Powiem wprost: nie kupuj BlackBerry Key2
Bardzo chciałem pokochać ten smartfon. Urzekła mnie jego wyjątkowość i naprawdę starałem się, żeby nam się ułożyło. Ale nie. Po dwóch tygodniach z BlackBerry Key2 nie znalazłem ani jednego powodu, dla którego mógłbym go komukolwiek polecić.
Zacznę od tego, że z BlackBerry nie wiąże mnie żadna rzewna historia z przeszłości, dawna miłość i wspomnień czar. Jako że nigdy nie korzystałem z klasycznych jeżynek dłużej niż przez pięć minut, jestem kompletnie odporny na sentyment, jakim tak wielu ludzi wciąż darzy tę markę.
I dobrze się składa, bo sentyment to absolutnie jedyny argument, który może pchnąć kogokolwiek do zakupu nowego smartfona BlackBerry. Ale jak to zwykle bywa – sentyment jest złym doradcą. W tym konkretnym przypadku: bardzo złym.
Pisząc pierwsze wrażenia z używania Key2 podszedłem do telefonu neutralnie, doceniając jego wyjątkowość i próbując przystosować się do jego „inności”. Dwa tygodnie później mogę powiedzieć, że używanie BlackBerry z fizyczną klawiaturą w 2018 roku to masochizm. Niekończąca się seria mniejszych i większych irytacji. I wcale nie chodzi o to, że to po prostu „nie jest telefon dla mnie”. Przez dwa tygodnie głowiłem się i głowiłem, i w końcu doszedłem do wniosku, że ten telefon jest po prostu dla nikogo.
BlackBerry Key2 – na początek coś pozytywnego.
Ok, z recenzenckiej uczciwości przyznam, że są trzy rzeczy, które w BB Key2 naprawdę mi się podobały.
Pierwsza to czas pracy z dala od gniazdka. Chciałbym, żeby każdy smartfon dawał radę wytrzymywać 2 doby bez ładowania, nawet podczas intensywnego użytku.
Podoba mi się też jakość wykonania Key2. Brakuje tu co prawda wodoodporności, ale cała reszta jest wykonana wzorowo. Wziąć taki telefon do ręki to przyjemność.
I po trzecie, BlackBerry Key2 jest cudownie inny od wszystkich telefonów na rynku. Głównie z tego względu bardzo chciałem się z nim polubić, bo do tego stopnia bezczelnie odstaje od wszystkich rywali.
Niestety, BlackBerry Key2 nie da się polubić.
Od czego zacząć? Może od największego wyróżnika Key2 – fizycznej klawiatury.
Uwierzcie, rozumiem sentyment. Sam miałem kiedyś telefon z fizyczną klawiaturą i też przez długi czas preferowałem klawisze ponad pisanie palcem po tafli ekranu. Sęk w tym, że przez ostatnie dziesięć lat smartfony przeszły długą drogę. Ekrany mają idealną wrażliwość na dotyk, a klawiatury ekranowe zostały dopracowane do poziomu perfekcji. Na ekranie dotykowym można dziś pisać szybko, bezbłędnie, a nawet jedną ręką.
Pisanie na klawiaturze Key2 nie jest ani szybkie, ani bezbłędne, a próba robienia tego jedną ręką może się skończyć co najwyżej upadkiem telefonu na glebę.
Po około tygodniu nauczyłem się trafiać we właściwe klawisze, zapamiętałem pod którym kryje się przecinek i wyrobiłem sobie nawyk wciskania klawisza „alt” przed wstawieniem jakiegokolwiek znaku specjalnego czy przestankowego. Od strony czysto sprzętowej klawiatura jest całkiem w porządku. Klawisze mają dobry skok, a do tego są całkiem użyteczne poza pisaniem – do każdego klawisza możemy przypisać skrót do akcji lub aplikacji, aktywowany dłuższym przytrzymaniem, w spacji zaś ukryty jest czytnik linii papilarnych.
Całość może też służyć za płytkę dotykową do przewijania zawartości ekranu, a gestami możemy usuwać napisane słowa lub zatwierdzać podpowiedzi autokorekty.
Wszystko pięknie, ale w praktyce pisanie na fizycznej klawiaturze to katorga. Trwa to po wielokroć dłużej niż pisanie na klawiaturze ekranowej, przede wszystkim ze względu na konieczność wykonania dwóch kliknięć, by wstawić przecinek czy kropkę. Zdaniem Piotra Baryckiego, który zjadł zęby na starych jeżynkach, klawiatura nie umywa się też do legendarnego modelu 9900 ze względu na brak wyprofilowania.
Nie sposób też pisać jedną ręką. Owszem, BlackBerry Key2 pozwala pisać przesuwając palcem po klawiaturze, niczym funkcja swipe w klawiaturach ekranowych, ale jest to tak niedokładne, że nie udało mi się w ten sposób napisać ani jednego zdania bez błędów.
