Tomek Wawrzyczek: Z pamiętnika “Młodego Technika” - marzec 1987, czyli rzecz o wahadłowcach
Obserwując historię i zjawiska w niej występujące, spostrzegając ich podobieństwo w krótszym lub dłuższym wycinku czasowym, nadajemy mu umowną nazwę adekwatną do rodzaju lub charakteru zjawisk w nim dominujących. Najczęściej sięga się po pojęcie okresu, czasem też po pojęcia o szerszym zakresie lub wręcz po określenia przenośne. Mamy zatem okres romantyzmu, wiek pary i elektryczności, epokę kamienia łupanego, lata kryzysu, dekadę wojen. Czy na podobne okresy można podzielić historię techniki?
Sprawa na pozór wydaje się tylko prosta, w rzeczywistości próba podzielenia historii techniki na przedziały czasu o własnej specyfice jest zadaniem dość skomplikowanym. Wszak nie wszystkie działy techniki zmieniały się z taką samą dynamiką i w tym samym rytmie. Rozwój narzędzi produkcji nie musiał na przestrzeni całej historii iść w parze z rozwojem transportu czy łączności, która z kolei nie musiała rozwijać się tak szybko jak produkcja żywności, a ta znów mogła być opóźniona w stosunku do innowacji wprowadzanych w technice wspierającej badania naukowe.
Osobnym zupełnie elementem jest dysproporcja w dynamice rozwoju techniki jako takiej i każdej z jej dziedzin na różnych obszarach kulturowych i społecznych. Na przykład: jakoś tak się dziwnie składa, że w społeczeństwach, gdzie naukowcom źle się dzieje z różnych powodów - ekonomicznych, politycznych czy religijnych - tam postęp w nauce i technice jest raczej mizerny, o ile nie zerowy. Do tego dochodzi jeszcze jedna trudność: analiza historii techniki zwykle obarczona jest “błędem” współczesności - jesteśmy zazwyczaj przejęci wydarzeniami, które rozegrały się niemal na naszych oczach i bardzo często jesteśmy przekonani, że to właśnie teraz rozpoczyna się jakaś nowa epoka, era czy okres.
Z innej strony wydaje się, że akurat nasze pokolenie może mieć powody do tego, żeby sądzić, że jest świadkiem zjawisk zmieniających oblicze świata, w którym żyjemy. Z ery, w której dominował towar, przedmiot rzeczywisty, namacalny weszliśmy na dobre w okres, w którym dominuje informacja. Wszak - dajmy na to - czy ma większe znaczenie, na jakim urządzeniu i przy pomocy jakiego programu wymieniamy się informacją na takim dla przykładu Twitterze czy Facebooku? Czy to będzie komputer stacjonarny, czy laptop, czy to będzie tablet czy komórka, czy wreszcie telewizor, najważniejsza pozostanie informacja zawarta w tweecie, zmianie statusu, zdjęciu, linku...
W latach 30-tych XX wieku próbę periodyzacji historii techniki podjął się Lewis Mumford. Przyjrzał się technice całościowo, uwzględniając wiele czynników, które miały wpływ na jej dzieje, na przykład uwzględniając systemy społecznościowe (inny rozwój w miastach, inny poza nimi) i naturalne (inny rozwój w strefie klimatycznej przyjaznej człowiekowi, inny w strefach o ostrym klimacie). Nie wdając się w zbytnią szczegółowość wyodrębnił swego rodzaju kamienie milowe w rozwoju techniki i spróbował odpowiedzieć, co było charakterystyczne dla każdego z nich.
