje.
Tymczasem Apple – przynajmniej na Starym Kontynencie – nie ma w ofercie sprzętów tak naprawdę tanich. Nawet absolutnie najtańszy, najgorszy i absolutnie najmniej wart zakupu iPhone SE kosztuje aktualnie 2749 zł. Znacznie więcej, niż jest skłonny wydać na telefon statystyczny użytkownik, czy to w Polsce, czy to na świecie. W Polsce iPhone znów staje się symbolem statusu społecznego. Ale poza Polską to wciąż obiektywnie drogi smartfon, na którego zakup może sobie pozwolić tylko relatywnie wąski wycinek społeczeństwa. I jak wyraźnie widać w zestawieniach sprzedaży, temu wycinkowi społeczeństwa niestraszne są rosnące ceny i nie odstrasza ich skrajnie antykonsumencka polityka Apple’a. Kto chce kupić iPhone’a, ten kupi iPhone’a i żaden kryzys nie stanie mu na drodze.
Jeśli teza, że w czasie kryzysu bogaci się bogacą, a biedni stają się biedniejsi, znów okaże się prawdziwa, to także na rynku smartfonów nie ma co się spodziewać wielkich zmian. Konkurencja z Androidem będzie walczyć z przeciwnościami losu, a Tim Cook… przeliczać dolary.