Prawdziwa uczta dla ucha w każdym pokoju. Denon Heos - recenzja Spider’s Web
Bez większego ryzyka można stwierdzić, że rynek produktów home audio przeżywa w obecnych czasach swoją drugą młodość. Po fali ogromnej popularności urządzeń tanich, które po prostu grały, nadchodzi czas urządzeń, które wyróżniają się nie tylko wygodą obsługi, ale i ponadprzeciętną jakością wykonania i jakością dźwięku. Dotyczy to także systemów multiroom, gdzie do gry włączył się ostatnio Denon ze swoim zestawem Heos.
Jeszcze kilka lat temu mało kto myślał o tym, żeby w swoim domu instalować tego typu systemy. Wiązało się to przeważnie z ogromnymi wydatkami, metrami kabli oraz koniecznością odpowiedniego przemyślenia konfiguracji. W końcu raz ustawiony zestaw trudno było potem dzielić, przestawiać i składać od nowa.
Bezprzewodowe systemy multiroom zmieniły jednak ten stan rzeczy. Banalna konfiguracja, możliwość łączenia dowolnych głośników w pary lub większe zestawy, a także o wiele bardziej przystępna dla zwykłego użytkownika cena. Nic dziwnego, że prawie każdy producent z branży audio chce mieć w tej kategorii swojego kandydata.
Jak wyszło to Denonowi?
Oferta
Obecnie w ofercie Denona w systemie Heos znajdują się 3 głośniki - Heos 3, Heos 5 oraz Heos 7. Ich ceny wynoszą odpowiednio około 1199 zł, 1699 zł oraz 2499 zł. Każdy z nich jest przy tym dostępny w wersji czarnej lub białej.
Oprócz tego w sprzedaży są jeszcze trzy inne elementy systemu - Heos Extend (wzmacniacz sygnału, 599 zł), Heos AMP (wzmacniacz, 2199 zł) oraz Heos Link (podłączenie innego urządzenia do systemu Heos, 1499 zł).
Do naszych testów trafiły dwa głośniki z dwóch krańców oferty - Heos 3 (biały) oraz największy i najdroższy Heos 7 (czarny).
Specyfikacja techniczna
Testowane głośniki mogły pochwalić się następującą specyfikacją:
Heos 3:
- Wzmacniacz: Dwukanałowy cyfrowy wzmacniacz klasy D
- Głośniki: Dwugłośnikowy system - dwa pełno-zakresowe drivery
- Wejście audio: Line-In
- Wymiary: [poziomo] Wys. 128 x Sz. 275 x Gł. 156 (mm) / [pionowo] Wys. 272 x Sz. 130 x Gł. 165 (mm)
- Masa: 1,9 kg
- Kolory: Czarny/Biały
- WiFi: 802.11 a/b/g/n 2,4 GHz i 5 GHz
- Obsługa formatów: MP3, WMA, AAC, FLAC, WAV
- Obsługa urządzeń NAS
- Wejście LAN
- Wszystkie głośniki można łączyć w zestawy, ale w konkretną parę stereo można łączyć jedynie modele Heos 3.
Heos 7:
- Wzmacniacz: pięć wzmacniaczy cyfrowe klasy D
- Głośniki: Dwa głośniki wysokotonowe, dwa drivery średniotonowe, subwoofer aktywny + dwie membrany pasywne
- Wejście audio: Line-In
- Wymiary: Wys. 209 x Sz. 294 x Gł. 166 (mm)
- Masa: 3 kg
- Kolory: Czarny/Biały
- WiFi: 802.11 a/b/g/n 2,4 GHz i 5 GHz
- Obsługa formatów: MP3, WMA, AAC, FLAC, WAV
- Obsługa urządzeń NAS
- Wejście LAN, USB
- Wyjście słuchawkowe
Wygląd, złącza, jakość wykonania
Od głośników w tej cenie, a już tym bardziej firmowanych przez takiego producenta, można wymagać, aby oferowały najwyższą jakość wykonania i nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości co do tego, że dobrze zainwestowaliśmy pieniądze.
