Netflix chce skończyć ze współdzieleniem kont, ale kto za niego zapłaci 60 zł miesięcznie?
Netflix wybiera się na walkę z osobami współdzielącymi konto. Składki po 15 zł za użytkownika mogą odejść w zapomnienie, ale pełna cena 60 zł miesięcznie to przecież kpina w zderzeniu z ofertą serwisu.
Netflix rozpoczyna walkę z osobami współdzielącymi swoje konto pomiędzy kilku użytkowników. Zaczęło się od Włoch, ale mamy już pierwsze sygnały, że tymczasowe blokady konta pojawiają się też w Polsce. Prześwietliliśmy regulamin Netflixa i wynika z niego jednoznacznie, że swoje konto można udostępniać tylko domownikom. Jeśli składasz się na jedno konto ze znajomymi, łamiesz warunki serwisu, a konsekwencją może być trwałe zablokowanie konta.
Dzielenie konta na Netflixie jest wbrew regulaminowi, ale robią to wszyscy.
Wszyscy to oczywiście lekka przesada, ale w internecie mało kto kryje się z faktem współdzielenia kont. Ba, bez żadnego problemu znajdziemy na forach zupełnie obcych ludzi, z którymi możemy zrzucić się na jedno konto. Pod kątem finansowym rachunek jest bardzo prosty, bo można zebrać cztery osoby i płacić po 15 zł miesięcznie zamiast po 60. W skali roku robi się więc 180 zł zamiast 720 zł, a to widoczna różnica.
Ba, łowcy okazji idą dalej i przyznają się do zakupu Netflixa przez VPN, szczególnie z Turcji, gdzie z uwagi na załamanie waluty dostęp do Netflixa jest wyjątkowo tani. Pełen pakiet można mieć za kilkanaście złotych, a gdy podzieli to na czterech chętnych, robią się z tego kwota zaledwie kilku złotych miesięcznie.
Czy warto płacić za Netflixa 60 zł miesięcznie i dlaczego nie?
Używam Netflixa od wielu lat i jestem coraz bardziej rozczarowany jakością tego serwisu. Owszem, pod kątem technicznym to najlepiej działające VOD na rynku, ale problemem jest poziom samych treści. Coraz częściej oglądając filmy i seriale mam z tyłu głowy przeświadczenie, że ten materiał mógł być dobry, no ale to Netflix, więc wyszło średnio.
Niestety Netflix ma tendencję do przeciągania w nieskończoność seriali, które już dawno powinny się skończyć. Koronnym przykładem jest Dom z papieru, w którym pierwsze dwa sezony były całkiem w porządku (choć nie było to nic wybitnego), ale każdy kolejny to już równia pochyła. Poddałem się na czwartym sezonie, bo liczba nielogicznych wydarzeń sięgnęła zenitu. Według widowni w piątym sezonie zrobiło się jeszcze gorzej. Oceny na Filmwebie jasno pokazują, że widzowie oceniali kolejne sezony coraz niżej.
I niestety takich przykładów jest dużo więcej. Powolne (lub bardzo szybkie) staczanie się dobrych seriali jest tu na porządku dziennym. Lupin? Drugiego sezonu po prostu nie da się oglądać. Dark? Po dwóch dobrych sezonach trzeci był mordęgą. Nawet w moim ukochanym Stranger Things widzę coraz mniej tego czegoś. Z kolei hit minionego roku, Squid Game, to dla mnie nieporozumienie. Bardzo przeciętny serial zdobył szczyty popularności mimo tragicznie złej fabuły. Nie mogę też odżałować mojego ukochanego Miłość, Śmierć i Roboty, które było jednym z najlepszych eksperymentów Netflixa. Niestety drugi sezon wypadł dużo gorzej od oryginału.
Z filmami też nie jest najlepiej, co pokazują ostatnie hity: Nie patrz w górę i Death to 2021 miały potencjał, ale... no właśnie, to Netflix, więc wyszło średnio.
Tak wiem, na Netflixie są perełki. Tylko że u konkurencji nie trzeba ich szukać.
W morzu przeciętności czasem trafi się Kalifat, Gambit Królowej, Zadzwoń do Saula, Nasza Planeta, BoJack Horseman, czy Narcos. Oferta Netflixa jest tak ogromna, że trafimy w niej na wiele perełek. Problem leży gdzie indziej: tych perełek trzeba szukać. Trzeba do nich dotrzeć, przedzierając się przez dziesiątki, setki przeciętnych pozycji.
Ten problem nie występują - lub przynajmniej jest znacznie mniejszy - na innych platformach VOD. Doszedłem do wniosku, że przekrojowo Netflix ma najsłabszą ofertę seriali spośród największych globalnych rywali dostępnych w Polsce, czyli HBO Go, Amazon Prime Video, nawet Apple TV+. Ten ostatni ma niewiele seriali, ale wręcz obfituje w perełki takie jak Ted Lasso, The Morning Show, For All Mankind, czy Foundation.
Z kolei Prime Video i HBO to prawdziwa uczta dla fanów kina i seriali. Szczególnie w przypadku HBO trudno jest trafić na słabą pozycję. The Expanse, The Man in the High Castle, Fleabag, Catastrophe czy The Boys to duże hity Prime Video. W przypadku HBO nawet nie wiadomo, od czego zacząć, bo gdzie byśmy nie spojrzeli, tam mamy wybitną pozycję: The Sopranos, The Wire, Oz, a z ostatnich lat również True Detective czy wybitne Mare of Esttown.
A teraz porównajmy ceny:
- Netflix: 60 zł/mies. za pakiet 4K,
- HBO GO: 25 zł/mies.,
- Amazon Prime Video: 4 zł/mies. (49 zł rodznie),
- Apple TV+: 25 zł/mies. w pakiecie Apple One obejmującym też iCloud, Apple Arcade i Apple Music.
Jak widać, łączna cena największych rywali jest niższa niż abonament za Netflixa, a do tego oferta każdego z rywali jest lepsza jakościowo. Z pewnością nie większa, ale po prostu przekrojowo lepsza. To wszystko sprawia, że na miejscu Netflixa zacząłbym się mocno zastanawiać, czy po zablokowaniu możliwości współdzielenia konta nie szykuje się odpływ użytkowników do innych platform.