Słownik i podpowiedzi autokorekty są najzwyczajniej w świecie fatalne, a do tego oprogramowanie ma dziwną przypadłość, w której po wybraniu słowa z podpowiedzi, w finalnym tekście… pojawia się zupełnie co innego. Między bajki można włożyć argument o tym, że pisanie na klawiaturze fizycznej jest wolniejsze, ale dokładniejsze. Literówek i błędów na klawiaturze Key2 robiłem bez porównania więcej niż na ekranie dotykowym.
Do tego i tak musimy regularnie korzystać z klawiatury wirtualnej, choćby po to, żeby od czasu do czasu wstawić emotikonę. A gdy wywołamy menu emotikon, na ekranie zostaje pasek wolnej przestrzeni wysokości około 2 cm.
Pisanie na BlackBerry Key2 to okropne doświadczenie dla każdego, kto choć przez pięć minut w swoim życiu trzymał porządny smartfon ze współczesną klawiaturą ekranową. Klawiatura fizyczna zwyczajnie nie może się z tym równać.
Ekran… ech.
Od strony czysto sprzętowej ekran BB Key2 nie jest zły. Ma co prawda ledwie 4,5”, ale jak na te wymiary rozdzielczość 1620 x 1080 jest w zupełności wystarczająca, kąty widzenia w porządku, kolory całkiem niezłe i jasność dostateczna.
Ale użytkowo… to jest, wybaczcie, średniowiecze.
Dopóki korzystamy z Key2 jak ze zwykłego telefonu, no wiecie, takiego do dzwonienia, 4,5” osadzone w telefonie o wielkości nowoczesnego flagowca jakoś przesadnie nie razi.
A potem otwieramy przeglądarkę internetową i przychodzi pierwszy szok. Treści mieści się na ekranie kompromitująco niewiele. Nie pomaga wcale fakt, że aby przewijać treść na ekranie wcale nie musimy go dotykać.
Tak, klawiatura fizyczna w Key2 może pełnić rolę gładzika. Sęk w tym, że… robi to fatalnie. Po pierwsze, nie sposób wygodnie przewijać treści i przynajmniej kilka razy dziennie nie przesunąć kciuka za daleko, tym samym wciskając jeden z przycisków pojemnościowych między ekranem a klawiaturą (nawiasem mówiąc, responsywność tych przycisków w codziennym użyciu jest mocno dyskusyjna…).
Mizianie palcem po klawiaturze jest wolniejsze i mniej wygodne od dotykania ekranu. Ale gdy chcemy przewijać palcem po ekranie, zasłaniamy sobie połowę treści. Jakby tego było mało, przewijania palcem po klawiaturze działa bardzo wybiórczo. W jednej aplikacji nie ma problemu, w drugiej (np. w Instagramie) działa tylko w niektórych miejscach, w trzeciej (np. w HBO Go) nie działa w ogóle.
Jeszcze gorzej jest gdy próbujemy na BlackBerry Key2 obejrzeć jakiekolwiek wideo.
Ok, firma i jej fani będą rękami i nogami bronić tezy, że BlackBerry to sprzęt do pracy, a nie do rozrywki, ale bez przesady – każdy czasem chce obejrzeć wideo, szczególnie że dziś jest to dominujący format w Internecie.
Niestety oglądanie wideo na Key2 to dramat. Film odtworzony na 4,5-calowym ekranie jest miniaturowy, okolony ramkami nie tylko pod i nad filmem, ale także po jego bokach. Wynika to z nietypowych proporcji wyświetlacza. Układ 3:2 sprawdza się przy pisaniu dokumentów tekstowych, ale do konsumpcji multimediów na tak mikrym ekranie zwyczajnie się nie nadaje. Przez to finalnie wideo wygląda na jeszcze mniejsze, niż na 4-calowym ekranie iPhone'a SE.
Na domiar złego, fatalne doświadczenie w konsumpcji multimediów dodatkowo pogarsza tragiczny wręcz głośnik. Brzmi sucho, gra cicho i bardzo łatwo jest go zasłonić. O jakości gniazda słuchawkowego, czy też jej braku, nie wspominając.
I nawet nie próbujcie grać w jakąkolwiek grę mobilną na Key2. Nietypowe proporcje wyświetlacza sprawiają, że gry ze Sklepu Play albo – jak wideo – okolone są ramkami, albo nie skalują się poprawnie. Również granie z użyciem 4,5-calowego ekranu to fatalne doświadczenie. Nawet w proste produkcje, pokroju Alto’s Odyssey, do których obsługi wystarczy jeden palec, na BlackBerry Key2 gra się tragicznie.
