REKLAMA

Miłosz Bolechowski: à propos piątku #27

Cotygodniowa porcja linków do nowych/ładnych/ciekawych aplikacji dla iOS i OS X, produktów godnych polecenia i artykułów, wartych przeczytania.

Miłosz Bolechowski: à propos piątku #27
REKLAMA
REKLAMA

Mailbox

W sierpniu po raz pierwszy wspomniałem o Mailbox – nowej usłudze, która – przynajmniej w założeniach – miała zrewolucjonizować sposób, w jaki korzystamy z poczty e-mail. Wczoraj wieczorem opublikowano pierwszą publiczną zapowiedź aplikacji dla iPhone'a, która ma pojawić za niecałe trzy tygodnie:

Wygląda jak połączenie Sparrow z Clear, a to zapowiada znakomity produkt. Dotychczas zdradzono tylko, że Mailbox obsługuje tylko konta Gmail, choć w przyszłości ma to się zmienić, oraz, że wspiera technologię Push. Cena nie jest jeszcze znana.

Sam nie mogę napisać niczego więcej poza tym, że dawno nie byłem tak podekscytowany żadną aplikacją.

Foldify

W ostatnich dniach czy nawet tygodniach, nazwa Foldify przewijała się na mojej Twitterowej linii czasu, ale z racji faktu, że ostatnio zaglądam tam rzadko i zawsze na chwilę, nigdy nie kliknąłem w żaden link, by dowiedzieć się, czym Foldify tak naprawdę jest. Dopiero na dzień przed premierą aplikacji natrafiłem na poniższy film i dzięki uprzejmym reprezentantom warszawskiego Pixle.pl uzyskałem dostęp do aplikacji:

Pomysł na aplikację jest prosty i aż dziw – jak to zwykle bywa w przypadku dobrych pomysłów – że nikt nie wpadł na niego wcześniej. Nie ma jednak co żałować, gdyż zespół z Pixle zrealizował ideę bezbłędnie.

Po uruchomieniu aplikacji wybieramy jedną z predefiniowanych brył i przechodzimy do następnego widoku, który prezentuje naszą bryłę rozłożoną – w tej części możemy po niej rysować, kolorować i „przyklejać” różne elementy (poza szeroką gamą podstawowych, istnieje możliwość dokupienia dodatkowych) – oraz na bieżąco aktualizowany widok 3D (który w osi poziomej możemy obracać).

Gotowy rysunek możemy wydrukować na drukarce zgodnej z AirPrint bezpośrednio z iPada lub przesłać PDF mailem (w jednej z trzech wielkości). Ciekawie rozwiązana jest zmiana grubości ołówka/pędzla, która odbywa się poprzez przybliżanie lub oddalanie makiety standardowymi dla iOS gestami.

Stworzyłem więc swoją pierwszą figurkę:

Wydrukowałem ją i złożyłem:

I wiecie co? To jest naprawdę dobra zabawa. Nie chodzi nawet o to, że przywołuje to wspomnienia z dzieciństwa, ale bardziej o to, że – podobnie jak w przypadku Paper dla iPada – pozwala na nowo cieszyć się możliwościami posiadanego urządzenia. I wprawdzie nie przewiduję żebym stworzył dla siebie jeszcze kolejną figurkę, to jednak jeśli w okresie świątecznym spodziewacie się odwiedzin rodziny czy przyjaciół z dziećmi (nie wspominając nawet o sytuacji, w której sami macie kilkulatka „na stanie”), radziłbym uzupełnić zapasy sztywnego papieru do drukarki, jako i ja uzupełniłem.

Ach, jeszcze jedno; gdzie są wszyscy ci, którzy twierdzili, że iPad nadaje się wyłącznie do „konsumpcji treści”?

Google Maps

Gdy w iOS 6 pojawiły się nowe mapy, nie przyłączyłem się do rzeszy narzekających. Uważałem, że są w porządku, a z faktu, że są wektorowe cieszyłem się bardzo. Tak było do czasu pierwszej dłuższej trasy w Polskę. Choć nigdy nie polegałem tylko na mapach w telefonie, a do nawigacji samochodowych czuję ogromną niechęć, to musiałem przyznać, że mapy w iOS 6 w wielu przypadkach nie nadają się do wyznaczania trasy. Dlatego też chętnie pobrałem wczoraj (dość niespodziewanie) zaprezentowaną aplikację Google Maps, która przywraca znane z poprzednich wersji systemów mapy bez konieczności korzystania z nich za pośrednictwem przeglądarki.