Zdaniem Mumforda ludzkość przeszła przez trzy fazy rozwoju techniki. Pierwsza z nich to faza eotechniczna, druga - paleotechniczna, trzecia wreszcie - neotechniczna. Faza eotechniczna opierała się na wodzie i drzewie - charakteryzuje się rzemieślniczym charakterem produkcji i ścisłym związkiem z rolnictwem. W fazie paleotechnicznej dominował węgiel i żelazo - jest to okres taniej, znormalizowanej i tandetnej produkcji przemysłowej. Faza neotechniczna to elektryczność i stopy metali - wypracowano w niej sposoby produkcji przedmiotów trwałych i uniwersalnych, lepiej zharmonizowanych z ludzkimi potrzebami.
Według Mumforda w fazę trzecią ludzkość weszła wraz z wynalezieniem turbiny wodnej i badaniami Faradaya nad elektrycznością, utrwaliła ją teoria termodynamiki i prawdziwy wysyp wynalazków w XIX wieku, a do najwyższego stadium doprowadziły czyste technologie XX wieku. Pierwsze wydanie prac Mumforda miało miejsce w 1934 roku, więc nie ma w tam nic na temat komputerów, robotów, systemów informatycznych i wszystkiego tego, co dziś napędza ludzkość i wyznacza kierunki rozwoju techniki.
Mumford zaczyna swą opowieść o dziejach techniki od momentu pojawienia się pierwszych maszyn - na przykład wiatraków i kół wodnych. Ale przecież narzędzia ułatwiające życie i pracę ludziom - a to właśnie jest sedno techniki - powstały o wiele wcześniej. Trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałby świat, gdyby w neolicie, czyli najmłodszej erze kamiennej, tuż po ustąpieniu lodowca, jakieś 10-20 tysięcy lat przed naszą erą, nie nastąpiła najmniej doceniana rewolucja techniczna w historii ludzkości. Ludzie zaczynają się posługiwać pierwszymi narzędziami z kamienia łupanego: małymi ostrzami używanymi jako noże, groty do strzał i dzid oraz dużymi toporami. Wynaleziony zostaje łuk. Rozwija się technika plecionkarstwa, wyrobu kamiennych żaren i moździerzy. Powstaje sztuka budowania szałasów i ziemianek. Następuje udomowienie psa. Wzrasta znaczenie życia osiadłego, rybołóstwa i zbieractwa. To w tym okresie człowiek ostatecznie “zszedł z drzewa” i rozpoczął życie społeczne.
Z punktu widzenia współczesnego człowieka, którego przekonują wyniki badań Mumforda, albo znajdujemy się nadal w fazie neotechnicznej, która jednak nie rozpoczęła się z chwilą wynalezienia turbiny wodnej, jak sugeruje Mumford, ale wraz ze skonstruowaniem pierwszego komputera - ENIAC-a, albo też pojawienie się tego komputera na świecie zakończyło neolit i dziś znajdujemy się już w innej fazie - informatycznej.
To dość osobliwe spojrzenie na dzieje techniki przypomina marcowy numer “Młodego Technika” z marca 1987 roku. W innym artykule prezentuje skrócone dzieje kosmicznej floty NASA - wahadłowców, które po trzydziestu z górką latach eksploatacji i dwóch tragicznych katastrofach trafiły niedawno do historii astronautyki.
31 marca 1972 roku NASA podpisuje kontrakt z oddziałem Rocketdyne firmy Rockwell International na zaprojektowanie i budowę głównych silników orbitera-wahadłowca Space Shuttle. 26 lipca 1972 roku NASA wybiera firmę Rockwell na głównego wykonawcę orbitera-wahadłowca. Kontrakt obejmował wybudowanie i zbadanie dwóch pojazdów: OV-101 “Enterprise” i OV-102 “Columbia” (OV - “Orbital Vehicle”, czyli pojazd orbitalny) oraz prototypu do badań strukturalnych (STA-099), czyli drobiazgowego przetestowania konstrukcji pojazdu, i prototypu do badań napędu (MPTA-098). Rockwell ponadto odpowiadał za integrację całego systemu wahadłowca i za przygotowanie pierwszych dziesięciu lotów. W sierpniu 1973 roku NASA podpisuje umowę z wytwórnią Martin Marietta na wybudowanie zbiorników zewnętrznych wahadłowca, a w lipcu 1974 roku z firmą Thiokol na produkcję rakiet wspomagających na paliwo stałe.
