Paradoksy związane z ebookami w Polsce i na świecie
Jestem olbrzymim zwolennikiem zarówno ebooków, jak i epapieru per se. Po pół roku posiadania Kindle potwierdzam opinie, które i mnie nakłoniły do zakupu: czytam więcej, częściej i chętniej wydaję pieniądze na kolejne pozycje. Niestety są rzeczy, które mnie po prostu strasznie irytują. Jak można się domyśleć, sprawa rozbija się o dostępność i ceny.
Kupując klasyczną książkę płacę zarówno za treść, jak i za nośnik. Wydawca dba o skład, druk, dystrybucję. Koszt dotarcia klasycznej książki z wyobraźni pisarza wprost na moją półkę jest znacznie większy, niż w przypadku jego elektronicznej kopii. Dość powiedzieć, że w przypadku ebooka, gdzie płacę głównie za treść, koszt maleje wraz z każdym sprzedanym egzemplarzem; za nośnik wszak płacę raz: kupując czytnik.
Przy tym wiem i pamiętam, że ebooki w Polsce traktowane są jako usługa a nie produkt przez co obarczone są znacznie większym podatkiem. Rozumiem też, że je też trzeba tak samo reklamować; mam na uwadze, że serwery, z których je pobieram, też pobierają kosztowny prąd, a pracownikowi który odpisuje mi na maile trzeba zapłacić. Ale i tak jak patrzę na ceny (poza atrakcyjnymi promocjami), to jestem po prostu zniesmaczony. I co najśmieszniejsze: nie tylko w Polsce.
Amazon, you're doing it wrong
Jeszcze w czasach szkoły średniej zacząłem czytać książki z mojej ulubionej serii, czyli Star Wars, w oryginale. Lubię sobie powtarzać, że chciałem podszkolić język, ale tak naprawdę chodziło o głód nowych pozycji. Polski Amber, mimo że robi niesamowite rzeczy w kwestii gwiezdnowojennej literatury, nie nadążął dla mnie z tłumaczeniami. W przypadku książek tej serii, ze względu na brak specjalistycznego słownictwa, język nie był dla mnie barierą.
W efekcie ściągałem książki zza granicy. Najpierw źródłem książek był dla mnie Empik, potem niezależni sprzedawcy z Allegro (bo taniej i szybciej). W końcu zacząłem zamawiać je samodzielnie bezpośrednio z Amazonu, by wreszcie po zapełnieniu nimi całego pokoju przeskoczyć na ebooki. Jednak za każdym razem, zamiast w pełni się cieszyć, przy klikaniu przycisku zakupu mam mieszane uczucia. A czemu? Ta sama książka w Amazon.com kosztuje w wersji elektronicznej na Kindle średnio o dolara... więcej niż śliczne wydanie w twardej oprawie i obwolucie, które pięknie wygląda na półce.
A przecież ebook powinien być tańszy, i to nie tylko od twardej oprawy, ale też od znacznie tańszej wersji paperback! W końcu za nośnik, jakim jest przecież sam e-czytnik, Amazonowi już raz zapłaciłem. W rezultacie nie dość, że płacę niemało za Kinde’a, to jeszcze za epapierowe książki płacę więcej niż płaciłem za dostęp do treści do tej pory. A przecież te ebooki mają swoje minusy: nie mogę ich pożyczyć znajomemu, nie mogę ich nawet sprzedać, aby wycofać część funduszy na poczet zakupu nowych pozycji. Coś tutaj ewidentnie poszło nie tak.
Z Audiobookami też nie jest różowo
Oprócz ebooków, bardzo lubię słuchać książek w wersji audio. Najchętniej słucham ich podczas prac porządkowych na ogródku, w łózku przed snem lub podczas jazdy na rowerze. Podobają mi się zwłaszcza te ze wspomnianej wcześniej serii Star Wars, do produkcji których zatrudniani są świetni aktorzy, którzy perfekcyjnie modulują głos grając dialogi. Dodatkowo treść okraszona jest oryginalną muzyką i efektami dźwiękowymi prosto z filmu, gdzie głosy robotów i kosmitów przepuszczane są przez syntezatory mowy. To znacznie lepsze, niźli audiobook czytany po prostu przez lektora.
