Niepopularna opinia: ekran ProMotion 120 Hz nie jest dobrym powodem, by kupić iPhone'a 13 Pro
Apple spóźnił się z wprowadzeniem ekranu 120 Hz do swoich smartfonów o dobre cztery lata. Ktoś powie, że zrobili to późno, ale zrobili dobrze. Ja powiem, że kompletnie się z tym nie zgadzam.
Na moim biurku leżą obok siebie cztery smartfony: iPhone 13 Pro, Asus ZenFone 8, OnePlus 9 Pro i Samsung Galaxy Z Fold 3. Każdy z nich ma ekran odświeżany z częstotliwością 120 Hz, ale… w przypadku iPhone’a nie ma to większego znaczenia, bo dopóki nie mamy obok innego iPhone’a, 120 Hz jest po nic.
iPhone 13 Pro – ekran 120 Hz zrobiony inaczej.
Muszę tu trochę odszczekać swoje słowa, bo sam pisałem, że ekran 120 Hz to jeden z głównych powodów, dla których warto wybrać iPhone’a 13 Pro zamiast iPhone’a 13. Dziś, spędziwszy tydzień z nowym smartfonem Apple’a, muszę powiedzieć, że ekran 120 Hz robi w nim dużo mniejszą różnicę niż się spodziewałem i niż widziałem pierwszego dnia, gdy porównywaliśmy redakcyjnie ekrany nowych iPhone’ów do starych modeli i różnica rzeczywiście była piorunująca.
Sęk w tym, że o ile jest wyraźna różnica między iPhone’em 12 Pro a iPhone’em 13 Pro, na korzyść iPhone’a 13 Pro, tak jest też wyraźna różnica między iPhone’em 13 Pro a dowolnym smartfonem z Androidem z takim ekranem… na niekorzyść iPhone’a.
W środowisku dziennikarzy technologicznych panuje raczej jednostronny zachwyt sposobem implementacji ekranu 120 Hz, na który postawił Apple. Gigant z Cupertino zrobił to bowiem zupełnie inaczej niż konkurenci – częstotliwość odświeżania ekranu (od 10 do 120 Hz) jest zależna nie tylko od rodzaju wyświetlanej treści, ale też od tempa przewijania ekranu. Dla przykładu, jeśli scrollujemy Twittera szybciej, treść przewija się szybciej. Jeśli robimy to powoli, treść przewija się powoli, a dzięki zwiększonej częstotliwości odświeżania tekst nie sprawia wrażenia rozmytego, jak ma to miejsce na ekranach 60 Hz. Do tego możliwość wykorzystania tej funkcji nie jest implementowana globalnie, lecz na poziomie aplikacji – aby aplikacja była w stanie z niej korzystać, deweloper musi zaimplementować dostarczone przez Apple’a API.
Takie rozwiązanie ma jedną podstawową zaletę – pozwala oszczędzać energię akumulatora. I to faktycznie się sprawdza, bo iPhone 13 Pro ma niesamowity czas pracy, o 13 Pro Max nie mówiąc. Z perspektywy użytkowej sprawia to jednak, że iPhone 13 Pro sprawia wrażenie telefonu zaskakująco ospałego w porównaniu z Androidową konkurencją.
Najszybszy smartfon na rynku sprawia wrażenie powolnego.
Rzecz jest nieco kuriozalna, bo iPhone 13 Pro według wszelkich miar jest najszybszym smartfonem na rynku. Czip Apple A15 Bionic wyprzedza topowego Snapdragona tak dalece (zwłaszcza w benchmarkach GPU), że nawet nie jest to zabawne. Apple odskoczył konkurencji o lata świetlne, jeśli chodzi o wydajność swoich urządzeń. Niestety w codziennym użytku iPhone 13 Pro sprawia wrażenie znacznie wolniejszego od konkurencji.
Wynika to z kombinacji dwóch czynników: wspomnianego wyżej sposobu działania ProMotion oraz najwolniejszych animacji, które definitywnie wymagają odświeżenia w kolejnej iteracji iOS. Apple bowiem do tej pory stosował zgrabny trick, by optycznie „upłynnić” działanie interfejsu iPhone’a pomimo braku ekranu 120 Hz – wydłużał czas animacji, przez co telefon sprawiał wrażenie niebywale płynnego. O ile jednak na telefonach z ekranami 60 Hz ten trick się sprawdza i faktycznie daje ułudę podwyższonej płynności i szybkości, tak na iPhonie 13 Pro powoduje wyłącznie zniecierpliwienie. Animacja powrotu do ekranu głównego trwa wieki, podobnie jak np. animacja wchodzenia do listy aplikacji czy animacja otworzenia folderu. Na wszystko czeka się o ułamek sekundy za długo.
Tymczasem Androidowa konkurencja, nieważne czy od Samsunga, Asusa czy OnePlusa, działa natychmiastowo. Wrażenie jest wręcz takie, jakby telefon działał kierowany myślą, a nie dotykiem, bo dzięki połączeniu wysokiej częstotliwości odświeżania ekranu i jeszcze wyższej częstotliwości próbkowania warstwy dotykowej telefony reagują na najlżejsze muśnięcie palcem. Na iPhonie 13 Pro tego nie ma. Korzystając z niego czuję, jakbym obcował z telefonem. Korzystając z urządzeń konkurencji, czuję jakbym obcował bezpośrednio z oprogramowaniem.
Ta „powolność” ma też przełożenie na tak błahe czynności jak przewijanie mediów społecznościowych, bo w iPhonie odbywa się to o wiele wolniej. Można to porównać np. do płynnego i skokowego działania rolki w myszkach marki Logitech. Gdy kółko myszy działa skokowo, scrollujemy precyzyjnie o jedną/kilka linijek. Gdy działa płynnie, przewijanie jest natychmiastowe, choć nie tak precyzyjne. iPhone stawia na precyzję, a to niestety sprawia, że kompletnie zanika ta największa zaleta ekranu 120 Hz – szybkość.
Po czterech latach z coraz to lepszymi ekranami w telefonach z Androidem pierwsze podejście Apple’a do ekranu 120 Hz wydaje mi się spudłowane. Zamiast robić „wow”, jak u konkurencji, staje się tylko kolejnym elementem codziennej nudy. Ktoś może powiedzieć, że to dobrze, bo technologia ma być przezroczysta. Ja jednak chciałbym, żeby telefon za 5200 zł wzbudził we mnie jakieś emocje, a płynność ekranu niestety tego nie robi.
Ekran iPhone’a 13 Pro nie jest argumentem, by kupić ten telefon.
Jeśli szukasz powodu, by dopłacić do iPhone’a 13 Pro, skreśl ekran ProMotion z listy. To świetny bajer i lepiej go mieć, niż nie mieć, ale sam w sobie nie robi on aż takiego wrażenia, by opierać na nim decyzję zakupową.
To nie zmienia oczywiście faktu, że wiele osób nadal dobrze zrobi, dopłacając do iPhone’a 13 Pro. Sam czas pracy i nowy układ aparatów usprawiedliwiają 1000 zł różnicy względem iPhone’a 13. Jeżeli jednak nie potrzebujesz obiektywu telefoto, a czas pracy zwykłej 13-tki Ci wystarczy, to nie czuj żalu na myśl o kupnie kolejnego iPhone’a z ekranem 60 Hz. Różnica jest tak niewielka, że pewnie i tak jej nie dostrzeżesz.