Koniec z kolejkami do kas na stacjach benzynowych. Sprawdziliśmy, jak działa Orlen Pay
Niewiele rzeczy wkurza tak, jak kolejka do kasy na stacji paliw. Szczególnie, gdy przed zapłaceniem każdy musi odpowiedzieć na 100 pytań do.
Jesienny poranek, spieszysz się do pracy, pada deszcz, więc korki są jeszcze dłuższe niż zwykle. Zjeżdżasz na stację, by rano szybko zatankować, ale nie ma to szans. W kolejne do kasy pięć osób i każda musi odpowiedzieć na ten sam zestaw pytań:
- Czy posiada pan naszą kartę na punkty?
- To może założymy?
- A pieczątki w promocji na myjnię/kawę pan zbiera?
- Płyn do spryskiwaczy będzie potrzebny? Mamy promocję teraz.
- A może kawa i hot-dog do tego?
- A jaka kawa?
- A hot-dog to z jakim sosem?
- Mamy ketchup, arabski, tysiąca wysp…
- Faktura czy paragon?
- Płatność kartą czy gotówką?
Aż by się chciało założyć tego t-shirta, wiecie, z hasłem: „tylko paliwo, nie chcę, dziękuję, paragon”. Już wiesz, że się spóźnisz do roboty. A chciałeś tylko zatankować i jak najszybciej wrócić na drogę. A tu niezależnie od tego, czy ktoś zbiera punkty czy nie, czy ma ochotę na hot-doga czy nie, musi odpowiedzieć na zestaw pytań obowiązkowych. I wiem, że pracownicy stacji nie robią tego z nadgorliwości, ani przekonania, że sprzedają najlepsze hot-dogi na świecie. Obowiązują ich procedury, a każdy z obsługiwanych może się okazać tajemniczym klientem, którego zadaniem jest sprawdzenie, czy pracownicy trzymają się wytycznych.
Dlatego ostatnio coraz częściej zdarzało mi się zjeżdżać na mniejsze stacje, bez programów lojalnościowych i bez asortymentu sklepowego szerszego niż w niejednym osiedlowym spożywczaku. Wjeżdżam, tankuję, płacę, odjeżdżam - więcej mi nie trzeba. Tyle że z drugiej strony, stacje sieciowe muszą dbać o jakość paliwa, a z krzakami może być... różnie.
Ostatnio mijałem wczesnym rankiem stację Orlenu, była pusta, więc zaryzykowałem wizytę. Moją uwagę zwróciła nalepka na dystrybutorze.
Znajdował się na niej kod QR z informacją, że można go wykorzystać do wykonania transakcji w aplikacjach mobilnych.
Zapłaciłem tradycyjnie, a do tego tym razem szczęśliwie bez kolejki. Jednak odwiedzanie stacji w sobotę o 6 rano by uniknąć kolejki to delikatna przesada.
Po powrocie do domu znalazłem w sklepie Play aplikację Orlen Mobile. Wśród zrzutów ekranowych przy opisie apki faktycznie znajduje się grafika informująca o możliwości płatności przy dystrybutorze z pomocą kodu QR. Aplikacja wymaga założenia konta, nadania kodu PIN, podłączenia karty płatniczej i podania danych do faktury, jeśli ktoś tankuje na firmę. Proste kroki, zero filozofii, do tego podajesz adres mailowy, na który mają być przysyłane faktury - i gotowe.
Uzbrojony w nową apkę pojechałem na stację sprawdzić, jak działa. Zatankowałem, uruchomiłem program i wybrałem moduł płatności.
Po chwili na ekranie pojawił się ekran z czytnikiem kodów QR i apka po natrafieniu na kod, błyskawicznie zlokalizowała stację paliw i nr dystrybutora. Te same dane można znaleźć też na wspomnianej nalepce.
Potwierdziłem kliknięciem, że to faktycznie ten dystrybutor i pojawiła się informacja o kwocie do zapłaty i numerze rejestracyjnym tankowanego auta, który wcześniej miałem przypisany do konta. Numer można w tym miejscu zmienić.
W kolejnym kroku potwierdziłem płatność kartą, wklepałem kod PIN aplikacji, poczekałem kilka sekund na zatwierdzenie i już - gotowe.
Wsiadasz i odjeżdżasz! Bez czekania w kolejce i odpowiadania na zestaw pytań obowiązkowych.
Po chwili dostałem SMS z informacją o przeprowadzonej transakcji, a na maila wpadła faktura.
Idealnie! Właściwie, to muszę ustawić w opcjach, by faktura szła prosto do księgowego.
Orlen co prawda nie odpuścił i w ramach zachęty do wejścia do środka, po zakończeniu tankowania na ekranie apki wyświetlił ważny przez 15 minut kupon na herbatę za połowę ceny. Ale to już jestem w stanie przeboleć. Gorzej, że wśród zgód, jakie obowiązkowo trzeba odhaczyć podczas zakładania konta w aplikacji, znalazła się zgoda na przesyłanie informacji handlowych. Mam nadzieję, że nie skończy się to jakąś lawiną spamu.
Przeklikałem co trzeba, wsiadłem do auta i odjechałem ze stacji w ogóle nie wchodząc do budynku.
Jasne, pamiętam komentarze pod wpisem Piotra Baryckiego o usłudze Orlen Drive. Że przez brak kontaktu z innymi stajemy się aspołecznymi zombie. I nijak się z tym nie zgadzam. Nie mam nic przeciwko temu, żeby przywitać się z pracownikiem przy kasie i zapłacić za paliwo w tradycyjny sposób. Ale gdy na stacji jest 8 zajętych dystrybutorów i jedna czy dwie otwarte kasy, i każdy musi przejść quiz ze znajomości oferty stacji, a połowa klientów daje się naciągnąć na kawę albo inną zapiekankę, to mnie trafia szlag i cieszę się, że mogę załatwić sprawę w kilkanaście sekund przez telefon.
Orlenie, wykombinuj jeszcze proszę, by można było w ten sam sposób zamawiać kawę i po wejściu do budynku stacji od razu podchodzić do ekspresu!
Swoją drogą, zastanawiam się jak Orlen to sobie policzył. Przykład samoobsługowych stacji Neste pokazał, że u nas nie da się utrzymać z samej sprzedaży paliwa. Koncern będzie musiał zacząć w którymś momencie premiować tych, którzy zdecydują się wstąpić do środka i skorzystać z oferty sklepu, czy kawiarni. Jestem ciekaw, jak tego dokona.