Assassin's Creed: Russia - fatalna ostatnia część serii całkiem udanych platformówek Ubisoftu
Nie znoszę, gdy gry są sztucznie wydłużane, a sztuczne wydłużanie śrubowaniem poziomu trudności poza granice dobrego smaku to prosty sposób na obrzydzenie mi rozgrywki. Twórcy Assassin's Creed: Russia najwyraźniej bardzo się starali, by zepsuć świetne wrażenie po dwóch pierwszych odsłonach serii.
Jeszcze przed wyjazdem na tegoroczne MWC zacząłem się bawić przy ostatniej części nowej serii gier platformowych Ubisoftu. Zabawa to jednak dużo powiedziane, bo grając w Assassin’s Creed Chronicles: Russia kląłem jak szewc. Po powrocie z targów do nowego Asasyna wróciłem i szybko przypomniałem sobie, co mnie rozczarowało.
Assassin's Creed: Russia to najbardziej irytująca część serii.
Grałem we wszystkie dotychczas wydane gry z cyklu Assassin’s Creed. Seria jest bardzo nierówna, ale stała się moją grzeszną przyjemnością. Zwykle nie gram w platformówki, ale dodanej w zeszłorocznym season passie gry Assassin’s Creed Chronicles: China nie mogłem się oprzeć.
Przyznam, że miło się zaskoczyłem. Przeniesienie formuły trójwymiarowego openworlda do liniowej platformowej gry 2.5D wyszło świetnie. Assassin’s Creed Chronicles: India okazało się udaną kontynuacją - i podobnie jak swego czasu wydane na PS Vita Batman Arkham Origins: Blackgate: trudną ale dającą fun.
Ostatnia część serii Assassin’s Creed Chronicles zrujnowała to dobre wrażenie.
Ubisoft dobrze zaczął, ale z trzech platformówek z serii Assassin’s Creed Chronicles tylko dwie pierwsze - China i India - były udane. Assassin's Creed: Russia, zamykające sprzedawaną teraz w pakiecie serię, zdaje się robili inni ludzie. Ten sam silnik i zbliżona mechanika, ale poziomy leżą.
Assassin's Creed: Russia jest znacznie trudniejsze od poprzednich dwóch odsłon i to w ten niefajny sposób. China i India były dla mnie wyzwaniem, ale nie powodowały frustracji i były bardzo dobrze zbalansowane. Trzecia część zaczęła w końcu doprowadzać do szewskiej pasji.
Assassin’s Creed: Russia przypomniało mi kiepskie platformówki z lat 90.
Wszystkie trzy gry z serii Assassin’s Creed Chronicles to zabawa na kilka godzin, ale odsłona o podtytule Russia w idiotyczny sposób stara się przedłużać zabawę. Poziomy zostały zaprojektowane tak, że postać gracza co chwilę ginie. Jeden zły ruch, jeden źle naciśnięty klawisz - wczytujemy checkpoint.
China i India karały gracza za błędy zabierając mu punkty, ale nie oglądało się co kilka minut ekranu ładowania. Checkpointy w Assassin's Creed: Russia są w dodatku idiotycznie rozstawione, a po głupim błędzie trzeba stać w miejscu jak kołek i oglądać kolejny raz te same kilkunastosekundowe animacje.
Gra wręcz zmusza gracza do powtarzania tych samych fragmentów.
W wielu miejscach nie sposób przewidzieć, jakiego konkretnego ruchu - jednego z wielu możliwych - gra od nas oczekuje i trzeba dochodzić do tego metodą prób i błędów. To smutne, bo poprzednie dwie części z serii zachęcały gracza do wybrania jednej z wielu dróg, a często zagadki miały kilka równie dobrych rozwiązań.
Szkoda, bo miałem nadzieję spędzić przy zwieńczeniu trylogii miło czas. Niestety, Ubisoft przyzwyczaił nas do tego, że idzie na ilość, nie na jakość. Assassin's Creed: Russia zadebiutowało najwyraźniej za szybko, a platformówki spotkał ten sam los, co główną serię.
Na domiar złego Assassin's Creed: Russia pełne było drobnych błędów.
Okazało się, że po godzinie powtarzania tego samego fragmentu, gdy udałem się oglądać walkthrough na YouTubie, moja plansza różniła się od tego, co widzieli inni gracze - u mnie pojawiał się dodatkowy przeciwnik. Dopiero restart całego poziomu pozwolił mi przejść dalej - bo ponowne uruchomienie gry nie zdało się na nic.
Nie muszę chyba dodawać, że przy wyśrubowanym do granic poziomie trudności ten jeden dodatkowy przeciwnik przekreślał szanse na przejście dalej? Pierwszy raz byłem zirytowany grą na tyle, że rozważałem obejrzenie zakończenia na YouTubie, ale błąd pojawił się w przedostatniej misji całej trylogii i głównie dlatego wymęczyłem Assassin's Creed: Russia do końca.
Nie lubię, gdy twórcy gier tak partaczą robotę. Nie wiem, czy ludzie odpowiedzialni za Assassin’s Creed Chronicles: China i India maczali palce w ostatniej odsłonie, ale wygląda na to, że gry robiły dwa różne zespoły deweloperów pracujące na tym samym silniku.
Serii zabrakło niestety spójności, bo to, co nagradzano w China i India, czyli próby rozwiązywania zagadek na swój sposób, w Assassin's Creed: Russia było karane ekranem ładowania.