REKLAMA

Mario Golf: World Tour, czyli gra która niszczy przyjaźnie – recenzja Spider’s Web

Co właściwie powinien trzymać hydraulik? Klucz nastawny? Ten niby włoski, ale z Japonii, od 1999 roku nie rozstaje się z kijem golfowym. Wszystko zaczęło się na handheldzie Game Boy Color. Dzisiaj wąsacz i jego przyjaciele powracają, natomiast Mario Golf: World Tour czerpie garściami z poprzednich odsłon serii na równo przystrzyżonej trawce.

Mario Golf: World Tour – recenzja Spider’s Web
REKLAMA
REKLAMA

Mario Golf: World Tour to w zasadzie dwie gry w jednej. No, trzy, biorąc pod uwagę tryb dla wielu zawodników. Już w menu głównym wita nas wyraźny niczym Mur Berliński podział. Po lewej stronie ekranu głównego znajduje się dostęp do klasycznego trybu Mario Golf.

Tutaj weźmiemy udział w zwartych i zamkniętych potyczkach, grając jako jedna z postaci z uniwersum Mario. Nie zabrakło Księżniczki Peach, od zawsze niedocenionego Luigiego (mój faworyt), Wario, Waluigiego czy samego Bowsera. Uczestników jest łącznie 17, każdy o odmiennym wyglądzie, animacjach oraz statystykach.

Po prawej stronie ekranu startowego posiadacz 3DSa ma dostęp do trybu Caste Club. Mario i przyjaciele zamieniają się w tym miejscu w postacie niezależne. Gracz z kolei wciela się we własnego awatara, symbolizowanego za pomocą znanych dla posiadaczy konsol Nintendo sylwetek Mii.

Postacie Mii, wzorem klasycznych gier cRPG, rozwijają swoje parametry

Niestety, zabrakło typowego rozwijania statystyk znanego z poprzednich golfowych odsłon Mario. W World Tour jesteśmy tyle warci, co ubrania jakie mamy na sobie oraz sprzęt noszony pod ręką. Czapeczki, spodnie, buty, rękawiczki, koszulki czy kije golfowe – to wszystko wpływa na zwiększenie atrybutów naszego Mii.

Odzież oraz specjalistyczny sprzęt kupimy w sklepie, który stanowi jeden z elementów Castle Club. Twórcy z Camelot oddali w ręce graczy całkiem spory, atrakcyjny wizualnie kompleks, po którym nasz awatar może się swobodnie poruszać. Oczywiście nawet nie ma co porównywać tej produkcji do gier o otwartej strukturze, ale nawet tutaj znalazło się parę sekretów.

Rozmawianie z postaciami NPC, zwiedzanie ciemnych zakątków klubu, przebieranie się w szatni, oglądanie własnych pucharów czy picie napojów z Mario i jego paczką – to wszystko miłe dodatki i urozmaicenia, które odrywają gracza od tego, co stanowi esencję Mario Golf: World Tour.

Kiedy już znajdziemy się na polu golfowym, uderza nas, jak bardzo „tradycyjna” jest rozgrywka w tym tytule. Od czasów Mario Golf na Nintendo 64 naprawdę nie zmieniło się aż tak wiele. Jak zwykle pierwszoplanową rolę odgrywa staromodny, klasyczny i ikoniczny wręcz pasek siły, na widok którego aż kręci się łza w oku.

To od odpowiedniego wyczucia siły i momentu uderzenia zależy, jak celnie i daleko powędruje piłeczka. Jej sugerowane położenie po uderzeniu odzwierciedla wyraźny wskaźnik i to przez tego małego, żółtego drania w Mario Golf: World Tour naprawdę chce się grać. Tak się bowiem składa, że system pokazuje nam teoretyczne miejsce, w którym, wyląduje piłeczka lecz bez uwzględnienia jakichkolwiek zmiennych!

Topografia terenu. Kierunek oraz prędkość wiatru. Rodzaj podłoża. Specyfika dzierżonego w dłoniach kija golfowego. To wszystko musi mieć w głowie gracz, walcząc z kuszącym, ale całkowicie mylącym wskaźnikiem. Ten myli się bardzo często i zamiast pomagać, skutecznie przeszkadza mniej doświadczonym graczom.

mario golf world tour 1

Na najbardziej wymagających polach golfowych, na których wiatr hula w najlepsze, natomiast sadzawki i oczka wodne wyrastają jedno na drugim, różnice między pomocniczym wskaźnikiem a stanem faktycznym liczone są nie w kilku, nie kilkunastu, a kilkudziesięciu metrach. Kto kiedykolwiek grał w golfa bądź jakąkolwiek inną odsłonę Mario Golf wie, jak ogromny jest to obszar i jak cenne odległości.

