Sklonuj sobie psa, czyli nauka to szarlataneria
Naukowcy kiedyś będą porównywani z szarlatanami. Już są. Nie ma w tym nic dziwnego. Jednak dzieje się tak, dlatego że czasem jako ludzkość jesteśmy głupi i nieczuli, i jak zwykle przedkładamy własną wygodę i emocje nad odpowiedzialność. Jak w przypadku psów, które zaczynamy klonować w nadziei, że zastąpią nam poprzednie psy. Genialne.
Sooam Biotech z Korei Południowej zorganizowała konkurs, w którym nagrodą było warte 60 tysięcy dolarów klonowanie psa. Koreańczycy obmyślili sobie genialny biznes - zagrają na podstawowych emocjach ludzi przywiązanych do swoich psów i zaproponują im możliwość pozbycia się wizji utraty swojego najlepszego przyjaciela. Jak wiadomo, niektórzy ludzie są w stanie zrobić naprawdę wiele, by nie musieć godzić się z utratą ulubionego zwierzaka i przy okazji radzić sobie z własnymi uczuciami. Koszt 100 tys. dolarów lub 60 tys. funtów to przecież niemało, jednak jeśli kogoś stać, niech klonuje sobie psy, koty, węże czy nawet kanarki. Ważne, by nie dać się zwariować.
To nie wina Sooam, że jest popyt na usługi klonowania pupili. To wina ludzi, którym brakuje trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. Sklonowane zwierzę nigdy nie będzie takie samo, jak oryginał. Głównie dlatego, że urodzi się z innej matki, będzie wychowywało się w innych warunkach, od urodzenia będzie zbierać inne doświadczenia i będzie inaczej traktowane.
Uwielbiam metodę naukową, uwielbiam to, że nauka po prostu działa, ale czasem zastanawiam się, dlaczego ruchy antynaukowe, odrzucające szczepionki czy nawet podstawowe fakty rosną w siłę. Może to właśnie przez takie porywcze dostarczanie naukowo stworzonych usług, gdy świat nie jest jeszcze na nie gotowy? Przecież klonowanie domowych zwierzątek ma wątpliwą wartość.
W Wielkiej Brytanii z ulic codziennie odławianych jest ponad 300 psów, a 20 z nich jest usypianych. W polskich schroniskach rezyduje ponad ćwierć miliona niechcianych, nieszczęśliwych i skrzywdzonych psów, które czekają na nowego właściciela. Nawet na moim podwórku w tym momencie przebywają trzy szczeniaki i ich młodziutka mama, bo jakiś idiota wykopał ją z auta, gdy była w ciąży i musiała oszczenić się “na dziko”.
Niewiele krajów poradziło sobie z odpowiedzialnością za bezdomne zwierzęta domowe. A to przecież nasza sprawa. To właśnie my, ludzie, udomowiliśmy psy, bo były nam przydatne. My stworzyliśmy rasy, które wydawały nam się atrakcyjne. My kupujemy psy od nielicencjonowanych hodowców, pozwalamy społecznie na wyrzucanie ich, branie jako zabawek, które gdy się znudzą lub sprawią kłopoty, przywiązywane są do drzewa. To my poddajemy się co kilka lat modom na dane rasy. Część z nas ma nawyk przypisywania psom ludzkich cech, co kończy się właśnie takim nienaturalnym przesadnym przywiązaniem.
Może przerzucamy na nie własne problemy, może są ich tymczasowym rozwiązaniem, trudno powiedzieć. Wiem jednak, że klonowanie zwierzątek domowych to niezdrowy przejaw wykorzystania nauki do zaradzania nieistniejącym, sztucznym potrzebom i unikania konieczności zmierzenia się z faktem, że psy odchodzą, bo żyją krócej niż ludzie.
Nie chciałabym, by zakazano klonowania psów za pieniądze. Chciałabym, by ludzie czasem zastanowili się nad sensownością i przyczynami swoich działań. I by zrozumieli, że nauka sama w sobie nie ma żadnych znamion moralności, etyki i nie odpowiada na problemy społeczne.
Dopiero ludzie wykorzystujący naukę nadają jej takiego charakteru.
Grafika główna pochodzi z serwisu Shutterstock.com