Mars One - najbardziej niezwykłe reality show w historii przemysłu rozrywkowego
Misja Curiosity pokazała, jak ważny jest we współczesnym świecie marketing i PR. Dzięki niesamowicie zręcznej promocji o NASA, rozwoju naukowym i podboju kosmosu znowu się rozmawia. I to nie tylko w eksperckim gronie. Prywatne firmy wiedzą o tym od dawna. Dziś opowiem wam o projekcie Mars One, który właściwie w całości opiera się na reklamie.
Darmowe transmisje z lądowania Curiosity czy premiera singla will.i.am, jaka odbyła się na Marsie, to bezapelacyjnie sprytne działania marketingowe i jestem pod dużym wrażeniem, jeżeli chodzi o „odmłodzenie” wizerunkowe NASA. Z amerykańską agencją publiczną jest jednak pewien problem. Tak jak większość instytucji tego typu, jest właściwie całkowicie uzależniona od pieniędzy podatnika. Nawet największe, najpiękniejsze i najprawdziwsze hasła związane z odkrywaniem nowych światów, rozwojem nauki i badaniom, które za kilka dekad wpłyną na losy ludzkości zderzają się z brutalna rzeczywistością krajowego budżetu: przekazanie dolara na podbój kosmosu to zabranie go szpitalom, policji i innym służbom państwowym.
Pewna holenderska firma ma jednak w nosie publiczne pieniądze. Chce wysłać misję załogową na Marsa już w 2023 roku i ma pewien szalony plan. Gdyby nie zainteresowanie inwestorów, stwierdziłbym, że kieruje nią idiotą. Najwyraźniej, na idiotę wychodzę sam, bowiem Bas Lansdorp, przedsiębiorca odpowiedzialny za całe zamieszanie, właśnie się pochwalił, że już uzyskał część niezbędnych funduszy do przeprowadzenia operacji Mars One.
Dlaczego Mars One otrzymuje pieniądze? Czemu inwestorzy są chętni? Gdzie widzą zysk? W badaniach naukowych? E, bzdura. W tych ciężkich czasach mało jest „idealistycznych” firm lub tych stawiających na tak długoterminowe korzyści. Liczy się zwrot pieniędzy. W jaki sposób Mars One chce zarobić? Tak samo, jak zarobił Big Brother.
Mars One ma być bowiem programem typu reality TV. Załodze ekspedycji będą towarzyszyły wszędobylskie kamery. Każdy ich krok, od eksperymentów w laboratorium, przez chwile słabości, tęsknotę za domem, romanse, łóżkowe ekscesy, wszystko będzie transmitowane na Ziemię i emitowane. Jak sądzę, z pewną dozą cenzury, tak jak miało to miejsce w przypadku Big Brothera.
Mars One będzie tym, co zarabia najwięcej. Wchodzeniem z obiektywem w prywatność wszystkich zaangażowanych. Łamaniem tabu. Telenowelą. A ile można czytać plotki na temat celebrytów? Czym jest wystąpienie Rihanny bez stanika na scenie w porównaniu z pierwszym seksem na Marsie? Albo pierwszym załamaniem nerwowym uczestnika wyprawy? A może jakaś śmierć? O, to podniesie oglądalność!
Obrzydliwe, prawda? Ale i genialne. Chcemy tego, czy nie, ale to się sprzedaje. Nikt nikogo nie zmusi do wylotu. Polecą tam osoby, które nie mają nic do stracenia, które oddadzą wszystko za możliwość zbadania Czerwonej Planety i zapisaniu się w historii nauki. W tym życie… bowiem misja powrotna nie jest przewidziana. Habitat będzie ostatecznym domem kolonistów.
Według założonego planu, lądowanie na Mars One pierwszych czterech mieszkańców jest przewidziane na 2023 rok. Kolejni mają się pojawić za dwa lata, kiedy to pozycja planet znów będzie korzystna. Do tego czasu, począwszy od 2016 roku, ruszyć maja pierwsze misje bezzałogowe, które dostarczą części składowe habitatu, niezbędne maszyny oraz roboty, które poskładają wszystko w całość.
Na liście sponsorów, którzy oficjalnie przekazali pieniądze na to przedsięwzięcie, znajdziemy poważne firmy z branży rozrywkowej. Należą do nich Byte Internet (holenderski dostawca usług internetowych), VBC Notarissen (holenderska firma prawnicza), MeetIn (holenderska firma consultingowa, New-Energy.tv (holenderska stacja telewizyjna promująca odnawialną energię) i Dejan SEO (australijska firma zajmującą się optymalizacją witryn pod wyszukiwarki internetowe). Nie są to, rzecz jasna, firmy takie, jak Microsoft, IBM czy Coca-Cola, ale skoro płacą…
Budżet całego przedsięwzięcia to sześć miliardów dolarów. Ochotnicy już są. Część pieniędzy już jest. Firmy zajmujące się opracowywaniem sprzętu są gotowe do współpracy. Czy się zwróci? Przeskanujcie wzrokiem raz jeszcze akapit, w którym wspominam, co być może będzie transmitowane. Przypomnijcie sobie jak drogi był czas antenowy Big Brothera. Myślę, że się zwróci. Myślę, że zarobi. I to zarobi tyle, by móc rozwijać projekt. Gawiedź szybko się nudzi. Trzeba będzie jej zapewnić nowe atrakcje. Trzeba będzie inwestować w rozwój kolonii. Z czasem, może wycieczki na Marsa? A może badania naukowe okażą się na tyle produktywne, że będzie też można i je sprzedać?
To dobra i zła wiadomość. Dobra, bo człowiek w końcu stanie na powierzchni zupełnie nowego świata. Zła, że możliwe to jest tylko z uwagi na naszą popieprzoną kulturę i hołdowanie najniższym instynktom.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.