I tak właśnie jest już od pierwszego kontaktu nawet nie tyle ze sprzętem, co z opakowaniem. Świetnie zabezpieczone, zamknięte w eleganckich pudełkach urządzenia już na starcie pokazują, że nie są zabawkami. Wystarczy spróbować je podnieść - nawet najmniejszy Heos 3 jest ciężki, a masa Heosa 7 potrafi na początku wręcz przytłoczyć.
To zresztą jedna z pierwszych zalet, jakie dostrzegamy od razu po rozpakowaniu nowego sprzętu. Duża masa, w połączeniu ze świetnymi gumowymi podstawkami (nie nóżkami, ale nieprzerwanym pasem) właściwie uniemożliwia jakiekolwiek przypadkowe przemieszczanie się głośników. Szczególnie docenią to posiadacze kotów czy dzieci - nikt nie lubi obserwować upadku wartego kilka tysięcy sprzętu na podłogę. Tutaj raczej to nie grozi.
Heos 3
Najmniejsza propozycja Denona w tej kategorii wcale nie należy do najmniejszych. 3-ka ma 27,2 cm wysokości, 13 cm szerokości i 16,5 cm głębokości. Nie zmienia to jednak faktu, że bez najmniejszych problemów mieściła się na każdej testowanej półce czy szafce.
Można przy okazji sprzętu audio próbować przekonywać, że wygląd nie ma znaczenia, ale tak niestety nie jest. Sprzęt za takie pieniądze (zwłaszcza, że „trójek” warto mieć więcej) powinien być nie tylko narzędziem do odsłuchiwania muzyki, ale także wartościowym dodatkiem pasującym odpowiednio do wystroju pokoju.
Mimo wstępnych uprzedzeń, związanych z wizualizacjami białego Heosa 3, ten w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dobrze. Solidna, spójna konstrukcja nakreślona delikatnymi łukami idealnie będzie pasować zarówno do mieszkania wystrojonego w sposób nowoczesny, jak i do tych bardziej klasycznych. Kwestia jedynie wyboru koloru - biały lepiej komponuje się ze szkłem, metalem (czy po prostu białymi meblami), natomiast czarny o wiele bardziej pasowałby do wnętrz wykończonych drewnem.
Biały H3 ma natomiast jedną wadę, której nie dało się raczej uniknąć. Choć materiały wykończeniowe są naprawdę wysokiej jakości, białe powierzchnie, a także gumy na spodzie, po prostu się brudzą i pokrywają się nie zawsze łatwym do usunięcia kurzem.
Tak czy inaczej, Heosa 3, mimo że jest najtańszym głośnikiem w zestawie, z całą pewnością nie będziemy starali się ukryć.
Jak na głośnik przystało, zestaw przycisków ograniczono do niezbędnego minimum, choć pod względem portów nie decydowano się na szczęście na oszczędności. Z góry mamy więc dość łatwy dostęp do trzech podstawowych klawiszy - regulacji głośności oraz wyciszania dźwięku (z odpowiednią diodą).
Wszystkie z nich zostały ulokowane w bardzo dobry sposób - nie burzą spójnej konstrukcji głośnika, ponieważ nie widać ich praktycznie z żadnego miejsca. Natomiast odnalezienie ich jest dziecinnie proste i niemal zawsze za pierwszym razem uda się nam namierzyć odpowiedni przycisk.
Niestety podczas przesłania muzyki z telefonu przycisk wyciszania może nam się bardzo przydać - przy połączeniu przychodzącym muzyka nie jest wyciszana i trzeba to zrobić ręcznie, albo z poziomu telefonu. W ustawieniach aplikacji zabrakło odpowiednich pozycji.
Na głośniku nie zabrakło natomiast wielokolorowej diody informującej o statusie urządzenia. Ci, którzy nie lubią, kiedy z każdego kąta otaczają ich świecące punkty, mogą na szczęście dowolnie regulować moc podświetlenia.