Pierwszy orbiter “Enterprise”, wyposażony w najważniejsze elementy systemu, opuścił halę montażową Rockwella w Palmdale w Kaliforni dość szybko od rozpoczęcia nad nim prac, bo już 16 września 1976 roku. 31 stycznia 1977 roku na specjalnym transporterze kołowym został przewieziony do oddalonej o 58 km od zakładów Rockwella bazy lotniczej Edwards, gdzie ulokowano centrum lotów badawczych. “Enterprise” przejechał wtedy przez centrum 50-tysięcznego miasteczka Lancaster wzbudzając nie lada zainteresowanie. W marcu 1978 roku pojazd przetransportowano do Centrum Lotów Kosmicznych w Huntsville w stanie Alabama, gdzie poddano go serii morderczych testów wytrzymałościowych. W 1979 roku, po zakończeniu pierwszej fazy testów, “Enterprise” został wyposażony w pozostałe elementy systemu i poddany kolejnej serii testów związanych z dopasowaniem wahadłowca z urządzeniami naziemnymi, wytrzymałością konstrukcji i urządzeń ładowni pojazdu, przeprowadzono też próby obciążeniowe.
“Enterprise” nigdy nie był przeznaczony do odbycia lotów w przestrzeń okołoziemską. Pierwszym orbiterem, który miał odbyć lot w kosmos była “Columbia”. Prace konstrukcyjne nad nią zakończyły się w 1979 roku. 29 stycznia 1979 roku NASA podpisała kontrakt z Rockwellem na zbudowanie dwóch kolejnych wahadłowców: OV-103 “Discovery” i OV-104 “Atlantis”, przebudowę prototypu do badań strukturalnych STA na orbiter OV-099 “Challenger” i na przebudowę OV-101 “Columbia” na pełnosprawny orbiter operacyjny zdolny do odbycia stu lotów.
“Challenger” pojawił się na wyrzutni Centrum Kosmicznego im. Kennedy’ego na przylądku Canaveral na Florydzie 5 lipca 1982 roku. 28 stycznia 1986 roku podczas startu do swojej dziesiątej misji “Challenger” uległ zniszczeniu w wyniku wybuchu paliwa spowodowanego wadą uszczelki międzymodułowej w rakiecie pomocniczej. “Discovery” pojawił się na Florydzie 6 listopada 1983 roku, a “Atlantis” 13 kwietnia 1985 roku. Budowa następcy “Challengera”, której ukończenie planowano na rok 1991, nigdy nie doszła do realizacji.
Jako uzupełnienie tematyki lotów kosmicznych “Młody Technik” z marca 1987 przybliża też stacje orbitalne zbudowane i eksploatowane przez dawny Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich oraz flotę statków kosmicznych, które służyły do transportu na orbitę astronautów oraz towarów niezbędnych do ich prawidłowego funkcjonowania stacji.
W latach 70-tych ubiegłego wieku ZSRR umieścił na orbicie okołoziemskiej pierwszą stację kosmiczną - “Salut”. Do połowy lat 80-tych na orbicie umieszczano kolejne jej wersje. Stacja składała się z trzech przedziałów: przejściowego, który łączył stację z cumującymi do niej statkami transportowymi, roboczego, spełniającego rolę miejsca pracy i wypoczynku astronautów, i agregatowego, gdzie mieściły się życiowe systemy i urządzenia stacji. Astronauci przebywali na pokładzie stacji po kilka a czasem i kilkanaście miesięcy. Przez cały ten czas przebywali w pomieszczeniu o średnicy nieco ponad 4 metry i długości ciut ponad 9 metrów - 113 metrów sześciennych wypełnionych po brzegi w aparaturę laboratoryjną, systemami sterowania, termoregulacji i komunikacji, lodówkami z zapasem żywności, zbiornikami z wodą, toaletą, obowiązkowymi przyrządami treningowymi i miejscami do spania było ich małometrażowym, zawieszonym wysoko nad Ziemią domem.
