Piotr Lipiński: KOMPUTER W SERWISIE, czyli moje skryte tajemnice
Przychodzi taki smutny moment w życiu kobiety lub też mężczyzny, kiedy trzeba się poddać. Złożyć broń i postanowić: idę do serwisu. Z komputerem, nie ze sobą. Ze sobą to można pójść dopiero, jak szpital wyciągnie pieniądze z NFZ-tu. A przy komputerze wystarczy, że zajrzymy do własnej kieszeni.
Komputery niestety się psują. Na przykład mój iMac zawiesza się regularnie od dnia zakupu. A komputer syna na Windows 8 nie zawiesił się ani razu przez dwa lata. Proponuję jednak nie wyciągać pochopnych wniosków natury ogólnej, bowiem kiedyś nawet najlepszy na świecie komputer psuł się co kilka godzin. A że był najlepszy w swoim czasie to rzecz niemal pewna - nazywał się „Eniac”.
Jak przygotować się do serwisowania komputera?
Decyzja wydaje się prosta - odłączyć kable, wziąć pod pachę albo zapakować w pudło i dalej jazda, drepczemy do serwisu. Albo wołamy kuriera.
Gdyby jednak życie było takie proste, półki w księgarniach nie uginałyby się od stosów poradników, jak karmić psa, jak napisać bestseller oraz jak zamordować sąsiadkę. Gdyby świat był łatwy, autorzy nie pisaliby poradników „Jak zarobić milion w tydzień?”. Nie liczyliby, że dzięki karierze literackiej pierwszy raz zobaczą prawdziwego „melona” a nie tylko tego w „Biedronce”.
Problem polega na tym, że spacer z komputerem do serwisu to mniej więcej coś takiego, jakbyśmy zapakowali do pudełka całe nasze życie i zanieśli komuś do pogmerania. Kto wie o nas więcej, niż nasz komputer? Matka, żona, mąż? Wątpię.
Nasze metalowe skrzynki mieszczą mnóstwo tajemnic, na przykład tak doniosłych jak aktualna waga.
Albo rozmiar buta. I to wszystko ma trafić w cudze ręce? O w życiu! Niestety – nie ma innego wyjścia. Nerwowe krzyki w stronę komputera nie skłaniają go do pracy. Nie pomaga nawet obrażenie się i demonstracyjne sprawdzenie poczty na tablecie. Komputer wciąż zawiesza się albo wyczynia inne brewerie.
Zanim oddamy go w troskliwe ręce specjalistów warto skopiować najważniejsze dane. Zgodnie z zasadą, że liczba kopii zapasowych powinna dążyć do nieskończoności, a my wraz z tym przyrostem powinniśmy coraz mniej wierzyć, że zapewniają nam bezpieczeństwo. Kiedy nadchodzi awaria zwykle przestaje też działać rachunek prawdopodobieństwa.
A jak już mamy kopię, to może dane przed serwisowaniem warto skasować z komputera? Oczywiście. Właśnie taki głupi pomysł przyszedł mi do głowy. Zamierzałem skopiować i skasować. Udało się tylko to drugie. W zamieszaniu zapomniałem o pierwszym. W efekcie straciłem kilka giga danych.
Cóż takiego ważnego utraciłem?
Nie pamiętam. W ogóle nie wiem. Zapomniane pliki walały się w komputerze przez kilka lat. Były tak tajne, z kategorii „spalić przed przeczytaniem”, że zapomniał o nich również mój mózg. Znakomicie więc udało mi się ukryć przed serwisem wszystkie tajemnice, których sam nie pamiętałem.
Szaleńcy przed oddaniem do serwisu sformatują dysk, o ile oczywiście uszkodzony komputer na to pozwoli. Potem zapiszą dla pewności coś ze sto razy. Później wyrzucą sprzęt przez okno i utopią. Może wówczas serwis nie dowie się, czego wciąż nie zrealizowali z listy postanowień noworocznych.
A ja tymczasem chociaż wyloguję się z Facebooka i Gmaila. Ale z czego tu jeszcze? O, Twitter mi się przypomniał. Ale litości - ile ja mam działających w „tle” zalogowanych serwisów, o których nie pamiętam? Na przykład ktoś mógłby na moje konto pobiegać w Endomondo. Na zdrowie. Te wszystkie pomniejsze „zalogowane” na stałe serwisy to mniej więcej taki problem jak chłodzenie wódki na biegunie.