Problemów nie będą miały także osoby, które z 3-ki ustawić chcą w pozycji poziomej. Po prawej stronie umieszczono bowiem zestaw gumowych nóżek, które doskonale przytrzymują głośnik na niemal każdej powierzchni.
O wiele więcej dzieje się jednak z tyłu głośnika, gdzie umieszczono szereg istotnych dodatków. Przede wszystkim mamy tutaj komplet złączy - od ładowania i przycisku resetowania, przez wejście audio (standardowy miniJack, dość krótki kabel w zestawie), wejście USB z zasilaniem (5V/1A), port Ethernet oraz przycisk do łączenia z urządzeniem.
W górnej części umieszczono natomiast punkt mocowania, w przypadku kiedy chcielibyśmy zamontować głośnik na ścianie.
Heos 3 pod względem budowy i wyglądu spełnia więc oczekiwania, jakie można byłoby pokładać w jakimkolwiek sprzęcie z wysokiej półki. Jest solidny, masywny i doskonale wykończony, a jednocześnie ukształtowany w sposób tak subtelny i elegancki, że aż chce się go postawić na widoku i nie sprawia wrażenia „klocka”.
Mówiąc wprost, o wiele chętniej widziałbym u siebie w salonie właśnie Heosa 3 niż np. Sonosa Play:3 czy Play:1.
Heos 7
Tutaj nie może być już żadnej taryfy ulgowej. Największy i najdroższy element zestawu Heos musi być po prostu idealny pod względem jakości i estetyki. I, nie przetrzymując nikogo w napięciu dłużej niż potrzeba, taki właśnie jest.
Ponownie mamy do czynienia ze sprzętem o naprawdę słusznej masie, udanie maskowanej przez niezwykle finezyjny kształt (choć może nie jest to dzieło sztuki na miarę sprzętów Philipsa z serii SoundSphere). Sprzętem, który bez cienia wstydu można ustawić w centralnym punkcie każdego salonu. Mimo bardziej skomplikowanego niż Sonos 3 czy 5 kształtu, H7 pozostaje zresztą w tej kwestii bardzo uniwersalny.
Tak, wertując specyfikację techniczną Heosa 7, jest on wielki i ciężki, ale patrząc na niego, czujemy raczej lekkość i swobodę, która nie przytłacza ani nas, ani pomieszczenia.
Podobnie jak w przypadku mniejszego modelu, tak samo największy łączy swoją obudowę o przekroju zbliżonym do łzy za pomocą gumowanej podstawy. Spora masa, połączona z takim materiałem znów daje świetny efekt - Heos 7 jest po prostu nie do ruszenia, co w trakcie testów potwierdził zresztą mój kot, wskakując na szafę tak, że dosłownie oparł się o głośnik. Na szczęście ten nie przesunął się nawet o pół centymetra, tym samym ratując mnie przed koniecznością sprzedaży samochodu na poczet pokrycia strat.
Większa powierzchnia głośnika pozwoliła nieco inaczej ulokować przyciski i złącza, a także dodać te, których w H3 zabrakło. Identyczny zestaw klawiszy regulacji głośności i wyciszania znalazł się więc po prawej stronie - również w idealnym i łatwym do odnalezienia miejscu, natomiast na lewą trafiło wejście słuchawkowe, którego w 3-ce nie uświadczymy. Nie zaoferowano natomiast opcji pionowego ustawienia głośnika (co jest całkiem logiczne i rozsądne).
Tył to natomiast praktycznie dokładnie to samo, co w mniejszym bracie, z tym wyjątkiem, że w nieco innej kolejności umieszczono porty ładowania i resetowania. Poza tym wszystko jest wspólne dla wszystkich modeli tej serii. I bardzo dobrze.
