Nowe kolorki i ikony to za mało. OS X potrzebuje więcej zmian. Tego oczekuję
Konferencja WWDC 2014 rozpocznie się już dziś wieczorem i w sumie to przebieram przed nią trochę nogami. Jako “świeżo upieczony makowiec” nie mogę doczekać się tego, co zaprezentuje gigant z Cupertino. W przypadku mobilnego iOS-a nie spodziewam się rewolucji, bo taką zaserwował nam Jony Ive rok temu. Na spore zmiany liczę natomiast w stacjonarnym OS X, który napędza moją maszynę do pisania.
Blisko dwa miesiące temu zdecydowałem się na zmianę barw i kupno komputera z innym, dość obcym dla mnie systemem operacyjnym. Opis moich wrażeń po porzuceniu Windowsa i przesiadce na MacBooka Air wywołał bardzo duże emocje w czytelnikach Spider’s Web, więc zdecydowałem się pociągnąć temat z okazji WWDC 2014. Jak z lektury zalinkowanych tekstów wiecie, nie przyjmuję wszystkich pomysłów i idei firmy Tima Cooka bezkrytycznie, a w OS X widzę naprawdę sporo rzeczy do poprawy.
Apple może sporo nauczyć się od Microsoftu
System OS X bardzo szybko polubiłem, ale nie jest to oprogramowanie idealne. Mam nadzieję, że firma Tima Cooka w końcu dopracuje kilka rozwiązań i odrzuci nieco archaizmów. Skoro nawet Microsoft zdecydował się na przywrócenie Menu Start, to projektanci z Cupertino też mogą wyrzucić ze swojego systemu rozwiązania, które się najzwyczajniej w świecie nie sprawdziły w praktyce.
Tak naprawdę życzyłbym też sobie, żeby Apple kupiło kilka komputerów z Windowsem i, mówiąc kolokwialnie, zerżnęło kilka naprawdę prostych i, co najważniejsze, funkcjonalnych rozwiązań Microsoftu. Nie boję się natomiast unifikacji interfejsu pomiędzy stacjonarnym systemem dla Maków i mobilnym iOS. Ba, będę wręcz zawiedziony, jeśli system OS X 10.10 Yosemite - bo taką ma mieć nazwę kodową - nie będzie stylistycznie spójny z oprogramowaniem iPhone’a i iPada.
Finder powinien zostać usprawniony
To, czego się mogę obawiać, to sprowadzenia pracy na plikach na drugi plan. Apple od lat forsuje swoją wizję, w której użytkownika nie powinny obchodzić drzewka folderów i fizyczna lokalizacja danych. Sprawdza się to nawet nieźle w przypadku iPhone’a, ale już na komputerach służących do pracy brak wygodnego narzędzia do zarządzania swoimi zasobami dokumentów i zdjęć byłoby po prostu bolesne.
Jestem przekonany, że krążące od lat po sieci głosy pełne obaw, związane z rzekomym planowaniem usunięcia (!) Findera, nie znajdą żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Chciałbym też wierzyć, że Apple zadba o tzw. poweruserów i nie tylko nie zrówna OS X do iOS pod względem możliwości, ale wręcz rozwinie swoje oprogramowanie do przeglądania zawartości dysku.
Za wzór może robić… Explorer.
Finder jest nieźle przemyślany, ale jest kilka elementów, których brak aż dziwi. Co prawda AeroSnap (zmiana rozmiaru okna poprzez przesuniecie do krawędzi) załatwia mi bezpłatny program Cinch, a dodatkowe opcje w nawigacji w Finderze w oknach daje mi, również bezpłatny, XtraFinder, to już np. do zmiany kolejności ikon na pasku zadań potrzebny jest płatny (i to nie mało) Bartender.
Niestety, bez wspomnianych dodatków praca w Finderze nie jest najprzyjemniejsza, a nawet najtwardsi sadownicy muszą przyznać, że Microsoft z nawigacją po plikach radzi sobie nieco lepiej. Zupełnie nie rozumiem też braku takiej funkcji, jak zmiany nazw wielu plików jednocześnie, a już kompletnie niezrozumiała jest dla mnie nieobecność gestu Cofnij na touchpadzie lub dotykowej myszy, który już działa np. w Mac App Store.
Podstawowe braki
W Finerze “out of the box” naprawdę brakuje takich elementów jak Cmd-C i Cmd-V do wycinania i wklejania plików, możliwości wywołania menu kontekstowego z klawiatury, sprawdzenia rozmiaru wielu plików jednocześnie samą myszą oraz kopiowania oraz wklejania ścieżki dostępu do aktualnie przeglądanego katalogu. Przydałby się też systemowy podgląd większej liczby formatów plików, bo dziś działa to na co drugim moim pliku.