Po uruchomieniu aplikacji, spodziewałem się tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni w iOS 5 i wcześniejszych. Nic podobnego. Aplikacja została odświeżona, wzbogacona o nowe funkcje i przede wszystkim obsługuje wewnątrzsystemowe adresy URL do kontrolowania aplikacji, do których dokumentacja została już udostępniona. Dzięki temu, w moim Launch Center Pro bardzo szybko pojawiły się trzy nowe ikony:

  • directions – po której tapnięciu wyświetla się okienko, w którym wpisuję adres i LCP przekierowuje mnie do aplikacji Google Maps, która automatycznie wyznacza trasę między moją lokalizacją a szukanym miejscem (kod: comgooglemaps://?saddr=&daddr=[prompt])
  • » home – wyznacza trasę od bieżącej lokalizacji do domu (kod: comgooglemaps://saddr=&daddr=ul.+nazwa+ulicy,+miasto,+państwo – bez polskich znaków)
  • find – wyświetla to samo okno dialogowe, co directions i na podstawie wpisanych danych wyszukuje to miejsce na mapie, bez wyznaczania trasy (kod: comgooglemaps://?q=[prompt])

To rozwiązanie z pewnością przyspieszy i uczyni korzystanie z Google Maps wygodniejszym.

Aplikacja dostępna jest tylko dla iPhone'a i iPoda touch.

iPlan for iPhone

Już w ubiegłym tygodniu pisałem, że byłem rozczarowany aplikacją iPlan dla iPhone'a. Pomyślałem jednak, że być może po prostu miałem zbyt duże wymagania, więc przeniosłem ją na Home Screen i przez ostatnie 7 dni używałem jej jako głównego kalendarza w swoim telefonie.

Zacznę od tego, że kalendarz w telefonie jest mi potrzebny w dwóch sytuacjach; gdy chcę na szybko dopisać nowe wydarzenie, żeby o nim nie zapomnieć i gdy potrzebuję sprawdzić kiedy mam wolny czas w bieżącym lub przyszłym tygodniu, żeby móc zdecydować czy mogę podjąć się kolejnego zadania. iPlan dla iPhone'a nie sprawdza się w żadnej z nich. Już tłumaczę dlaczego.

Po kontakcie z Fantastical dla iPhone'a, dodawanie nowych wydarzeń w jakiejkolwiek innej aplikacji nie będzie mogło być uznane za wygodne i istotnie takim nie jest. Jest zwyczajne; wyświetla się wiele pól, które trzeba wypełnić. Brakuje też wsparcia dla lokalnych URL, więc nici z „podłączenia” iPlan do Launch Center Pro. Trudno.

Próbuję więc z widokiem tygodniowym. Wbrew nazwie, iPlan nie jest w stanie pokazać całego tygodnia – tydzień ma 168 godzin, a iPlan na ekranie iPhone'a w trybie Weekly wyświetla jednocześnie 31,5 godziny (trzy dni po 10,5 godziny każdy). Po aktualizacji do wersji 1.1 dodano tryb poziomy (którego wcześniej nie było), co sprawiło, że zostałem zmuszony usunąć cały akapit narzekań z poniższego tekstu. Nadal ponarzekać mogę jednak na fakt, że zmiana orientacji trwa dużo za długo – na iPhone'ie 4 są to ok. 2 sekundy (!). Nawet wtedy pozostaje dużo przewijania i nie ma możliwości, żeby „rzucić okiem” i wiedzieć, kiedy ma się wolną godzinę czy dwie (a właśnie za to tak bardzo cenię iPlan dla iPada).