I o ile biały Heos 3 był po prostu bardzo atrakcyjny (choć lepiej prezentowałby się w czerni), o tyle Heos 7 jest wręcz piękny (co zresztą potwierdziło również kilka innych osób, które widziały go na żywo). Udało się tu osiągnąć idealną równowagę pomiędzy projektem bryły odbiegającym od klasycznego pudełka, a kształtami, które nie nudzą się zbyt szybko i nie zaczynają irytować swoja odmiennością. Do tego wszystkiego wystarczy Heosa dotknąć, aby jeszcze mocniej utwierdzić się w przekonaniu, że dobrze wydaliśmy swoje pieniądze.
Oczywiście znów jest to kwestia całkowicie subiektywna, ale gdyby przyszło mi wybierać pomiędzy Sonosem 5 i Heosem 7, a także pomiędzy Sonosem 1 albo 3 i Heosem 3, to biorąc pod uwagę kwestie estetyczne, nie wahałbym się ani sekundy.
Zasilanie
Tutaj następuje niestety pierwszy (z niewielu) zgrzyt. Podczas gdy część systemów konkurencji jest w stanie poradzić sobie za pomocą najzwyklejszego, a przy tym łatwego do ukrycia kabla zasilającego, Denon zdecydował się na nieco inne rozwiązanie.
Tutaj całość opiera się na dość długim kablu z zasilaczem o wymiarach sporego zasilacza laptopowego. Nie tylko może to powodować problem z wciśnięciem go za niektóre meble, ale też uniemożliwia to zastosowanie odpowiednich maskownic, jeśli chcemy, aby w naszym domu nie było luzem żadnych kabli i wszystko było w idealnym porządku.
Nie jest to prawdopodobnie zbyt wielka wada i każdy kto Heosa kupi, jakoś poradzi sobie z tym problemem, ale szkoda, że przy bezprzewodowym systemie multiroom kwestia kabli musi być w ogóle poruszana.
Podłączenie
Żeby multiroom był atrakcyjny dla klienta, musi być jak najprostszy w obsłudze. Tak prosty, aby nawet osoba bez żadnych umiejętności technicznych czy bez chęci uczenia się nowych rzeczy była w stanie w mniej niż 5 minut rozpocząć użytkowanie.
Na szczęście i tutaj Denon stanął na wysokości zadania, udostępniając nam cztery opcje połączenia, z których żadna nie powinna zająć więcej niż 1-2 minuty. Wliczając w to pobranie aplikacji, bez której niestety niewiele zrobimy.
Trzy pierwsze są w mniejszym lub większym stopniu bezprzewodowe. Jeśli stawiamy głośnik koło routera lub switcha, wystarczy podłączyć go dołączonym do zestawu kablem LAN (niestety dość krótki) i wybrać w aplikacji na telefonie dodawanie głośnika. Ten zostanie błyskawicznie odnaleziony i wystarczy tylko opisać je i zacząć słuchanie muzyki.
Niestety przy tej konfiguracji występował jeden problem, których chyba nie został po prostu uwzględniony przez producenta (albo jest niemożliwy do realizacji). Tak skonfigurowane połączenie nie zapewni nam w pełni bezprzewodowego ustawienia, tj. po odpięciu od kabla głośnik straci łączność z naszą siecią, nie pobierając danych logowania do WiFi.
Rozwiązanie tego problemu jest na szczęście banalne. Jeśli nasz router posiada przycisk WPS i usługa ta jest odpowiednio skonfigurowana, wystarczy aktywować ją guzikiem, a następnie nacisnąć przycisk Connect na obudowie głośnika. Potem zostaje już tylko wyszukanie go z poziomu aplikacji.
Aby zapewnić sobie niezależność od kabli LAN, możliwa jest także konfiguracja w wykorzystaniem kabla miniJack, co zresztą domyślnie podpowiada aplikacja. Również i tutaj cały proces, wraz z wyszukiwaniem głośnika, zajmuje raptem kilkanaście czy kilkadziesiąt sekund, a wszystkie niezbędne porady wyświetlane są na ekranie telefonu.
Jeśli decydujemy się na pełne połączenie bezprzewodowe, żaden z głośników nie musi być podłączony do naszego routera. Choć oczywiście, jeśli chcemy, może być. Można także mieszać bez problemu różne formy połączeń.
