Jakie tablety kupują Polacy, czyli kto zaczął podgryzać Samsunga?
Smartfonom polskich marek, choć wiele z nich na dobre zakorzeniło się w naszej świadomości, nie udało się podbić krajowego rynku. Sprzedają się przeważnie dobrze, czasem nawet bardzo dobrze, ale osiągnięcie poziomu zagranicznych konkurentów wydaje się być niemożliwe. W przypadku tabletów sytuacja jest jednak zupełnie inna.
Przede wszystkim o wiele większa jest liczba firm, które próbują swoich sił w tym segmencie. Podczas gdy producentów telefonów i smartfonów, którzy mogą nazwać się polską firmą jest zaledwie kilku, lista krajowych producentów tabletów jest o wiele dłuższa.
Duży smartfon czy mały tablet?
W związku jednak z bezpośrednim powiązaniem rynku tabletów i smartfonów, można szybko odnaleźć kilka punktów wspólnych. Urządzenia z obydwu kategorii produkuje m.in. Kruger&Matz, Goclever, Overmax, myTab/myPhone, Lark, Manta, Pentagram czy Tracer. Marki takie jak NavRoad czy Kiano zajmują się natomiast wyłącznie tabletami. Colorovo również znane jest z tabletów, ale zapowiedziało już wprowadzenie na rynek pierwszych smartfonów. W niektórych przypadkach dość trudne jest zaszufladkowanie produktów danej firmy. Przykładowo teoretycznie w ofercie NavRoad znajduje się smartfon, ale… wyposażono go w ekran o przekątnej 7 cali. Tak samo Lark, który w maju tego roku wprowadził na rynek swój pierwszy telefon, zdecydował, że jego wyświetlacz będzie miał 6”. Mamy więc czasem do czynienia z producentami tabletów, którzy po prostu do swoich urządzeń montują moduł 3G, a fabryczne oprogramowanie pozwala na wykonywanie połączeń głosowych. Mało kto zdecyduje się korzystać np. z NavRoad NEXO Smart 3G jako podstawowego urządzenia do komunikacji.
W pogoni za liderem
Niezależnie jednak od tego, jakie kryteria dobierzemy przy klasyfikacji, pewne jest jedno – polski rynek z radością i otwartymi rękoma przyjął polskie tablety. Po początkowej, niemal całkowitej dominacji globalnych liderów – Samsunga i Apple, do głosu doszły firmy krajowe. Pierwsze wyraźne sygnały związane z nadchodzącymi zmianami były już widoczne w 2012 roku. Według danych opublikowanych m.in. przez Allegro, polskie tablety nie tylko wzbudzały zainteresowanie, ale także po prostu dobrze się sprzedawały.
Wystarczy spojrzeć na statystyki z tamtego okresu, np. z najbardziej „owocnego” – świąt 2011/2012. Na Allegro kupiono wtedy prawie 10 000 tabletów. W pierwszej piątce najpopularniejszych modeli znalazły się dwa produkty Goclevera i jeden Overmaxa (popularniejszy od iPada). W czołówce najpopularniejszych marek pojawiły się znów te same firmy, a jeśli chodzi o największą sprzedaż, to Goclever zdystansował wszelką konkurencję.
W 2013 roku, choć liderem w Polsce pozostał Samsung, o swoim istnieniu jeszcze wyraźniej dał znać m.in. Modecom oraz Goclever. I to jak! Pierwszy z nich zagarnął dla siebie aż 20% rynku, natomiast drugi z nich mógł pochwalić się wynikiem niewiele gorszym – wybrało go 17% wszystkich kupujących. I choć sprzedaż smartfonów w dalszym ciągu przewyższa u nas sprzedaż tabletów, to – jeśli chodzi o wysokość sprzedaży – te jeśli bierzemy pod uwagę polskie produkty, te drugie nie dają telefonom żadnych szans. Sprzedaż tabletów firmy Modecom wyniosła w zeszłym roku 300 000 egzemplarzy. Lark wprowadził na rynek około 140 000 sztuk swoich produktów, a Manta – około 160 000. Dla porównania, polscy producenci sprzedający od kilkudziesięciu do stu tysięcy smartfonów mogą mówić już o sukcesie.
Wszyscy producenci zgodnie zapowiadają przy tym, że w najbliższym czasie planują zwiększyć swoją sprzedaż. Niektórzy liczą na skromny wzrost w granicach 20-30%, inni chcą wręcz podwoić sprzedaż. Spośród polskich firm chociażby Colorovo udowodniło, że jest to możliwe, potwierdzając, że sprzedaż m.in. tabletów rośnie w ich przypadku w skali roku dwukrotnie.
Regularnie także pojawiają się doniesienia na temat kolejnych rekordów sprzedaży. Od historycznej już wyprzedaży z 2012 roku, kiedy w ciągu jednego dnia sprzedano w Biedronce 15 000 tabletów, aż po jeden ze świeższych sukcesów Goclevera w Neonecie.