W wersji 1.1 dodano także możliwość zmiany szerokości kolumny pojedynczego dnia w widoku tygodniowym – takie coś przeczytałem w opisie zmian. Pobrałem więc aplikację, żeby przekonać się, czy po ich zwężeniu, uda mi się zmieścić cały tydzień. Niestety, tryby są trzy (konia z rzędem temu, który po nazwach tych trybów będzie w stanie rozszyfrować, który z nich jest najwęższy, a który najszerszy): Compact, Cozy i Comfortable. Okazało się jednak, że domyślny w poprzedniej wersji (Comfortable) jest najwęższym z nich, a dwa pozostałe są …szersze. Mieszczą więc jeszcze mniej informacji:

Przypominam, że wszystkie powyższe, to widok tygodniowy. Wracając jeszcze na moment do widoku poziomego; jest jeszcze jedna rzecz, która mnie w nim drażniła. iPlan działa w nim w taki sposób, że zawsze wyświetla cały tydzień – od poniedziałku do niedzieli – i nie ma możliwości takiego przesunięcia widoku, żeby jednorazowo pokazać 7 dni, np. od środy do wtorku.

Jeśli używasz Google Calendar, to do listy minusów możesz dodać jeszcze jedną rzecz – iPlan nieustannie synchronizuje się z Google. Nie byłoby w tym może nic złego, gdyby nie fakt, że na czas synchronizacji aplikacja jest nieużywalna – przyciski stają się wyszarzone.

Nie uważam jednak, żeby iPlan dla iPhone'a był aplikacją na wskroś złą czy słabą (przenoszenie wydarzeń wciąż uważam za najlepsze z dotychczasowych rozwiązań). Po prostu zupełnie nie spełnia on moich oczekiwań.

Zostaję więc przy Fantastical, którego używam głównie za pośrednictwem Launch Center Pro i poleconym przez @macmoc_pl niezbyt pięknym, choć bardzo funkcjonalnym Week Cal.

OmniFocus Mail Drop

Opisywałem już sposób, w jaki maile, zawierające zadania lub informacje o nich, trafiają u mnie do OmniFocus. Twórcy tej aplikacji testują jednak prostsze rozwiązanie – Mail Drop, którego wersja beta została upubliczniona kilka dni temu. Polega ono na tym, że wybrany mail przesyła się pod własny, unikalny adres, by po kilku chwilach znalazł się on w OmniFocus.

Działa to tak, jak jest opisywane – tytuł wiadomości staje się nazwą zadania, a jej treść – notatką. Załączniki także zostają przetransferowane do pola notatek.

Rozwiązanie z pewnością jest ciekawe i zostanie przyjęte „z otwartymi ramionami” przez wielu użytkowników OmniFocus, zwłaszcza tych, którzy w dużej mierze opierają się na wersjach dla iOS. Ja, po kilku dniach używania, zostanę jednak przy własnym, mimo że do działania wymaga włączonego Maka, pełniącego rolę serwera, z jednego, bardzo prostego powodu. U mnie bowiem, po oflagowaniu wiadomości i automatycznemu skopiowaniu jej do OmniFocus, mogę tę wiadomość zarchwizować (Inbox Zero), gdyż w notatkach do zadania, poza treścią wiadomości, pojawi się link do niej, po kliknięciu którego, otworzy mi się oflagowany wcześniej mail, bez względu na to, gdzie się znajduje. Mail Drop (z oczywistych powodów) pozbawiony jest tej możliwości, co nieco komplikuje i spowalnia mój „workflow”. Jeśli jednak korzystasz z OmniFocus tylko w iPhone'ie i/lub iPadzie – Mail Drop jest dla Ciebie.

Kickoff 2

Jeśli kiedyś przyjdzie mi pracować w grupie, na pewno skorzystam wówczas z aplikacji Kickoff:

link do wideo

Beta drugiej wersji jest dostępna do pobrania ze strony producenta.

Transporter

Transporter, mimo dziwnej nazwy i jeszcze dziwniejszego wyglądu, jest najciekawszym urządzeniem, na jakie ostatnio natrafiłem. Łączy w sobie zalety usług takich jak Dropbox i CrashPlan i doskonale wpasowuje się w mój system tworzenia kopii zapasowych. W dużym uproszczeniu, Transporter jest czymś w rodzaju globalnego Time Capsule, z wymiennym, 2,5-calowym dyskiem wewnątrz obudowy. Wystarczy podłączyć go do zasilania i podpiąć przewód sieciowy, żeby wysłał swoje zasoby innym Transporterom, bez względu na to, gdzie się znajdują:

Ogromnie podoba mi się ta idea, tym bardziej, że niesie ze sobą dodatkową korzyść, będącą wygodnym sposobem na dzielenie się danymi z innymi osobami.

