Apple i Google, zostawcie w spokoju pasek adresu w przeglądarce i stare, dobre URL-e!
Jedną z nowości zapowiedzianych na WWDC 2014 jest usunięcie w Safari pełnego adresu URL aktualnie odwiedzanej strony internetowej, dzięki czemu interfejs przeglądarki na komputerze zbliży się wyglądem do odpowiednika programu na urządzenia mobilne Apple. Uważam, że to kiepski krok. Niezmiernie cieszę się, że w kilka dni po konferencji giganta z Cupertino z podobnego rozwiązania rakiem wycofuje się Google.
Aplikacje mobilne ze względu na ograniczoną powierzchnię ekranu w urządzeniach mobilnych muszą być zaprojektowane inaczej, niźli ich stacjonarne odpowiedniki. Tyczy się to również przeglądarki internetowej. Twórcy mobilnych odsłon Safari, Chrome’a, Internet Explorera i wszystkich innych bardziej niszowych tworów dwoją się i troją
Jedną ze zmian na lepsze jest usunięcie pełnego adres URL i zastąpienie go samą domeną.
Adresy URL stron internetowych rzadko kiedy są krótkie i zwięzłe. Najczęściej po rzucie okiem na takowy widać nie tylko domenę, ale też wyglądający na losowy długi ciąg liczb i cyfr. Na komputerze, gdzie przeglądarka ma sporo przestrzeni, wyświetlenie adresu nie jest problemem. Inaczej wygląda to w przypadku smartfonów i tabletów.
Na smartfonie ciężko zmieścić w polu adresu więcej niż kilkanaście znaków, więc wyświetlanie pełnego adresu mija się z celem. Znacznie lepszym pomysłem jest rozwiązanie, które od dawna lansuje w mobilnym Safari firma Apple. Zamiast pełnego URL-a podczas przeglądania strony w polu adresu strony internetowej widać wyłącznie domenę aktualnie wyświetlanej witryny.
To dobre rozwiązanie, ale Apple idzie o krok dalej
Nie jest tajemnicą, że system OS X 10.10 Yosemite przeznaczony dla komputerów Mac zbliża się pod względem stylistyki do iOS. Trudno dziwić się zresztą gigantowi z Cupertino: interfejs systemu dla komputerów Apple w wersji Mavericks jest już dość leciwy, a mobilny iOS doczekał się w zeszłym roku gruntownego odświeżenia.
Nie można też zapominać, że na świecie jest znacznie większa liczba użytkowników mobilnych sprzętów firmy Tima Cooka, niźli właścicieli Maków. Apple ma interes w tym, żeby przekonać użytkowników iPhone’ów i iPadów do kupna Maka, a spójny interfejs może odegrać tutaj kluczową rolę. Upodobnienie wyglądu systemu desktopowego do iOS-a jest zresztą logicznym krokiem.
Sam jako użytkownik sprzętu Apple to zresztą pochwalam, bo pierwszy build OS X 10.10 Yosemite prezentuje się naprawdę nieźle. W jednym tylko miejscu - jak na razie - uznaję, że Apple posunęło się za daleko. Chodzi mi o wspomniane na wstępie zastępowanie adresu samą domeną aktualnie przeglądanej witryny.
Po co utrudniać użytkownikowi życie?
W idealnym świecie pełnym dobrze zaprojektowanych stron internetowych znajomość adresu URL jest użytkownikowi całkowicie zbędna, a szybki rzut oka na witrynę mówi użytkownikowi wszystko, co powinien na jej temat wiedzieć. Niestety, do takiej utopii nam w internecie daleko. Sam często przeglądając sieć w wielu zakładkach jednocześnie, po powrocie do przeglądania tych znajdujących się w tle w pierwszej kolejności zwracam uwagę na adres, a później na treść strony.
Rozumiem oczywiście stanowisko, że pasek adresu wyświetlający wyłącznie domenę zamiast pełnego URL-a wygląda znacznie bardziej estetycznie, niźli adres składający się z ciągu znaków wyglądającego na wypluty z generatora liczb losowych. Nie można jednak zapominać, że oprogramowanie ma nie tylko ładnie wyglądać, ale być też... funkcjonalne. W przypadku urządzeń mobilnych ukrycie pełnego adres ma sens ze względu na małe wymiary wyświetlacza.
Na komputerach z kolei tej przestrzeni w pasku adresu przecież nie brakuje. Co więcej, w dzisiejszym internecie, gdzie adres www mówi często więcej na temat przeglądanej strony, niźli sama strona, na rezygnację z URL-i jest po prostu za wcześnie. Rzut oka na adres wskazuje mi datę opublikowania wpisu na blogu i aktualnie przeglądaną kategorię w sklepie internetowym. O przypadkach stron, gdzie pod jedną domeną kryje się wiele różnych stron (o konstrukcji np. domena.pl/serwis#/*) nawet nie wspominam, a ich właściwa prezentacja w nowym Safari może być problematyczna.
Użytkownicy powinni mieć wybór
Można by pomyśleć, że problem mnie nie dotyczy, bo mimo całej mojej sympatii do OS X, nadal z wielu względów korzystam z przeglądarki Chrome od Google. Nie wykluczam jednak ponownego romansu z Safari już po wydaniu stabilnej wersji systemu OS X 10.10 Yosemite, dlatego mam ogromną nadzieję, że twórcy przeglądarki Apple pozostawią użytkownikom wybór w kwesti tego, jak prezentować będzie się pole adresu.
Niech już domyślnie będzie to widok wyłącznie samej domeny, ale niech użytkownikom zostanie pozostawiony wybór, tak jak to miało miejsce przy wprowadzeniu “naturalnego scrollowania”, gdzie użytkownik sam wybiera, w którą stronę chce obracać kółko myszy w celu przewijania ekranu. Pozostawienie pelnego URL-a jako opcji byłoby miłym ukłonem Apple w stronę tzw. power userów.
Google idzie w zupełnie odwrotnym kierunku.
Tak jak nie popieram ukrycia adresów URL przez Apple, tak cieszy mnie niezmiernie wiadomość dotycząca Chrome. Głosy o wprowadzeniu funkcji ukrywania adresu URL w przeglądarce Google pojawiły się dużo wcześniej, niźli zapowiedź wprowadzenia tego rozwiązania do nowego Safari w OS X 10.10 Yosemite podczas WWDC 2014.
Wygląda jednak na to, że mimo zapowiedzenia takiego rozwiązania przez Apple, Google nie przyspieszy prac nad wprowadzeniem ukrytych URL-i u siebie. Ba, wręcz przeciwnie, funkcja ukrywania pełnego adresu analogiczna do tej obecnej w Safari nazwana przez twórców Chrome’a Origin Chip ma teraz znacznie niższy priorytet u deweloperów rozwijających przeglądarkę Google.
To bardzo dobry ruch i cieszy mnie, że Mountain View nie brnie ślepo za Apple w nie do końca trafione rozwiązania. Obecny sposób prezentacji adresu URL w Chrome na komputerze jest jak dziś najlepszym kompromisem. Nad przeglądaną witryną widać pełny adres, ale jego części składowe znajdujące się za domeną są wyszarzone...
...a te “brzydkie” ciągi znaków nie rzucają się tak bardzo w oczy.