Strony internetowe operatorów to nie jest dobre miejsce, aby sprawdzać ofertę. Przekonałem się o tym w Play
Czuję się nieco oszukany przez swoją sieć. Przyznaję jednak, że to może ja żyję w swoim własnym, wyidealizowanym świecie. Chciałbym po prostu, aby po wejściu na stronę firmy, sprawdzeniu oferty i udaniu się do jej stacjonarnego oddziału, ceny podane w internecie pokrywały się z tymi w rzeczywistości. Okazuje się jednak, że to tylko pobożne życzenia - przynajmniej u operatorów komórkowych.
Jak pewnie zauważyliście, coś ostatnio redaktorzy Spider’s Web nie mają szczęścia do telekomów. Sam opisywałem swoje problemy z odtwarzaniem filmów z YouTube'a na mobilnym internecie Orange. Chwilę temu Maciek opisywał swoje przejścia z T-Mobile i próbę wykupienia dodatkowego pakietu danych, a złożyło się tak, że dziś i znów sam chcę dorzucić swoje trzy grosze na temat rynku telekomunikacyjnego w Polsce. Jak część czytelników już pewnie się zorientowała, prywatnie jestem klientem sieci Play, więc już na wstępie zaznaczam, że to tej sieci tyczy się cała ta historia. Ale uczulam Was, że naprawdę nie mam zamiaru jej demonizować. Z tego co zdążyłem się zorientować, to opisana niżej praktyka jest powszechnie stosowana u reszty operatorów. Mój tekst ma za zadanie uczulić Was na ten problem, abyście zaoszczędzili w przyszłości czas i nerwy.
Po co komu telefon z abonamentem?
Od kilku lat telefony kupuję samodzielnie, a umowę podpisuję bez telefonu. Wychodzę na tym lepiej finansowo i nie muszę martwić się o branding operatora opóźniający aktualizacje Androida. Traf jednak chciał, że potrzebowałem ostatnio przenieść jedną kartę prepaid na abonament i zakupić przy okazji konkretny aparat telefoniczny. Oczywiście najwygodniej byłoby zamówić kuriera z telefonem i umową prosto do domu, ale nie wchodziło to w grę - po prostu HTC Desire X w sklepie online został wyprzedany.
Wszedłem na stronę swojego operatora, przeklikałem się przez dostępne opcje, a następnie sprawdziłem ceny. Po wybraniu oferty i odszukaniu modelu, okazało się, że telefon jest “chwilowo niedostępny”. Zdarza się, trudno. Z racji braku możliwości zakupu telefonu przez internet obdzwoniłem chyba połowę salonów Play w Warszawie. Hurra, jeden, chyba ostatni w całym mieście egzemplarz, znalazł się gdzieś w Ursusie. To drugi koniec miasta, ale trudno, umówiłem się na następny dzień na odbiór telefonu i podpisanie nowej umowy.
Wszystko szło dobrze do ostatniej chwili
Po wypełnieniu wszystkich formalności przyszła pora na kupno samego telefonu. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że uprzednio sprawdzona cena na stronie internetowej nijak miała się do tego, co widniało na paragonie! Różnica dość spora, bo zamiast spodziewanej złotówki przyszło mi zapłacić złotych ponad sto. Sprzedawca tylko rozłożył ręce i uświadomił mi, że ceny na www operatora nijak się mają do tych w punkcie, mimo że widnieje na nim to samo logo i nazwa. Za złotówkę, powiedział, to ja mogę sobie u niego kupić ten telefon, ale w droższym abonamencie.
Sprawdzając ofertę w sieci uważam, że mam prawo spodziewać się tam znaleźć ceny mające odbicie w rzeczywistości. Wyraźnej informacji o tym, że ceny obowiązują tylko przy zamówieniu przez internet, a nie stacjonarnie, nigdzie nie widziałem. Dopiero po zagłębieniu się w cenniki widać dwa różne, na pozór podobne podobne - zwykły i w sklepie internetowym. Moim zdaniem operator powinien wyraźnie zaznaczyć na stronie z ofertą, jaka jest cena w sieci, a jaka przy klasycznym podpisaniu umowy w punkcie. To w końcu nie jest sugerowana cena na stronie producenta, która może być wyższa lub niższa w sklepie. Strona www i punkt sprzedaży to w końcu jeden i ten sam branding.
Inne kanały sprzedaży, inne ceny
Zaznaczę, żeby była jasność: ja doskonale rozumiem, że strona internetowa i punkt to “inne kanały sprzedaży”. Konieczne jest opłacenie pracowników, wynajęcie punktu i tak dalej. A rezultat jest taki, że dzięki temu zagraniu sieć faktycznie dostała ode mnie dodatkowe sto złotych z hakiem. Ale czy było warto? Nie sądzę. Jestem posiadaczem już kilku umów, a po tej sytuacji nie jestem już tak pozytywnie nastawiony do swojego operatora, jak wcześniej. Cena na stronie nie była przekreślona, podkreślona, nie było nawet gwiazdki i drobnego druczku. To, że “inni też tak robią” nie ma tutaj znaczenia.
Tutaj chciałem jednak pochwalić Orange, które podaje dwie ceny, zarówno w internecie, jak i w salonie. W Plusie jak się doczytać to widać, że to promocja w sklepie internetowym. W T-Mobile tego natomiast nie widzę (ale nie wiem, czy ceny się różnią, nie jestem klientem), a w Play, gdzie ceny są inne, takiej informacji jak w Orange, zabrakło.
Wyszło tak, że z racji braku dostępności aparatu przez internet przejechałem pół miasta, straciłem pół dnia, a telefon okazał się droższy, niż mógłby być. Co prawda sprzedawca zachował się bardzo fair i nie naciskał, proponując mi abym się zastanowił, czy na pewno chcę ten telefon brać w proponowanej cenie. Wiem też, że nie byłem pierwszym zaskoczonym klientem. Oczywiście miałem pokusę, aby zrezygnować. Po prostu za bardzo szkoda mi połowy niedzieli, którą poświęciłem na wycieczkę na dokładnie drugą stronę Warszawy, aby wracać do domu z pustymi rękami i machnąłem ręką. Po prawdzie nawet ta wyższa cena nadal nie była taka zła.
Piszę o tym chociaż wiem, że dla kogoś, kto bierze nowy telefon z umową co dwa lata, może być to oczywiste. Ale dla osoby która idzie do operatora po swój pierwszy smartfon już niekoniecznie musi to takie być. Moja rada? Najlepiej kupujcie telefony na własną rękę. A jeśli nie ma takiej możliwości, to nie wierzcie w ceny na stronie internetowej idąc do punktu, a pytajcie o nie na każdym kroku. Dodam, że jeśli zaraz znajdzie się jeden z drugim, co się będzie mądrzył, że “starczyło spytać wcześniej”, to niech sobie daruje. Teraz to już wiem. Tylko czy nie przyjemniej by było, jeśli nie musielibyśmy tak marnować czasu i na każdym kroku się upewniać, że nikt nas nie naciągnie? Byłoby po prostu miło, gdyby operatorzy swoje oferty konstruowali w sposób jasny i klarowny...
...a nie próbowali z nas wyciągnąć na każdym kroku dodatkowy pieniądz.
Zdjęcie Angry Young Man pochodzi z serwisu Shutterstock.