I tu nasuwa się nieco zaskakujące pytanie: czy nasze komputery rzeczywiście zawierają cenne materiały?
To znaczy – jak już wspomniałem – mieszczą całe nasze życie, ale czy ono dla kogoś przedstawia istotną wartość? Jest to problem związany nie tylko z serwisowaniem naszego komputera, ale też z ewentualnymi włamaniami do niego. Obawy o nasze cenne dane przechowywane w komputerze mogą przypominać historię pana, który w nocy nakrył złodziei w swoim domu. Rozbawiony powiedział:
Tak więc drodzy hackerzy: współczuję, ale w moim komputerze nie ma szczególnie cennych danych. Swoich zdjęć erotycznych na przykład nie posiadam. Przynajmniej nic o tym nie wiem. Nie znajdziecie u mnie również planów budowy bomby atomowej. Gdzieś za to powinien być schemat instalacji elektrycznej w moim domu – jak znajdziecie, to proszę podeślijcie, bo ja sam go zawieruszyłem.
Z rzeczy względnie cennych przechowuję w moim komputerze wstępne wersje kilku książek. Jedna jest już prawie gotowa, w każdym razie na tyle, że być może ukaże się przed końcem wakacji. Ale to „prawie” robi różnicę. Zanim nie trafi do drukarni wciąż będzie pewnego rodzaju galimatiasem w którym tylko ja i wydawca potrafimy się odnaleźć. Być może jednak gdybym był Kingiem albo Cobenem, to podczas pisania odłączałbym komputer od Internetu i chował się z nim do lodówki.
Opanowało mnie smutne podejrzenie – moje życie nie skrywa żadnych poważnych tajemnic, które mogłyby ujrzeć światło dzienne, gdyby ktoś przejrzał zawartość mojego twardego dysku. Ale mogę nie mieć racji. Skoro wakacyjną sensacją stała się kradzież i wrzucenie do sieci danych o tym, kto jaką stosuje dietę, to chyba nie potrafię docenić wagi niektórych informacji.
O, przypomniało mi się!
Jednak mam coś cennego: numery do sporej grupy znanych osób. Nawet do dwóch prezydentów. Ale jeden już nie żyje. Namiarów raczej nie zaszyfruję. Jeśli je wykasuję z komputera, to znikną też z telefonu. Wreszcie mam się czym martwić i moje życie nabrało powabu tajemniczości.
A propos telefonów i wykradania danych, którym od dłuższego czasu zajmują się tajne służby, ze szczególnym uwzględnieniem NSA. Podobno Amerykanie potrafią podsłuchać wszystkie rozmowy telefoniczne na całym świecie. Bardzo im zazdroszczę. Ja na przykład często nie słyszę swojej mamy, kiedy wypada z zasięgu. Byłbym bardzo zobowiązany NSA, gdyby na bieżąco raportowała mi, w jakiej sprawie dzwoniła moja mama.
Przy okazji bardzo bym też prosił, aby tajne służby podsłuchiwały również moje zawodowe rozmowy, a następnie przekazywały mi stenogramy
Nienawidzę spisywać wywiadów, które przeprowadzam. Boję się tylko, że amerykańscy szpiedzy nie są już tak sprawni od kiedy Edward Snowden został honorowym gościem Władimira Putina. Pewnie zostanie w Moskwie dłużej, bo rozsądek podpowiada, aby nie zbliżać się do rosyjskiej granicy powietrznej.
Wracając do wstępnego pytania: jak przygotować komputer do serwisu? Nijak. Szkoda czasu. To kwestia wzajemnego zaufania. Jeśli brakuje nam go w stosunku do pracowników serwisu, to powinniśmy wybrać inny. Możemy też spodziewać się, że serwisanci mają na głowie ważniejsze sprawy, niż grzebanie w zakamarkach naszej maszyny.
I pamiętajmy, że działa to też w drugą stronę. Serwisanci zapewne ufają, że nie zaprogramowaliśmy naszej kamerki w komputerze, aby nagrywała, jak opychają się czekoladą.
Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje naPiotrLipinski.pl. Żartuje na Twitterze @PiotrLipinski. Nowa książka „Geniusz i świnie” – o Jacku Karpińskim, wybitnym informatyku, który w latach PRL hodował świnie – w wersji papierowej oraz ebookowej.
---
Zdjęcia pochodzą z Shutterstock