Nie, to nie żart - Yo ma realny pomysł na biznes
Fenomen Yo rozrasta się w tempie wprost proporcjonalnym do zainteresowania medialnego. Już ponad milion osób pobrało aplikację, która zdążyła też paść ofiarą ataku hakerskiego, co - jak wiadomo - podbija dziś globalny "fejm". Kluczowy będzie kolejny ruch twórcy Yo, Ora Arbela. To on zdecyduje o tym, czy Yo będzie krótkotrwałym wybrykiem, czy może - jak sugeruje Marc Andreessen - nowym typem komunikacji społecznościowej.
Z uwagą obserwuję to, co dzieje się wokół Yo. Mamy tu bowiem klasyczny przykład tego, co w branży tech jest nie do końca wytłumaczalne - gigantyczny sukces totalnego nowicjusza, który trudno jednoznacznie ocenić. Hochsztaplerka to, czy geniusz? Nieistotna pierdoła, czy może rewolucja? Krótki boom, czy jednak długotrwały nowy fenomen? Tylko w tech-internet takie dylematy są w ogóle możliwe.
Im więcej myślę i czytam o Yo, tym bardziej zmieniam swoje nastawienie do tego projektu. Wprawdzie wciąż nie zaryzykowałbym poparcia słów Andreessena, który już zdążył nazwać Yo zero-jedynkową komunikacją społecznościową, ale za to zaczynam doceniać pomysł biznesowy i postawę izraelskiego start-upera.
Tak, tak - pomysł biznesowy.
Arbel przeniósł się do San Franscisco, by być nie tylko bliżej centrum technologicznych i internetowych innowacji, ale także najważniejszych inwestorów i mentorów z Doliny Krzemowej. I z tego co mówi i robi Izraelczyk wynika, że niegłupi to człowiek. Jego pomysły na to, jak z Yo zrobić produkt, są obiecujące.
Yo zbiera numery telefonów komórkowych przy rejestracji. To ważne o tyle, że milion numerów to już całkiem spora baza danych potencjalnych klientów. Jak jednak przekuć głupkowate Yo wysyłane do siatki znajomych w coś, na czym można zarobić? Otóż Or Abrel spróbuje wykorzystać podstawową funkcjonalność swojej aplikacji - powiadomienia.
Yo chce wykorzystać swoje powiadomienia do lokalnych powiadomień biznesowych. Na przykład lokalna pizzeria może wysłać "Yo" do klientów, co oznaczałoby, że dostawca właśnie czeka u drzwi z gorącą pizzą. Podobne "Yo" może wysłać sklep spożywczy, w którym zrobiliśmy zakupy, informując, że za moment będą one w naszym domu. Albo pralnia, do której oddaliśmy rzeczy do prania wyśle nam "Yo", gdy będą one do odbioru.
Ma to sens z przynajmniej trzech powodów:
1) numery telefonów w bazie Yo pozwolą dotrzeć do osób spoza siatki znajomych w łatwy sposób
2) owe Yo w przypadku usług dodawałoby im hipsterskiego klimatu, przez co mogą wydawać się atrakcyjne dla zleceniodawców
3) jest to pomysł na nowe wykorzystanie naturalnego korzystania ze smartfonów, czyli powiadomień
Zanim jednak uda się z Yo zrobić biznes, aplikacja musi udowodnić, że potrafi utrzymać popularność.
Ale z tego Abrel też chyba zdaje sobie sprawę. Sensownie brzmią jego słowa, gdy mówi, że nie zamierza zaśmiecać Yo multum niepotrzebnych opcji, że nie będzie można wysyłać zdjęć, wideo, czy wiadomości audio za pośrednictwem aplikacji (zarówno przez użytkowników, jak i partnerów biznesowych).
- mówi Or Abrel, a ja zaczynam wierzyć, że Yo nie okaże się li tylko kilkumiesięcznym medialnym wybrykiem.