W lutym 1986 roku na orbitę wyniesiona jest pierwsza stacja kosmiczna “Mir” - następca stacji “Salut”. “Mir” rozmiarami nie różnił się zasadniczo od swojego poprzednika, konstrukcyjnie był od niego o kilka klas lepszy. W “Salucie” zastosowano dwa węzły cumownicze, w “Mirze” było ich aż sześć. Po zadokowaniu do niej większej liczby statków transportowych zwiększających jej pojemność, załoga stacji mogła wynosić maksymalnie 12 osób. “Mir” wyposażony był w 7 komputerów odpowiadających za kontrolę lotu stacji, nadzór nad jej instalacją i rejestrację i obróbkę danych z przeprowadzanych eksperymentów.
Rolę pojazdów transportowych obsługujących stacje “Salut” i “Mir” pełniły najpierw statki kosmiczne “Sojuz”, później do floty dołączyły pojazdy towarowe “Progress”. “Sojuzy” używane były przez ZSRR od 1967 roku i początkowo miały być pojazdami przeznaczonymi do lotów samodzielnych. Dopiero po wprowadzeniu do użytku stacji orbitalnych wyznaczono im zadania pojazdów transportowych pozwalających na wyniesienie na pokład stacji lub przetransportowanie na Ziemię 2-3 astronautów. “Progress” to wersja “Sojuza” zaadaptowana do wynoszenia na orbitę ładunków towarowych: zapasów żywności i wody, leków, części zamiennych i innych rzeczy niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania stacji i przebywających na jej pokładzie ludzi.
Czytelnicy “Młodego Technika” nieżywiący zainteresowania lotami kosmicznymi mogli w marcowym numerze miesięcznika z 1987 roku znaleźć między innymi obszerne omówienie tomografii magnetyczno-rezonansowej, prezentację pojazdów wszelkiej maści od parowozu, przez szybowiec, po samochód osobowy produkcji radzieckiej - WAZ 2107, popularnie zwany “Ładą”, mogli znaleźć też kolejny odcinek kursu języka PASCAL i przepis na samodzielne zbudowanie spulchniacza do gleby.
W dziale “Pomysły genialne, zwariowane i takie sobie” Kol. Robert W. z Lubska (wiek nieznany) zaproponował, żeby ułatwić życie posiadaczom akwariów, których szyby jak wiadomo powszechnie pokrywają się glonami. Jego pomysł polegał na doklejeniu do pary magnesów kawałków filców - jeden magnes umieszczałoby się na szybie wewnątrz akwarium, drugim poruszałoby się po powierzchni zewnętrznej, co sprawiałoby, że umieszczony wewnątrz magnes przesuwał się i oczyszczał filcem szybę z glonów. Proszę - dziś podobne przyrządy są do kupienia w każdym sklepie zoologicznym. Kol. Wojciech K. z Warszawy (wtedy lat 10) proponował z kolei, żeby komputery wykorzystać do przeprowadzania lekcji i sprawdzianów na odległość. Pewnie nie był świadomy tego, że mówił o tym, co dziś znamy pod angielską nazwą “e-learning”, będącego przykładem rozwiązań, które powstały z czystego lenistwa człowieka, dla niepoznaki tylko tłumaczonego “koniecznością redukcji kosztów”. Na przykład.
Tym żył świat techniki i nauki popularnej w marcu 1987 roku.
Tomasz Wawrzyczek - rocznik 1969, z wykształcenia informatyk, z zawodu projektant GUI, z zamiłowania fotograf, dumny ojciec, szczęśliwy mąż, miłośnik bardzo, bardzo starych aparatów fotograficznych.