Czy Apple ruszy Findera i poprawi wspomniane wyżej uchybienia, które bardzo doskwierają początkujacym makowcom po przesiadce z Windowsa? Nie sądzę... Skoro do tej pory nikt nie zwrócił na to uwagi i nie wydał poprawiającego te niedociągnięcia patcha, to najwyraźniej potrzebne jest to zbyt małej liczbie użytkowników, żeby inżynierowie z Cupertino zawracali sobie tym głowę. A szkoda.
Odeślijcie iTunes do lamusa!
Oprogramowanie iTunes powstało jako companion app dla odtwarzacza iPod i jest już obecne na rynku drugą dekadę. Niestety, sposób zarządzania danymi urządzeń przenośnych, takich jak tablety i smartfony, jest nieco archaiczny. Kopiowanie danych z i na urządzenie jest naprawdę problematyczne, a robienie kopii zapasowych ręcznie w czasach chmury mija się z celem.
Lifting przydałby się też sklepom z aplikacjami, i to nie tylko wizualny, ale też funkcjonalny. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego zarówno w iTunes Store, jak i Mac App Store nie ma tak podstawowej funkcji, jak przeglądania w kartach. Przecież nie raz i nie dwa wybierając aplikację porównuje się kilka programów z tej samej kategorii, a bez widoku kart w sklepie nie pozostaje mi nic innego, jak szukać podstron z aplikacjami w przeglądarce.
Czekam na nowy AirDrop 2.0
Bardzo chciałbym też wierzyć, że Apple wreszcie po roku wprowadzi integrację funkcji AirDrop pozwalającej na proste wysyłanie między urządzeniami firmy z Cupertino. Do tej pory analogiczne rozwiażania pozwalały na wysyłanie danych między urządzeniami mobilnymi oraz między komputerami, ale nie dało się połączyć tych dwóch światów. Wprowadzenie tego mogłoby być niejako odpowiedzią na starzejący się iTunes.
Odtwarzacz muzyki i oprogramowanie do zarządzania mobilnymi sprzętami to oczywiście nie jedyny element oprogramowania dla Maków, który się zestarzał. Cała stylistyka Aqua zaczyna trącić myszką i zupełnie nie pasuje do gradientów i efektów przejść z urządzeń mobilnych Apple. Biorąc pod uwagę to, ile zarabiają komputery Tima Cooka, a ile smartfony, droga którą podążą projektanci interfejsu wydaje się być oczywista.
iMessage to jak na razie też pomyłka
Jak bardzo bym nie próbował, to nie da się zresztą rozpatrywać już systemu OS X w oderwaniu od mobilnego iOS. Na koniec tego tekstu zostawiłem sobie bowiem spadkobiercę systemowego chatu, czyli komunikator iMessage. Naprawdę nie mogę wyjść z podziwu, jak tam banalną sprawę można było tak słabo rozegrać. Jeśli ktoś wśród znajomych ma wyłącznie użytkowników Apple, to dla niego to rozwiązanie jest świetne. Świat mało kogo jednak tak rozpieszcza, i zwykle w rodzinie sadownika znajdzie się jakaś androidowa lub windowsowa czarna owca.
Komunikator iMessage zastępuje zwykłe SMS-y bezpośrednio w aplikacji wiadomości, ale tylko pomiędzy użytkownikami Apple. Takie rozmowy można prowadzić też na komputerze, ale archiwum w aplikacji na Maku to tylko ułamek tego, co mam w telefonie - wiadomości SMS zostają na urządzeniu, które je odebrało. Naprawdę synchronizacja klasycznych SMS-ów z desktopowym i tabletowym iMessage to byłoby coś, a nawet Android (z pomocą aplikacji firm trzecich) potrafi przenieść wiadomości tekstowe do chmury.
Ostatnią rzeczą, która mi się marzy w OS X, to synchronizacja powiadomień aplikacji trzecich z mobilnym systemem iOS. Niemożebnie irytuje mnie, że muszę oznaczać jako przeczytane powiadomienie o tym samym zdarzeniu kilkukrotnie. Niestety, Apple nie potrafi sobie poradzić z tym problemem w obrębie samego systemu mobilnego - na iPadzie z tego powodu pozbyłem się powiadomień w całości - więc nie sądzę, żeby udało się wprowadzić to do OS X, nie w tym roku.
A szkoda.