Ostatni rodzaj połączenia jest pochodnym tego ostatniego i obejmuje po prostu połączenie głośnika ze sprzętem grającym przez miniJack na stałe. Niestety, prawdopodobnie z powodu poziomu komplikacji całego systemu, nie możemy w ten sposób słuchać muzyki z dowolnego źródła, a tylko z tego, co uruchomimy za pośrednictwem aplikacji Denona. W przeciwnym przypadku wita nas niestety absolutna cisza...
Opcjonalnie, jeśli chcemy odtwarzać muzykę zdalnie, ale z lokalnego źródła istnieje możliwość podłączenia do głośnika dysku zewnętrznego lub standardowego pendrive’a. Do wyboru jest więc naprawdę sporo opcji.
Aplikacja
Tutaj niestety pojawia się kolejny zgrzyt, choć patrząc na statystyki, raczej niespecjalnie dla większości osób na świecie istotny. Do korzystania ze sprzętu Denona konieczny jest w tym przypadku odpowiedni program, dostępny jedynie w Google Play i Apple App Store. Nie odnajdziemy dedykowanej aplikacji, ani nawet jej zastępstwa w żadnym innym miejscu, przez co np. posiadacze telefonów z Windows Phone mogą obejść się smakiem, choć... na upartego też mogą cieszyć się możliwościami Heosa.
Użytkownicy komputerów z OS X, Windowsem czy Linuksem mogą bez problemu skorzystać z funkcji systemowych lub obejść proponowanych przez Denona. W przypadku OS X i Windows 7/8 udało się potwierdzić, że całość działa bez najmniejszego zarzutu. I właśnie w ten sposób ci, którzy nie posiadają iOS/Androida, mają szansę spróbować możliwości Denona - w przypadku głośników działa klasyczne strumieniowanie przez DLNA.
Ci, którzy jednak mogą skorzystać z aplikacji, z całą pewnością nie będą rozczarowani. Wymaga ona wprawdzie drobnego dopieszczenia wizualnego (szczególnie gigantycznego czerwonego krzyżyka na pasku powiadomień w Androidzie. Fuj!), ale jest tak prosta, przejrzysta i jednocześnie oferuje sporo możliwości konfiguracji, że wielu producentów mogłoby się na niej wzorować.
Już od pierwszej konfiguracji mamy praktycznie całą obsługę w małym palcu, a gdyby tego było mało, program w odpowiednich momentach podpowiada nam co i jak.
Całość podzielono na trzy główne zakładki - Pomieszczenia, Muzyka i Teraz odtwarzane. W tej pierwszej możemy sprawdzić co dzieje się z każdym z naszych głośników (które możemy dowolnie nazywa lub wybierać nazwy z gotowej listy), lub grupować je według naszych upodobań. Samo grupowanie odbywa się po prostu poprzez przeciąganie kolejnych ikon głośników na siebie lub na ich grupy - tak samo, jak wygląda np. tworzenie folderów w systemach mobilnych.
Jedyne co można zarzucić w tym miejscu aplikacji to to, że z tej zakładki nie możemy zarządzać odtwarzaniem. Widzimy tylko status głośnika, co jest odtwarzane i czy jest odtwarzane - nie możemy np. wyłączyć jednego i włączyć drugiego.
To wszystko realizowane jest za pomocą ostatniego panelu - Teraz odtwarzane. Klikamy na odpowiedni głośnik w zakładce „Pomieszczenia”, potem na „Teraz odtwarzane” i dopiero wtedy możemy pobawić się w DJ-a.
Cała obsługa nadal pozostaje jednak prosta i przypomina obsługę najzwyklejszego na świecie odtwarzacza muzycznego. Odtwarzamy pojedyncze utwory lub całe listy (a także tworzymy je i edytujemy), przewijamy lub cofamy określone piosenki czy regulujemy głośność dla całego zestawu głośników lub każdego z nich z osobna (również, jeśli pracują w grupie).