Chociaż audiobooki z tej serii nie należą bynajmniej do tanich, niezmiernie ucieszyła mnie informacja, że powiązany z Amazonem dystrybutor książek audio Audible wprowadził usługę Whispersync for Voice. Jest to nic innego, jak synchronizacja ostatnio czytanej “strony” między czytnikiem Kindle, a aplikacją Audible dla smartfonów. Na coś takiego przecież czekałem! Spotkało mnie jednak olbrzymie rozczarowanie. Po kupnie audiobooka Audible linkuje prosto do strony z ebookiem w Amazonie, który powinien kosztować 13 dolarów. Niestety, nie mogę go kupić z polskiego konta ze względu na blokadę regionalną. Najśmieszniejsze jednak jest to, że mogę tego samego ebooka kupić za 21 dolarów... ale już bez możliwości skorzystania z Whispersync for Voice. Czyli płacąc więcej i tak dostaję mniej. Śmiech na sali.
Dostępność i ceny ebooków w Polsce nie zachwycają
Duże nadzieje wiązałem z Allegro, które wzięło się w końcu za własną dystrybucję ebooków. Myślałem naiwnie, że tak duża marka zadba o jak najlepszą dostępność eksiążek w swoim własnym sklepie. Niestety, mimo że nowa książka J.K. Rowling (to ta pani od Harry’ego Pottera) jest na banerach Allegro, które co chwila widzę w sieci, to w wersji elektornicznej w Polsce sprzedaje ją tylko jeden Woblink.
Marzy mi się nadal taka jedna księgarnia z pełnym asortymentem. Teraz szukając konkretnego tytułu muszę przeglądać ofertę co najmniej kilku różnych esklepów. Całe szczęście Świat Czytników udostępnia swoją wyszukiwarkę, ale i tak to rozwiązanie wymaga posiadania kont we wszystkich sklepach. I nie chodzi nawet o sporą rozbieżność cen w zależności od konkretnej pozycji, tylko własnie o dostępność.
Kwestia samych cen jest zresztą też drażliwa. W Polsce też bardzo często spotkam się z ebookiem droższym lub z ceną taką samą, jak papierowy odpowiednik. Co prawda bardzo często zdarzają się promocje, w których ceny wybranych pozycji są znacznie obniżane. Skutkuje to chwilowym olbrzymim boomem sprzedażowym, ale ja naprawdę wolałbym czytać na swoim Kindle to na co mam ochotę, a nie to co akurat promuje eksięgarnia.
Stephen King i urwana w połowie Mroczna Wieża
Moim koronnym przykładem na to, że rynek ebooków w Polsce leży, jest seria Mroczna Wieża autorstwa Stephena Kinga. Jest to już ośmiotomowa seria, będąca opus magnum tegoż autora. Horrory Kinga to nie literatura dla każdego, ale nie sposób zaprzeczyć, że jest on jednym z najbardziej poczytnych współcześnie żyjących autorów. Można by się spodziewać, że nie będzie problemów z dostępnością jego książek, a z pewnością jego największego dzieła. Nic bardziej mylnego.
Po pierwsze, wedle najpopularniejszych polskich wirtualnych księgarni dzieło życia Kinga składa się nie z ośmiu, a z czterech tomów. Co więcej, na billboardzie reklamującym najnowszy tom serii o tytule Wiatr przez dziurkę od klucza nie dopatrzyłem się nawet kodu QR, który umożliwiłby szybki zakup i pobranie pozycji. Po wpisaniu nazwy książki z hasłem ebook w Google, zrozumiałem dlaczego: w Polsce tą książkę można nabyć wyłącznie w wersji papierowej. W rezultacie swoje pieniądze zostawiłem w Amazonie i przeczytam ją na Kindle po angielsku. Ale ponieważ wcześniejsze siedem tomów czytałem po polsku, nie jestem z tego w pełni zadowolony.
Podsumowanie
Mimo wszystko nadal jestem, i podejrzewam że będę, zwolennikiem ebooków. Okazuje się bowiem, że z Kindle czytam nie tylko w podróży, tak jak było w początkowym założeniu. Sprawdza się on idealnie nawet przed snem we własnym łóżku, bo jest po prostu dużo wygodniejszy do czytania beletrystyki. Jestem tak zafascynowany treścią, że nie zwracam nawet uwagi na formę; w papierze nadal jestem zakochany, ale swoją na półkę wolę postawić w fizycznej formie ładnie wydany album z ilustracjami, bądź inną edycję kolekcjonerską.
Te zwykłe, szybko pochłaniane książki zdecydowanie wolę czytać w formie elektronicznej. Szkoda tylko, że wielu czytelników może szybko zrazić się do takiej formy obcowania z literaturą. Brak dostępności wielu istotnych tytułów i wysokie ceny skutecznie zniechęcają entuzjastów epapieru, a co dopiero osoby, które są od początku nieufne i negatywnie nastawione wobec tej technologii.
Do napisania tego wpisu zainspirował mnie Wojtek z Makowego ABC, który podobnie jak ja, zwraca uwagę na absurdy związane z elektronicznymi książkami.