REKLAMA

Nauczycielka opowiada, jak wyglądają zdalne lekcje. „To festiwal problemów technicznych”

- Nikt nie przygotował nas do nauczania zdalnego i sami musimy się troszczyć, by uczniowie wynieśli cokolwiek z lekcji - mówi pani Joanna, nauczycielka z 20-letnim stażem.

Nauczyciel opowiada jak wyglądają zdalne lekcje. „To festiwal problemów technicznych”
REKLAMA

Pani Joanna uczy w jednej z lubelskich szkół podstawowych. Jak twierdzi, odkąd wprowadzono naukę zdalną nauczyciele doświadczają nie tylko niechęci, ale i wrogości.

REKLAMA

Uczę historii od 20 lat i nigdy nie spotkałam się z taką falą niechęci wobec nauczycieli. Skupiliśmy jak w soczewce wszystkie frustracje rodziców i dzieci - mówi.

Rodzice mają pretensje o wszystko. O to, że ich dzieci muszą uczyć się w domu, o prace domowe, a nawet o prędkość internetu w ich domach.

W ogromną konsternację wprowadził mnie rodzic, który zadzwonił i zaczął sugerować, że szkoła powinna zapłacić za dostęp do internetu dla jego dziecka. Pytany, czy specjalnie dla dziecka kupił usługę, odpowiedział, że korzysta z internetu od wielu lat, ale to nie ma znaczenia.

Jak wygląda typowa lekcja prowadzona zdalnie przez panią Joannę?

To festiwal niekończących problemów technicznych. Korzystamy z aplikacji Teams. Ma spore możliwości, ale chyba większe ograniczenia. Przy 30 osobach w klasie trudno realizować lekcję, podczas której można prowadzić dialog. Nawet z monologiem bywa trudno.

Jakie są typowe problemy?

Przykładowo wywołuję do odpowiedzi ucznia. Zanim włączy mikrofon upływa minuta lub dwie, a gdy już się odezwie do mnie i do reszty uczestników lekcji, jego głos dociera do nas niczym ze studni. Z wypowiedzi ucznia rozumiem co 4 słowo.

Problem nie zawsze leży po stronie aplikacji. Uczniowie często korzystają ze słabej jakości sprzętu lub łącza internetowego. Ich wypowiedzi są szarpane, obraz zamraża się.

Pół biedy, gdy uczeń ma kamerkę w komputerze. W jednej z ostatnich klas dzieci znalazły sprytny sposób na unikanie odpowiedzi. Jedni zarzekają się od początku nauki zdalnej, że nie mają kamerki i nie stać ich na jej zakup. Inni twierdzą, że nie słyszą pytania.

Pani Joanna dodaje przy tym, że nauczyciele nie są naiwni, widzą reakcje uczniów, ich uśmieszki. Jest przekonana, że w wielu przypadkach ma do czynienia ze zwykłym cwaniactwem.

Trudno się dziwić dzieciom, skoro podczas jednej z lekcji widziałam rodzica, który przemykał z otwartą książką przez pokój ucznia. Za chwilę dukające do tej pory dziecko zaczęło płynnie czytać informacje z podręcznika.

Pytana o to, czy przeprowadza sprawdziany, odpowiada, że poddała się już dawno.

Dwójkowi lub trójkowi uczniowie w ciągu roku stali się geniuszami i z klasówek zaczęli dostawać dobre i bardzo dobre oceny. Lubię te dzieciaki, ale ucząc niektóre kolejny rok z rzędu, doskonale znam ich możliwości.

Gdy podałem pani Joannie przykład nauczyciela z Krakowa, który przed klasówką urządził pogadankę z etyki, a wcześniej przekazał uczniom liczący kilka punktów regulamin poprawki ze sprawdzianu, roześmiała się.

Nawet nie próbuję takich zabiegów. Uważam się za empatycznego nauczyciela, który stara się ograniczać niepotrzebny stres. Nie umiałabym zamienić się w strażnika, który będzie pilnował każdego najdrobniejszego ruchu ucznia. Owszem, mam problem ze sprawdzaniem wiedzy dzieciaków, ale nie zamierzam przemieniać się w tyrankę.

Na czym polega problem ze zdalnym nauczaniem?

Nikt się do niego nie przygotował. Nasze władze miały kilka miesięcy wakacyjnych, by szukać rozwiązań systemowych, które ułatwią nauczanie w warunkach epidemii. Nie zrobiły nic. 500 zł od rządu dla nauczycieli nie zmienia właściwie niczego - to pozorowane działanie.

Czy w takim razie wszystko zrobili również nauczyciele i dyrekcje szkół?

Nie zamierzam bić się w piersi za moich kolegów, ale widzę, że niektórzy z nich idą na łatwiznę. W rodzinie mojego brata dzieci nie widziały nauczyciela przez kilka tygodni. Dostawały e-mailem wiadomość ze stronami, które mają przeczytać w podręczniku i pracą domową.

Nauczyciel ograniczał się do sprawdzania pracy własnej uczniów, a i to trwało tygodniami.

REKLAMA

Ogromnie liczę na to, że szczepionka pozwoli nam wrócić do szkoły. Martwię się o to, że w ciągu tych kilku miesięcy 2020 r. uczniowie wpadną w spiralę zaległości. Wielu z nich będzie mieć problem z dostaniem się do wymarzonej szkoły ponadpodstawowej. Dalszy scenariusz łatwo sobie wyobrazić.

Imię pani Joanny zostało zmienione na jej prośbę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA