Apple wie lepiej - wcale nie chcesz kupić tego paska z powerbankiem do Apple Watcha
Użytkownicy Apple Watcha mogą pożegnać się z opaskami zasilającymi zegarek. Apple postarało się, żeby paski Reserve Strap nigdy nie trafiły do klientów.
Jeszcze przed premierą Apple Watcha na zegarek firmy Tima Cooka spadły gromy za przewidywany czas pracy na jednym ładowaniu. Producent zapowiedział, że zegarek będzie wymagał podłączania do prądu raz dziennie i jedno naładowanie powinno wystarczyć na około 18 godzin.
W praktyce to nie jest żaden problem.
Noszę Apple Watcha codziennie od premiery i nigdy nie narzekałem na czas pracy tego gadżetu. Rozładowuje się w końcu wolniej od aktywnie wykorzystywanego telefonu, a przyzwyczaiłem się do odkładania go co wieczór na stację dokującą. Bywa też, że zegarek pracuje u mnie dwa pełne dni.
Zdaję sobie za to sprawę, że dla wielu osób czas pracy liczony w godzinach, a nie w dniach, może nie być wystarczający. To problem podczas wyjazdów i u osób, które są aktywniejsze ode mnie. Dla takich użytkowników powstał pasek o nazwie Reserve Strap będący de facto powerbankiem zakładanym na nadgarstek.
Apple sprawiło, że Reserve Strap jednak nie powstanie.
Pasek z powerbankiem dla użytkowników Apple Watcha miał wykorzystywać port serwisowy umieszczony w tej części obudowy, do której montuje się pasek. Apple wykorzystuje to złącze na kilka różnych sposobów, ale nie daje do niego dostępu użytkownikom i firmom trzecim.
Twórcy Reserve Strap postanowili zignorować zalecenia Apple’a i zaproponowali klientom akcesorium, które z tego portu skorzysta do ładowania urządzenia podczas noszenia go na ręku. Apple najwyraźniej się ten pomysł nie spodobał i zablokowało tę funkcję programowo.
Reserve Strap LTE from Reserve Strap on Vimeo.
Twórcy Reserve Strap z pewnością są wściekli, ale Apple broni tutaj swoich interesów.
Klienci co do zasady mogą nie być zadowoleni z tego pomysłu - w końcu zapłacili za produkt, a producent dyktuje im, jak mają z niego korzystać. Trzeba jednak pamiętać, że Apple nie przewidziało możliwości ładowania zegarka podczas noszenia go i nie zapewnia wsparcia dla dodatkowych akcesoriów.
Wystarczy, by taki pasek nagrzał Apple Watcha, co doprowadziłoby do oparzeń użytkownika opaski Reserve Strap. Już widzę oczami wyobraźni krzykliwe nagłówki w mediach, które sugerowałyby winę Apple’a, chociaż to nie producent zegarka, a twórcy opaski odpowiadaliby za taki incydent
Takie praktyki zresztą nie są niczym nowym, zwłaszcza w przypadku Apple’a.
Firma w końcu blokuje nieoryginalne kable Lightning i ładowarki firm trzecich w przypadku iPhone’ów i iPadów, i pozwala korzystać tylko z drogich, autoryzowanych akcesoriów, a użytkownicy tanich zamienników mogą z każdą aktualizacją się zorientować, że ich kable, stacje dokujące i ładowarki przestaną działać.
Trudno się jednak dziwić, że taką samą politykę stosuje się w przypadku Apple Watcha, a twórcy Reserve Strap mogą sobie tylko pluć w brodę, że próbowali obejść zalecenia firmy Tima Cooka. Klienci z kolei mogą odebrać swój produkt, jeśli nie planują aktualizować swoich zegarków.
Pozostałe osoby, które zamówiły opaskę Reserve Strap - kosztującą aż 250 dolarów - muszą czekać na to, aż twórcy akcesorium dogadają się z Apple. Nie jest w końcu wykluczone, że pojawią się oficjalne akcesoria firm trzecich wykorzystujące port serwisowy, jeśli tylko ich twórcy zapłacą Apple’owi za certyfikację.
Pojawiły się nawet przesłanki sugerujące uruchomienie takiego programu certyfikacji, ale mogą minąć miesiące zanim Apple pozwoli twórcom Reserve Strap zaprezentować finalny produkt. Nie zdziwiłbym się też, gdyby Apple, blokując zewnętrzne akcesorium, przygotowywało po cichu... swoje własne.