Jestem też zaskoczony tym, jak zaawansowany jest poziom prac nad tym produktem – choć kampania w serwisie Kickstarter wystartowała dopiero tydzień temu, gotowe urządzenia od dwóch miesięcy są już testowane przez betatesterów. Powstały już nawet pierwsze filmy, prezentujące działanie i możliwości urządzenia:

Bardzo liczę na powodzenie tej kampanii, bo wiem, że prędzej czy później zamówię Transportera. Albo trzy.

Field Notes The Expedition Edition

Przez lata używałem notatników i kalendarzy Moleskine. W ubiegłym roku po raz pierwszy zrezygnowałem z kalendarza, na rzecz zwykłego notatnika, który świetnie się sprawdził. Postanowiłem dać więc szansę bardzo popularnym w Stanach Zjednocznych notatnikom Field Notes (zamówiłem pierwszy zestaw), zwłaszcza, że zaprezentowana kilka dni temu tegoroczna edycja The Expedition jest zjawiskowa:

Nie tylko w zakresie wyglądu, ale i możliwości:

Testów jest więcej.

Przeczytałem i polecam

Mark Boulton jest jednym z moich guru w zakresie projektowania graficznego, zwłaszcza tego przeznaczonego do oglądania na ekranie. Opublikował on ostatnio fragment swojej niewydanej jeszcze książki „A Practical Guide to Designing Grid Systems for the Web”, który jest jednocześnie jednym z najciekawszych tekstów, na jakie ostatnio natrafiłem. Powinien go przeczytać każdy, kto zajmuje lub chce zajmować się projektowaniem stron internetowych, zwłaszcza jeśli obce jest mu pojęcie siatki i nie wie kim był Tschichold:

Ben Brooks dokonał bardzo ciekawego porównania kilku popularnych stron, pod kątem czytelności. Doskonale rozumiem jego argumentację, zwłaszcza, że projektując strony (m.in. tę, którą właśnie czytasz) zawsze dokonuję tego samego „testu” – czytam na takiej stronie jeden z bardzo długich tekstów, co pozwala natrafić na wszystkie elementy, które mogą irytować potencjalnego czytelnika. Nieskromnie zaryzykuję także stwierdzenie, że prawdopodobnie nie miałbym się czego obawiać, gdyby i ta strona, z bliżej nieokreślonych przyczyn, miała pojawić się w jego zestawieniu. Dodam także, że kolejna wersja, która powstaje na razie lokalnie, będzie w tej materii jeszcze lepsza. Znacznie.

Ciekawy artykuł, mówiący o tym, że piractwa nie można usprawiedliwić w żaden sposób i w prostych słowach tłumaczący, dlaczego tak jest:

Wade z zespołu Panic, postanowił przyjrzeć się bliżej algorytmowi odpowiedzialnemu za generowanie kolorów tła i tekstu w nowym widoku okładki w iTunes 11 i stworzyć jego kopię:

Jason Snell dzieli się swoim zaskoczeniem związanym z używaniem iPada do pisania. Nie dziwią mnie jego wnioski, bo choć pisząc, przeważnie używam zewnętrznej klawiatury, to gdy ją odkładam, zauważam to samo:

Loren Brichter, twórca Tweetie i Letterpress udzielił krótkiego wywiadu, w którym zdradza m.in. swoją nadzieję, że dzięki ostatnim zmianom w Apple, sprzęt i oprogramowanie będą ze sobą bardziej spójne, co wcale nie oznacza, że to drugie będzie pozbawione skeumorfizmu. Warto przeczytać chociażby dla metafory, której używa, mówiąc o tym, kiedy wie, że dany projekt ma szansę powodzenia.

Krótki, lecz celny komentarz, dotyczący głośnej ostatnio sprawy związanej z błędem w mapach Apple na terenie Australii:

☞ Technology is imperfect and people are idiots

REKLAMA

Nie znałem wcześniej pojęcia roku jubileuszowego, ale jego interpretacja, poczyniona i wcielona w życie przez Franka Chimero, bardzo mi się podoba:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA