Co za petarda! Gears of War 4 to najlepsza gra akcji na Xboksie One - recenzja Spider’s Web
Niech chowa się Halo 5, niech ucieka Quantum Break, niech wstydzi się ReCore. Gears of War 4 to najlepsza gra akcji, w jaką kiedykolwiek grałem na Xboksie One. Uncharted 4 nareszcie ma konkurenta!
Napiszę to prosto z mostu - Gears of War 4 to jedna z tych gier, dla których kupuje się konsolę. To crème de la crème produkcji na wyłączność. To wisienka na torcie budowanego od 3 lat katalogu gier. To po prostu najlepsza oferta, jaką może zapewnić sobie posiadacz Xboksa One.
Gears of War 4 przenosi nas aż o 25 lat do przodu. Pozornie zmieniło się wszystko.
Ludzkość na planecie Sera zaznała spokoju. Po dziesiątkach milionów ofiar w wojnie z potwornymi Locustami, zagrożenie z wnętrza planety zostało zażegnane. Marcus Fenix przeszedł na emeryturę, z kolei Koalicja ponownie wzięła na siebie odpowiedzialność za opiekę nad ludzką rasą.
W ciągu 25 lat rząd Koalicji do perfekcji opanował zarządzanie kapitałem ludzkim. Polityczna siła buduje bliźniacze osiedla, w pełni zautomatyzowane, nieustannie monitorowane oraz centralnie zarządzane. W opozycji do futurystyczno-socjalistycznego ustroju są tak zwani outsiderzy - ludzie, którzy wbrew rządowi zdecydowali się na w pełni wolne życie, bez zasad i regulacji Koalicji.
Outsiderem jest główny bohater Gears of War 4 - młody James, lubujący się w napadaniu na cenną własność Koalicji. Razem ze swoimi towarzyszami bawi się w Robin Hooda, walcząc o dobro skrytej w malowniczej scenerii wioski. Aż do pamiętnej, przerażającej nocy, kiedy wszystko staje do góry nogami…
Chociaż Locusty przeszły do historii, na planecie Sera pojawia się nowe zagrożenie.
Znacznie bardziej dzikie, nieprzewidywalne i egzotyczne od wcześniejszych wrogów ludzkości. „Rój”, bo tak nazywa się nowa rodzina przerażających bestii, zaczyna napadać na wioski i miasta ludzi. Zamiast zabijać mieszkańców, ci są porywani w nieznanym celu…
Nim gracz zdąży się na dobre zorientować, o co właściwie chodzi, zostaje wrzucony w sam środek konfliktu między Rojem, a Koalicją. Do Jamesa oraz jego towarzyszy strzelają w zasadzie wszyscy - roboty Koalicji, bestie z Roju, a nawet inna strona konfliktu, której nie będę wam zdradzał.
Rój to jedna z największych zalet nowego Gears of War.
Wzorowany na owadach Rój stanowi niezbędne odświeżenie serii. Nowi przeciwnicy w wielu obszarach przypominają Locustów, ale posiadają również swój własny, niepowtarzalny charakter. Są znacznie bardziej dzicy, zwierzęcy oraz odrealnieni.
Trutnie Roju potrafią biegać po ścianach, odbijając się od przeszkód terenowych. Potężniejsi, wyposażeni w karabiny siepacze chowają się za osłonami, flankują oraz rzucają granatami. Przerażający zbieracze potrafią połknąć gracza (!), a ten musi obserwować akcję gry z brzucha potwora, aż ktoś go uwolni. Producentom Gears of War 4 zdecydowanie nie brakuje pomysłów na przeciwników.
Wprowadzenie Roju do uniwersum zostało wykonane bardzo umiejętnie. Misja po misji, odsłanianie kart i poznawanie kolejnych odmian przeciwników to frajda sama w sobie. Niestety, w połowie intrygującej historii wszystko się zatrzymuje, a resztę musimy dopowiedzieć sobie sami. Wielka, wielka szkoda i niewykorzystany potencjał.