Pomimo swojej prostoty, rozgrywka w Mario Golf: World Tour jest naprawdę wciągająca

Chociaż momentami kolejne dołki niezwykle się dłużą, w tym tytule jest coś magicznego. Coś, co sprawia, że kilka ostatnich pól to zawsze ogromne wyzwanie i zacięta rywalizacja, niezależnie od poziomu trudności. Sam nie raz i nie dwa wierciłem się niewygodnie w autobusowym fotelu, walcząc o miejsce na szczycie podium. Podczas walki z innymi graczami rywalizacja jest jeszcze bardziej emocjonująca.

Nie to, że komputerowi przeciwnicy nie zdają egzaminu. Wręcz przeciwnie. Popełniają typowo „ludzkie” błędy i trening z nimi jest naprawdę nieprzewidywalny. Prawda jest jednak taka, że szumnie zapowiadany tryb Caste Club to jedynie ładnie opakowany, ale kosmetyczny dodatek, który wnosi znacznie mniej, niż można było początkowo sądzić.

Dopiero podczas zmagań ze znajomymi Mario Golf: World Tour rozwija swoje prawdziwe skrzydła

Tutaj emocje naprawdę sięgają zenitu. Nie, nic mi się nie pomyliło. Doskonale zdaję sobie sprawę, że mówię o grze w golfa. Spróbujcie jednak walczyć o puchar przez wiele długich godzin, aby w finale mistrzostw jeden Wasz błąd przesądzał o wygranej bądź triumfalnym, nieco szyderczym uśmiechu znajomego. "Ciche dni" macie jak w banku.

mario golf world tour 11

Pierwsze uderzenie, drugie, trzecie – pola golfowe w World Tour to naprawdę sprytne bestie. W jednej chwili zmieniają lidera w goniącego tyły, natomiast osobę zamykająca tabelę mogą wynieść na sam jej szczyt. Pod tym względem Mario Golf jest produkcją zaskakująco bezwzględną, mimo wszędobylskiego słońca, tęcz, uśmiechów, irytującego głosu Mario i kolorowej oprawy graficznej.

No właśnie, warstwa wizualna. To zdecydowanie jeden z większych atutów Mario Golf: World Tour. Biorąc pod uwagę możliwości konsoli Nintendo 3DS, modele postaci prezentują się tutaj kapitalnie. Do samych pól golfowych również nie mogę się przyczepić, nie licząc mozolnego operowania kamerą. Ogromne wrażenie robi także wcześniej wspomniany Caste Club, w murach którego gracz może się swobodnie poruszać, zwiedzać zakamarki i odnajdywać sekrety.

Mario Golf: World Tour jest niezwykle trudnym do ocenienia tytułem

To naprawdę żaden frazes. Wystawienie noty tej grze jest znacznie cięższe, niż pierwotnie sądziłem. Na pewnych płaszczyznach World Tour jest wyraźnym krokiem wstecz względem poprzednich przygód Mario na polu golfowym. Wydmuszka w postaci Caste Club jest tego cofania ukoronowaniem

Z drugiej strony, produkcja Camelotu dostarcza więcej emocji, niż wszystkie poprzednie odsłony razem wzięte. Na kolorowych i niezwykle wymyślnych polach golfowych jest krew, jest pot i zdecydowanie są również łzy. Jeżeli kiedykolwiek będziecie widzieli gościa z 3DSem uniesionym w górze, triumfalnie krzycząc do samego siebie – to ja, grający w World Tour.

mario golf world tour x
REKLAMA

Mario z kijem golfowym w ręku dostarcza mnóstwa emocji. Rywalizacja ze znajomymi to mistrzostwo, o ile należysz do cierpliwych graczy. Możliwość wcielenia się w samego siebie, reprezentowanego za pomocą awatara Mii to także kapitalny, chociaż częściowo niewykorzystany pomysł.

Póki co jest to produkcja skierowana przede wszystkim dla miłośników wcześniejszych odsłon Mario Golf. Uważam, że cena ustalona na poziomie 170 PLN to nieco zbyt dużo, nawet jak na „bogatych” posiadaczy handheldów. Za taką sumę znajdziecie kilka bardziej wartościowych gier w ofercie eShopu. Kiedy jednak sugerowana stawka zacznie topnieć – miejcie ten tytuł na oku. Emocjonująca zabawa w starym, dobrym stylu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA