Dyski twarde tanieją, ale... kosztują tyle samo co w 2009 roku
W 2011 roku miało miejsce wydarzenie, które sprawiło, że ceny dysków twardych nagle urosły. Chodzi oczywiście o powódź w Tajlandii, która zniszczyła całe fabryki tych podzespołów. Wówczas ceny dysków momentalnie skoczyły o kilkadziesiąt, a w niektórych przypadkach nawet o 100%. Teraz okazuje się, że dyski twarde tanieją, ale nie tak szybko, jakbyśmy sobie tego życzyli.
Portal Xbit labs przeanalizował ceny dysków twardych w okresie od początku 2007 roku aż do teraz. Sześć lat temu średnia cena dysku twardego Western Digital wynosiła 56 dolarów, podczas gdy koszt konstrukcji Seagate wynosił 71 dolarów. Ceny te niemal do końca 2011 roku systematycznie spadały, by dosłownie w moment znacznie skoczyć z pułapu 46 do 69 dolarów w przypadku Western Digital oraz z 55 do 67 dolarów (w dłuższej perspektywie do 73 dolarów) w przypadku Seagate’a. Można domyślić się, że gdyby nie powódź w Tajlandii, to obecnie cena dysków twardych oscylowałaby w granicach 40 dolarów, a nawet mniej.
Wybór tych właśnie firm jest nieprzypadkowy, gdyż są to największe korporacje tego typu na rynku. Western Digital przejął nie tak dawno Hitachi GST, zaś Seagate ma w posiadaniu dział dysków twardych Samsung. Są to najbardziej popularni producenci nośników talerzowych i tak naprawdę cały rynek polega na rywalizacji tych dwóch podmiotów.
Sytuacja ta napawa mnie optymizmem. Po pierwsze, cieszy fakt, że ceny dysków twardych wciąż tanieją. Po drugie, utrzymywanie się wysokich cen urządzeń może mieć też pozytywne skutki, takie jak upowszechnianie się dysków SSD, które są znacznie szybsze i tak naprawdę wystarczające dla większości użytkowników. W końcu kto potrzebuje dysku o pojemności 500 lub 1000 GB? Sam jestem posiadaczem dwóch jednostek. Jeden z nich to model SSD o pojemności 128 GB, zaś drugi to standardowa konstrukcja o pojemności 1500 GB. Na pierwszym dysku mam zainstalowany system operacyjny oraz kilka najważniejszych dla mnie programów i gier. Z kolei na większym dysku mam zajęte niecałe 10% powierzchni.
Gdybym był posiadaczem jednego dysku SSD o pojemności 256 GB, w zupełności by mi on wystarczył. Doskonale to pokazuje, jak zmienił się model dystrybucji mediów i jak liczne chmury sprawiły, że szybkość dysku stała się bardziej istotnym parametrem od jego pojemności. Jeszcze kilka lat temu trzymałem na komputerze mnóstwo muzyki, filmów i innych rzeczy, które teraz nie są mi potrzebne. Obecnie na swoim pececie nie mam nawet dokumentów, które za to znajdują się w chmurze (Skydrive oraz Google Drive).
Teraz na komputerze nie mam wcale multimediów, gdyż zamiast tego korzystam z serwisów streamingowych. Zapewne za kilka lat dołączą do nich też gry i programy. Jakiego dysku wówczas będę potrzebował? Sądzę, że jego pojemność nie przekroczy 128 GB i że stanie się to w tym samym momencie, gdy zamiast komputera będziemy posiadać smartfon lub komputer podpinany do peryferiów za pomocą interfejsów bezprzewodowych lub stacji dokującej.
Czyli najwcześniej za kilka lat.