Chociaż napisałem, że pozornie zmieniło się wszystko, w praktyce zmieniło się bardzo niewiele.
Za Gears of War 4 odpowiada zupełnie nowa ekipa, która wcześniej zbierała doświadczenie przy Gears of War HD Collection. Studio The Coalition, które nawet nazwę zaczerpnęło z serii gier należącej do Microsoftu, dostało misję dorównania legendzie.
Wbrew obawom większości graczy, The Coalition stanęło na wysokości zadania. Chociaż pod względem historii to zupełnie nowy rozdział dla Gears of War, wiele zostało po staremu. To dokładnie ta sama strzelanina, z tym samym mechanizmem chowania się za osłonami, tymi samymi „ciężkimi” modelami poruszania oraz tym samym systemem przeładowania.
Wszystkie elementy, które sprawiły, że Gears of War stało się wielkie, są obecne w najnowszej produkcji. Chociaż The Coalition śmiało sobie poczyna pod względem snutej opowieści, sama mechanika została po staremu. To nie jest rewolucja. To nie jest nawet ewolucja. To stare, dobre Gears of War w nowej szacie. I to jakiej!
Gears of War 4 to najładniejsza gra, w jaką grałem na Xboksie One.
O ile modele postaci i przeciwników są po prostu dobre, tak produkcja zachwyca lokacjami. Widoki są nie z tej Ziemi (dosłownie). Wiele obszarów zapiera dech w piersiach, a prezentowane pejzaże są NIE-SA-MO-WI-TE.
Pod względem oprawy wideo, Gears of War 4 jest nieco w tyle za rewelacyjnym Uncharted 4. To jednak absolutna czołówka, jeżeli chodzi o wizualne doznania na konsoli. Żadne Halo 5, żaden Quantum Break i żaden Sunset Overdrive nawet nie otarł się o przepiękne widoki, jakie generuje nowa produkcja stworzona dla Microsoftu.
Co najbardziej niesamowite, zaawansowane wizualnie Gears of War 4 wciąż można ograć w trybie podzielonego ekranu, przed jednym telewizorem! Wystarczy drugi pad i kolega chętny na rewelacyjną przygodę. To dopiero nazywa się optymalizacja. Perfekcję nieco psują jedynie tekstury, które czasem doczytują się na oczach graczy.
Gears of War 4 zachowało nie tylko rewelacyjny co-op na jednym ekranie, ale również pozostałe kapitalne tryby.
Powraca Horda, tym razem z dopiskiem 3.0. Gra się w nią fantastycznie, razem z 4 innymi graczami broniąc terenu przed kolejnymi falami wrogów. W GoW 4 obrona punktu jest jeszcze bardziej techniczna i drużynowa.
Wszystko za sprawą klas, które The Coalition wprowadziło do sieciowej Hordy. Tak oto inżynier może stawiać fortyfikacje i wieżyczki, zwiadowca zbiera punkty z poległych przeciwników, ciężkozbrojny robi za czołg i odwraca uwagę hordy, podczas gdy snajper zaznacza cele i eliminuje je z daleka. Każdy ma swoją rolę i jasne przeznaczenie.
Sama tylko Horda przedłuża żywotność Gears of War 4 o dobre kilkanaście - kilkadziesiąt godzin. A jest przecież jeszcze Kontra, czyli zmagania PvP do 10 graczy jednocześnie. Dla mnie to najmniej atrakcyjny tryb, ale wiem doskonale, że społeczność Gearsów właśnie wokół niego skupia najwięcej uwagi. W tej grze jest cholernie dużo do zrobienia.
No dobrze, ale co właściwie sprawia, że Gears of War 4 jest takie super?
Przede wszystkim rewelacyjna kampania. Po mocno niezdarnym początku, produkcja nabiera odpowiedniego tempa. Gracz nie ma chwili wytchnienia, a naprzemienne fale wrogiego Roju oraz robotów Koalicji sprawiają, że nie czujemy znużenia i zmęczenia.