Nie tylko cena
Na początku, tak samo jak w przypadku smartfonów, kluczowa zaleta polskich tabletów była oczywista - cena. To właśnie dlatego "tablet z Biedronki" sprzedał się błyskawicznie, to właśnie dlatego przy okazji świątecznych zakupów dominowały krajowe produkty i to właśnie dzięki temu udało się lokalnym producentom zająć tak duży segment rynku. Trudno się zresztą temu dziwić. Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi na zlecenie ABC Data, górną granicą ceny zakupu tabletu w wielu przypadkach jest 800 zł, a jeszcze inni magicznej granicy upatrują na poziomie około 400-500 zł.
W tej cenie możemy mieć problemy z zakupem nawet nie tyle nowego, co używanego tabletu bardziej uznanych producentów - Samsunga, Apple czy urządzeń z serii Nexus. Tanie tablety, nawet jeśli część z nich jest jedynie brandowanym, uniwersalnym produktem z Chin, okazały się doskonałą odpowiedzią na potrzeby polskich klientów. Nie zawsze dorównywały może konkurencji, ale wiele z nich cieszyło się spory powodzeniem i uznaniem.
Z czasem jednak sama cena przestała być wystarczającym argumentem. Choć w najniższych przedziałach cenowych polscy producenci nadal mogą poruszać się w miarę swobodnie, nieco wyższymi segmentami zainteresowali się już najwięksi. Tablet przestał być urządzeniem przeznaczonym dla zamożniejszych - stał się produktem, który chce mieć każdy. Czując coraz mocniejszą presję ze strony Samsunga, Acera czy LG, producenci musieli wymyślić coś nowego. I wymyślili - ze świetnym skutkiem dla użytkowników.
Nadchodzi czas Windowsa
Choć według ankietowanych najpopularniejszym systemem na tabletach jest aktualnie Android, wszyscy doskonale wiedzą, kto może zacząć odgrywać na tym polu coraz istotniejszą rolę. To oczywiście Windows 8 i jego nowsze odmiany, który trafia do kolejnych, względnie niedrogich sprzętów. Wystarczy porównać ceny, jakimi cechowała się większość tabletów z nowym Windowsem na samym początku - równie dobrze mogliśmy za te kwoty kupić komputer z wyższej półki. Teraz produkty takie jak KM1080 z bardzo dobrymi parametrami, zewnętrzną klawiaturą i modemem 3G możemy kupić za zaledwie 1300 zł. Tyle, ile kiedyś musieliśmy zapłacić za bardzo przeciętnego netbooka.
Jednocześnie wydajność i komfort pracy na tego typu urządzeniach jest nieporównywalny do tego, jaki oferują urządzenia z Androidem. Płynność, znajome środowisko, wsparcie dla dotychczas wykorzystywanych programów - wszystko co niezbędne, żeby zagwarantować hit sprzedaży.
I z całą pewnością doczekamy się momentu, kiedy w sprzedaży pojawią się jeszcze tańsze urządzenia z systemem Microsoftu, odbierając spory kawałek rynku Androidowi. Obecnie na testach u nas przebywa właśnie wspomniany KM1080 i muszę przyznać - wybrałbym go zamiast jakiegokolwiek tabletu z Androidem w tym przedziale cenowym.
Wzrosty pomimo globalnych spadków
Co najciekawsze, pomimo ostatniego niewielkiego załamania globalnej sprzedaży tabletów, wynikającej m.in. z rosnących rozmiarów smartfonów czy nasycenia niektórych rynków, nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja ta miała boleśnie odcisnąć się na polskich producentach. Wręcz przeciwnie - część z nich szykuje się lub nawet prowadzi już ekspansję na zagraniczne rynki.
Spore ambicje w tej kwestii ma m.in. Kiano, Lark, Tracer i Kruger&Matz. Przedstawiciele Manty zdradzają natomiast, że w pierwszych dwóch miesiącach tego roku udało im się zrealizować taki sam obrót eksportowy, jak w całym poprzednim roku.
Wciąż jednak nie poznaliśmy odpowiedzi na jedno z ważniejszych pytań - jak wiele polskich marek będzie się w stanie utrzymać na rynku w tym segmencie przez dłuższy czas? Obecnie, w czasie wzrostów, każdy jest w stanie zagarnąć dla siebie przynajmniej kawałek tego tortu. Za kilka lat, kiedy Polska nasyci się jednak tabletami - i tymi tanimi i tymi droższymi, przetrwanie z całą pewnością nie będzie już takie łatwe. Co stanie się wtedy? Czy odskocznią okaże się elektronika ubieralna, czy może któremuś z producentów uda się zdominować rynek albo zyskać większe znaczenie w kategorii smartfonów?
Zdjęcie główne pochodzi z serwisu Shutterstock