Największa w Polsce edukacyjna wystawa budowli z klocków Lego - galeria Spider's Web
Przed wyjściem upewniłem się, że na pewno nie wziąłem telefonu. Wiedziałem, że przez najbliższą godzinę czy dwie nie będzie mi w ogóle potrzebny. Uciekam ze świata nieustającego napływu powiadomień, do świata wyobraźni, możliwości i niesamowitej pomysłowości. Do świata Lego.
Przygotowując wstępny szkic relacji z "Największej w Polsce edukacyjnej wystawy budowli z klocków Lego", która przez kilkoma dniami zawitała do Wrocławia, właściwie miałem już w głowie gotowy wstęp. Miało być o tym, że pewnie nikt z młodych nie wie już, czym właściwie są te tajemnicze klocki, a odpowiednim wytłumaczeniem miało być porównanie ich do "analogowego Minecrafta".
Dobrze, że nie przelałem tych myśli na klawiaturę, bo musiałbym po wizycie na stadionie wszystko skasować, a potem tworzyć zupełnie od nowa. Pomimo tego, że wystawę odwiedziłem o niezbyt sprzyjającej wizytom godzinie (samo południe w środku tygodnia), wystawione konstrukcje podziwiali nie tylko podstarzali fani montowania ze sobą plastikowych elementów, ale całe tłumy dzieci. Od takich, które jeszcze nie potrafią chodzić, więc trzeba je wozić w wózku, po takie, których trzeba pilnować, żeby po wieczornym wyjściu ze znajomymi były w ogóle w stanie dojść o własnych siłach do domu.
Nie będę przy tym opisywał dokładnie wszystkich ekspozycji, tak samo jak nie starałem się na zdjęciach ująć wszystkich konstrukcji, ani nawet uchwycić wybranych w całości. Nie ma sensu "spoilerować" wszystkiego. Zresztą po co w ogóle wychodzić z domu, skoro można niemal to samo zobaczyć w Internecie?
A warto, zdecydowanie warto wyjść z domu i pójść na tę wystawę, zwłaszcza jeśli nie zrobiliście tego wcześniej (wystawa jeździ po Polsce już od jakiegoś czasu).
Liczba eksponatów jest ogromna, ich stopień skomplikowania przytłaczający, a czas, jaki trzeba było poświęcić na ich stworzenie robi gigantyczne wrażenie. Pojedyncze budowle potrafią pochłonąć kilka miesięcy życia i kilkadziesiąt tysięcy elementów. Dwumetrowy gwiezdny niszczyciel zwala z nóg, ale kiedy tylko uda nam się podnieść, trafiamy na 11-metrowy model Titanica. A jeśli i tu uda nam się otrząsnąć z wrażenia, trafiamy na niesamowity "Atak Hordy", składający się z tysięcy figurek.
Nie zabrakło też oczywiście bardziej interaktywnych konstrukcji. Silnik V8 ożywa po naciśnięciu jednego przycisku. Pociąg wyrusza w trasę. Maszyny budowlane zaczynają pracować. Od ładnych kilku lat nie jestem już dzieckiem, a mimo to bawiłem (i cieszyłem) się jak dziecko - zarówno wprawiając machiny w ruch, jak i oglądają dopieszczone, szczegółowe, nieruchome inscenizacje - czy chodziło o Indianę Jonesa, Władcę pierścieni, czy dużo zwyklejsze wesołe miasteczko albo górski kurort.