Do tego Gears of War 4 posiada kilka naprawdę dobrych, filmowych „momentów”. Do bólu zręcznościowa jazda motocyklem powali was wizualnie. Z kolei dzięki możliwości sterowania gigantycznym mechem poczujecie się niemal jak bogowie, rozrywając na strzępy dziesiątki jednostek przeciwnika.
Co zaskakujące, kampania w Gears of War 4 posiada również rewelacyjne dialogi. Chociaż James jest mocno nijaki, cała reszta jego drużyny z powodzeniem mogłaby pojawić się w wysokobudżetowym filmie akcji. Rozmowy między bohaterami są zabawne, świetnie napisane i zadziwiająco naturalne. Tych gości po prostu nie da się nie lubić. Tego się nie spodziewałem.
No i jest jeszcze on… weteran wojen z Locustami, który zjadł zęby na chowaniu się za osłonami, rzucaniu granatami i niszczeniu ufortyfikowanych stanowisk wrogów. Więcej nie napiszę, żeby nie psuć wam zabawy, ale jednego możecie być pewni - Feniks odradza się z popiołów w wielkim stylu.
Na zupełnie osobny akapit zasługuje sztuczna inteligencja naszych towarzyszy. Bajka!
Gears of War 4 to jedna z niewielu produkcji, w których boty towarzyszące graczowi mają jakieś znaczenie. Towarzysze Jamesa sami zabijają przeciwników, kroją ich piłami mechanicznymi, rzucają granaty, niszczą gniazda bestii, a nawet flankują grupy robotów.
Oglądanie ich w boju to sama przyjemność. Naprawdę! Ileż razy byłem w sytuacji, gdy szturmem wdzierałem się do jakiegoś pomieszczenia, a tam mój towarzysz broni już walczył wręcz z jakimś potworem, rozcinając go na plastry.
Na średnim poziomie trudności przyjaciele Jamesa wielokrotnie uratują wam życie. Podniosą was z ziemi. Wyciągną z brzucha wielkiej bestii. Pokażą, z którego miejsca nadciągają przeciwnicy. Zero skryptów. Sto procent doskonale napisanego kodu. Docenią go zwłaszcza ci, którzy kampanię chcą rozegrać offline.
Gears of War 4 to jedna z tych gier, w które po prostu trzeba zagrać.
To kwintesencja tego, co najlepsze w tytułach akcji. To esencja doskonałej strzelaniny. To jedna z tych produkcji, które po prostu mają coś pod triggerem, że chce się strzelać i strzelać. Każdy powalony przeciwnik, każdy ustrzelony headshot, każdy rozcięty potwór to masa satysfakcji.
Co mi się spodobało:
- Świetna kampania offline/online
- Zachowany tryb podzielonego ekranu
- Rozbudowana, ulepszona Horda 3.0
- Kto by przypuszczał, że GoW będzie posiadał tak świetne dialogi
- Grafika rzuca na kolana
- Muzyka dotrzymuje tempa intensywnej akcji (ale nic więcej)
- Nowi przeciwnicy w postaci Roju i robotów to świetne odświeżenie
- "jak Feniks z popiołów"
Co mi się nie spodobało:
- Pozostało mnóstwo otwartych wątków
- Rój stworzył więcej pytań, niż odpowiedzi
- Tekstury potrafią doczytywać się na oczach gracza
- Brakuje Hordy w trybie offline
- Niesatysfakcjonujące zakończenie
The Coalition dokonało czegoś więcej, niż tylko stanęło na wysokości zadania. Gears of War 4 to druga najlepsza odsłona w historii serii, zaraz po oryginalnym Gears of War.
Szansa, że zupełnie nowe studio stworzy takie dzieło, była naprawdę niewielka. Cuda jednak się zdarzają.