Aparat? Szkoda słów…
BlackBerry Key1 dzielił sensor z Pixelem, więc zdjęcia nim robione były całkiem niezłe. I tutaj Key2 zalicza potężny regres. Zdjęcia robione nową jeżyną wyglądają jakby tym razem sensor wyciągnięto z MyPhone’a z Biedronki.
Fotografie są rozmyte, pojawiają się na nich dziwne artefakty, kolory są sprane. Autofocus - diabelnie powolny. Aplikacja ma tendencje do przepalania otoczenia. W kiepskim świetle aplikacja najzwyczajniej w świecie „szarpie”, często uniemożliwiając zrobienie zdjęcia. Drugi obiektyw pozwala na fizyczne przybliżenie, ale jego jakość jest równie zła, co głównego sensora.
Przednia kamerka jest jeszcze gorsza. Wierzcie lub nie – zrobienie względnie ostrego selfie wymagało pięciu podejść, a i tak nie jest idealnie. I to ma być kamera w telefonie biznesowym, który będzie służył także do wideokonferencji? Szkoda słów. Znam telefony za 500-600 zł, które robią lepsze zdjęcia.
I nie, nie polecę BlackBerry Key2 nawet rekinom biznesu, którzy ponad rozrywkę dla plebsu cenią sobie prywatność i bezpieczeństwo.
Nie polecę z prostego powodu: niemal taki poziom zabezpieczeń można uzyskać też u konkurencji (wyjąwszy utwardzane jądra i procedury bezpieczeństwa, przez które telefon włącza się 3x dłużej niż inne...), a wszystkie dodatki (szyfrowane foldery, zaciemnianie treści, etc.) można uzyskać instalując odpowiednią aplikację ze Sklepu Play.
Podobnie rzecz się ma ze wszystkimi usprawnieniami biznesowymi. Dodatkowy przycisk na obudowie? Super sprawa – ale u konkurencji można to samo uzyskać przyciskiem ekranowym, a do tego ciągle myliłem go z przyciskiem odblokowania. Skrót do najpotrzebniejszych aplikacji – ma to większość rywali. BlackBerry Hub? Świetne rozwiązanie, ale… tak niedopracowane, że musiałem je wyłączyć po dwóch dniach, bo okrutnie spowalniało telefon i co chwila sypało błędami.
Reasumując, nawet wszystkie optymalizacje biznesowo-prywatnościowe od BlackBerry nie są argumentem za tym, żeby kupić Key2. Bo w 2018 roku nie są one absolutnie żadnym wyróżnikiem na tle konkurencji, która oferuje podobne rozwiązania albo w standardzie, albo po doinstalowaniu stosownych aplikacji.
Używanie BlackBerry Key2 na co dzień to bardzo złe doświadczenie.
Ekran nadaje się do… w sumie do nie wiem czego. Aparat – tu nie mam wątpliwości – nie nadaje się do kompletnie niczego. Klawiatura fizyczna irytuje i utrudnia życie, zamiast je ułatwiać.
Na domiar złego, pomimo całkiem niezłej specyfikacji (Snapdragon 660, 6 GB RAM-u), BlackBerry Key2 nieustannie się przycina. Spotkałem się z płynniejszą pracą w smartfonach kosztujących mniej niż 1/3 ceny nowej jeżyny. Aplikacje potrafią też w losowym momencie zawiesić swoją pracę i sypnąć błędem. To niedopuszczalne w telefonie kosztującym takie pieniądze.
No i właśnie… cena.
BlackBerry, za produkt skrajnie niedopracowany i grający na nostalgii byłych fanów BB OS, życzy sobie aż 3000 zł. Trzy. Tysiące. Złotych.
Za te pieniądze możemy kupić iPhone’a 8. Samsunga Galaxy S9. OnePlusa 6. Dwie Motorole Moto G6 Plus. Koledzy z Autobloga pewnie znaleźliby w tej cenie luksusową limuzynę w przyzwoitym stanie.
BlackBerry Key2 w żadnym wypadku, od żadnej strony, niezależnie od kryteriów, nie jest wart tych pieniędzy.
A będąc brutalnie szczerym, uważam, że ten smartfon nie jest wart żadnych pieniędzy. W 2018 roku Key2 zwyczajnie nie ma racji bytu i nie znalazłem ani jednego powodu, by komukolwiek polecić jego zakup.
To przykład tego, że na nostalgii nie da się zajechać daleko. BlackBerry Priv i KeyONE przyciągnęły pewne grono odbiorców, liczących na powrót „magii jeżyny”. Trzeci raz nikt nie da się nabrać. Bo - wyjąwszy irracjonalną nostalgię - nie ma ani jednego powodu, by wydać 3000 zł na BlackBerry Key2.