Słowem, nic co mogłoby nas zaskoczyć, ale też i nic, czego brak mógłby nas rozczarować.
Samymi źródłami muzyki i tym, co znajdzie się w odtwarzaczu, zarządzamy natomiast z poziomu środkowej zakładki - muzyka. Do wyboru mamy na początek m.in. Spotify, TuneIn, Deezera oraz oczywiście to, co znajduje się w naszym telefonie.
Część z tych serwisów obsługiwana jest wewnątrz programu (np. Deezer) i bez ograniczeń możemy korzystać ze wszystkich jego opcji (w tym np. wyszukiwania, „Przepływu”, kanałów radiowych, najpopularniejszych czy wyboru Deezera), a wyniki takiego wyszukiwania łączyć w listy z muzyką z innych źródeł, bez konieczności ponownego odwiedzania tej zakładki.
Drobną niedogodnością jest tutaj fakt, że jeśli znajdujemy się na ekranie „Teraz odtwarzane” i chcemy dodać do niej nowy utwór, musimy powrócić do „Muzyka”, kliknąć ikonę Deezera, a dopiero wtedy wybrać „Szukaj”.
Spotify w połączeniu z Heosem korzysta natomiast z funkcji Spotify Connect, dostępnej m.in. dla Androida i iOS, przenosząc tym samym całą obsługę do właściwej aplikacji Spotify. W tym przypadku jednak konieczne jest posiadanie konta Premium - usługa ta jest niedostępna dla użytkowników, którzy nie opłacają abonamentu.
Poza tym program daje nam jeszcze kilka innych opcji konfiguracyjnych, z których prawdopodobnie duża część osób nigdy nie skorzysta. Na szczęście nie są one upchnięte na głównym ekranie, zaburzając czytelność aplikacji, a dyskretnie przesunięte w głębsze poziomy menu.
Gdy jednak dobierzemy się do nich, możemy regulować dla każdego z głośników jasność diody statusu, sprawdzić do jakiej sieci są podłączone, zmienić ich nazwy, skonfigurować raczej prosty korektor (basy/soprany), zmienić jakość przesyłanej muzyki (niska/wysoka), czy wyszukać aktualizacji oprogramowania albo sprawdzić adres sieciowy urządzenia.
Wszystko więc pozostaje proste, czytelne i nie przytłacza użytkownika nadmiarem opcji, oferując jednak wszystko to, co niezbędne. Do tego program działa sprawnie nawet na telefonach z Androidem ze średniej półki cenowej, co nie zawsze wszystkim się udaje.
Niemal niewidoczne było także jakiekolwiek opóźnienie pomiędzy akcjami podejmowanymi na telefonie, a efektem na głośniku, nawet pomimo tego, że podzespoły sieciowe nie należą w tym przypadku do najlepszych.
Jakość dźwięku
Nawet jednak w czasach, kiedy najważniejsze są rodzaje obsługiwanych połączeń bezprzewodowych, czy zgodność aplikacji z systemem naszego telefonu, głośnik kupuje się po to, aby grał. Co potrafią dwa Heosy?
Heos 3
Najmniejszy i najtańszy - czy można wymagać od niego wiele? Oczywiście, w końcu przychodzi nam zapłacić za niego ponad 1000 zł, co przy próbach stworzenia odpowiedniego kompletu może ostatecznie okazać się kwotą o wiele wyższą. Można, a wręcz należy oczekiwać, że będzie co najmniej dobry.
I jest dobry, ba, jak na swoje wymiary i cenę jest wręcz świetny. Bez najmniejszego nawet wysiłku i bez sięgania po najwyższe stopnie skali głośności wypełnia całkowicie mniejsze pomieszczenia (do których jest dedykowany), czy nawet nieco większe. Ustawienie go w całkiem sporej łazience czy kilkunastometrowej kuchni zawsze kończyło się takim samym, doskonałym rezultatem.
W trakcie testów nie zaszła ani razu konieczność ustawiania głośności powyżej połowy skali (przeważnie około 1/3), nawet pomimo tego, że w kuchni czy łazience nigdy nie jest przesadnie cicho. Mimo to malutki Heos 3 był w stanie zdominować całkowicie akustyczną stronę pomieszczenia, dysponując jeszcze sporym zapasem mocy. Jak na głośnik, który wymiarami niewiele przewyższa większość stacjonarnych (i część mobilnych) głośników Bluetooth, efekty są o wiele lepsze, niż można było oczekiwać.
Sama jakość, biorąc pod uwagę jego charakterystykę, również nie pozostawia zbyt wiele do życzenia. Dźwięk wydobywający się z głośnika jest dobrej jakości, klarowny, delikatny kiedy potrzeba, i ostry, kiedy takie były intencje twórców. Bez większych problemów da się usłyszeć poszczególne instrumenty i całkiem sporo szczegółów, choć oczywiście trudno ten efekt porównywać do bardziej zaawansowanych, albo kosztujących podobne pieniądze, ale pozbawionych dodatkowych opcji głośników. Zdecydowanie nie można się jednak przyczepić do tego, jak „obsługiwane” są tony średnie czy wysokie.
Podobnie prezentuje się kwestia tonów niskich, choć z jednym małym zastrzeżeniem. O ile mniej więcej do połowy skali (czyli i tak dość głośno), H3 radzi sobie dobrze nawet z bardziej wymagającymi momentami, o tyle gdy chcemy naprawdę poczuć jego moc, zaczyna sobie radzić gorzej. Ciepłe i głębokie basy nie są już tak efektowne, pod koniec skali zmieniając się po prostu w tępe uderzenia, czy wręcz brzęczenie, które przytłacza resztę. Od głośnika takich rozmiarów trudno jednak oczekiwać, żeby potrafił więcej. To co oferuje, to i tak więcej, niż początkowo oczekiwałem.
Warto przy tym w przypadku Heosa 3 poeksperymentować z ustawieniami korektora w aplikacji i samą lokalizacją oraz orientacją głośnika. Jedno i drugie ma bardzo duży wpływ na to, jakie będą nasze wrażenia z jego użytkowania.
Niestety nie było możliwości przetestowania Heosa 3 w parze z drugim takim samym głośnikiem, ale można zakładać, że efekt byłby naprawdę interesujący. Tym bardziej, że eksperymenty z pojedynczym Heosem 3 w zdecydowanie większym i bardziej skomplikowanym akustycznie pomieszczeniu też dawały całkiem przyjemne rezultaty.
Heos 7
Tutaj już umieszczanie głośnika w małym pomieszczeniu całkowicie mijałoby się z celem - H7 mógłby je po prostu rozerwać dźwiękiem. Największy ze swojej rodziny trafił więc do salonu o powierzchni kilkudziesięciu metrów, przeciętym w połowie schodami, z dwoma drzwiami i ogólnie niezbyt ciekawą konfiguracja.
Ponownie, rezultat był zaskakująco dobry, choć i płacąc 2500 zł za głośnik wymaga się od niego wiele.
Co ciekawe, charakterystyka była podobna w pewnym stopniu do H3, ale wszystko było wyniesione na zupełnie inny poziom. Również i tutaj nie było problemów z nagłośnieniem tak niewygodnego pomieszczenia, nawet nie uciekając się do specjalnego zwiększania głośności. Nawet przy niecałej połowie skali, muzyka docierała do osób siedzących po drugiej stronie pomieszczenia w sposób jak najbardziej komfortowy, bez poczucia znajdowania się bardzo daleko od źródła dźwięku.
Maksymalnej głośności nie testowałem - wystarczyło zaledwie około 3/4, żeby przekonać się, że sąsiad nie przepada ani za Groniec, ani za Brelem, mimo że... wcale nie mieszkam w bloku. Oszczędziłem więc i swoim uszom i konstrukcji domu eksperymentów na „najwyższym poziomie”. Jedno jest jednak pewne - ten sprzęt potrafi być głośny. Okrutnie wręcz głośny.
Niespecjalnie przepadam za wybitnie wyrafinowanymi określeniami rozchodzenia się dźwięku po pomieszczeniu (a tych profesjonalnych nie znam), ale jedyne słowo, które odpowiednio opisuje H7 jest „rozpływanie się”. Dźwięk dosłownie wylewa się z tego wielkiego głośnika i szczelnie wypełnia całe pomieszczenie.
Tak samo jak w H3, tak i tutaj niezwykle przyjemne dla ucha są tony średnie i niskie, a liczba detali czy głębia dźwięku nie pozostawia najmniejszych zastrzeżeń. Całość wydaje się być o wiele bardziej naturalna niż na większości głośników, a sposób rozprowadzania dźwięku jest bardzo przyjemny dla odbiorców. Heos 7 sprawia po prostu, że słyszymy w tym samych utworach więcej, niż słyszeliśmy do tej pory (oczywiście zależy to też od sprzętu, który mieliśmy wcześniej).
Być może audiofile obdarowani przez naturę ponadprzeciętnym słuchem dostrzegą tu jakieś uchybienia, ale żadna z osób, które miała kontakt z testowanym przeze mnie H7, nie była w stanie określić go inaczej niż „doskonały”.
Może i nie jest to absolutnie pierwszy rząd sali koncertowej (pamiętajmy, że wciąż mówimy o głośniku, nie kompletnym, bardziej rozbudowanym zestawie), ale z całą pewnością mniej wprawne uszy będą mogły poczuć się właśnie w ten sposób.
Złego słowa nie można także powiedzieć o basach, nawet przy wyższych poziomach głośności. Na całej skali mają odpowiednie „kopnięcie”, które w żadnym przypadku nie przemienia się w buczenie. Głęboki, ciepły, żywy - taki właśnie powinno to brzmieć. Nie dochodzi także do przekłamań na innych poziomach, choć przy ustawianiu głośności na „max” warto robić to w pewnej odległości od głośnika...
Podsumowanie
Propozycja Denona (a przynajmniej ta część, którą mieliśmy okazję testować), wydaje się niemal z każdej strony niesamowicie atrakcyjna. Cena w okolicach ceny większości konkurentów (przeważnie wcale nie lepszych), świetna stylistyka i doskonała jakość wykonania, stała „oferta” złącz, kilka sprytnych rozwiązań, sprawna aplikacja, a do tego świetna jakość dźwięku. Czego można wymagać poza tym?
Oczywiście z łatwością można znaleźć kilka detali, które można byłoby zaliczyć jako minus. Z pewnością nie jest to rozwiązanie tanie, ale też który multiroom jest zauważalnie tańszy? Brakuje też wsparcia dla co najmniej kilku dodatkowych źródeł muzyki z sieci, ale to zostanie prawdopodobnie rozwiązane w nadchodzących miesiącach.
Mówiąc wprost, decydując się na zakup Heosa, naprawdę trudno jest popełnić błąd. Czy zdecydujemy się na opcję nieco oszczędniejszą i wybierzemy 3-kę, czy pójdziemy na całość i wstawimy do salonu 7-kę, istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że będziemy rozczarowani.
Zalety:
- Atrakcyjny projekt
- Świetna jakość wykonania
- Praktyczne rozwiązania i stabilność kontrukcji
- Bardzo wysoka jakość dźwięku
- Zaskakująca głośność obydwu sprzętów
- Cena zbliżona do konkurencji
- Łatwa w obsłudze aplikacja
- Banalna konfiguracja i późniejsze zmiany (łączenie w grupy, zarządzanie nimi, etc.)
Wady:
- Nieco zbyt mało źródeł muzyki
- Aplikacja mogła by być ładniejsza
- Brak aplikacji dla innych systemów niż iOS i Android
- Heos 3 ma problemy z mocnym basem przy wysokich poziomach głośności (można korygować ustawieniami)
- Cena zdecydowanie nie dla każdego