Ekspansja smartfonów zagrożeniem dla... operatorów komórkowych?
Brytyjski oddział T-Mobile planuje bardzo ciekawy eksperyment. Zapowiedział taryfę, w której za pojedynczą opłatę abonamentową nie mamy żadnych limitów. To nie tylko marketingowy sprawdzian, ale i techniczny. Czy infrastruktura operatora wytrzyma?
Coraz więcej osób staje się radosnymi posiadaczami smartfonów, często nieświadomie, z uwagi na to, że „mobilni asystenci” są już dostępni za złotówkę, wraz z atrakcyjnymi umowami patentowymi. „Problemem” są jednak ci bardziej świadomi. Abonenci, którzy wiedzą, jak wygodna jest synchronizacja kalendarza, maili czy notatek w czasie rzeczywistym. Abonenci, którzy rezygnują z SMS-ów na rzecz komunikatorów internetowych. Abonenci, którzy o swoich znajomych czerpią informacje z Facebooka. Abonenci, którzy się spodziewają, że wszystko będzie działać. Szybko. I zawsze. Oczywiście, tanio. T-Mobile chce spełnić te marzenia. Zmierzy się jednak z problemem, z którym przestaje sobie radzić jego młodszy i mniejszy „kolega po fachu”.
Plany abonamentowe „The Full Monty” mają zapewnić brytyjskim abonentom brak jakichkolwiek limitów. Jedyne różnice między poszczególnymi ofertami to tańsze i droższe smartfony, a także nieznaczne limity przy najtańszej umowie. Czyli możemy wysłać pierdyliard SMS-ów, wydzwonić bimbalion minut, pobrać sto filmów w HD przez torrenty i nie zapłacimy ani pensa więcej.
Skąd ten śmiały ruch? Coraz więcej osób jest przyzwyczajonych, że płaci jedną, ryczałtową opłatę za dostęp do „komunikacji”. Płacimy ileś tam dolarów/funtów/złotówek za dostęp do łącza, a ewentualne dalsze opłaty uiszczamy już za konkretne usługi. To standard, również w Polsce, za wyłączeniem telefonii komórkowych. W niej wciąż mamy pakiety danych, wciąż musimy się zastanawiać, czy serio nam zależy na obejrzeniu jakiejś listy odtwarzania na YouTube, bo w każdej chwili możemy przekroczyć limit danych. W brytyjskim T-Mobile mamy zapomnieć o tym „stresie”.
Jest tylko jeden problem, i wcale nie chodzi tu o mniejszy zysk od abonentów. Ci po prostu domagają się tego typu rozwiązania. Problem leży w infrastrukturze telekomunikacyjnej i specyfiki działania smartfonów, które non stop wysyłają i odbierają dane. O tym problemie przekonał się wirtualny operator giffgaff, który jest częścią telefonii O2.
T-Mobile nie jest bowiem pierwszy ze swoją ofertą. Sieć giffgaff oferuje nielimitowany pakiet danych już od dawien dawna, czyli od końca 2009 roku. I wygląda na to, że zaczyna tej decyzji żałować. Jej CEO, Mike Fairman, w wywiadzie udzielonym dla TechRadar wyraźnie daje to do zrozumienia. Jak twierdzi, jego firma zdecydowała się na ten krok w czasach, kiedy telefony komórkowe nie generowały tyle ruchu, co teraz.
Szczególnie „groźni” są świadomi użytkownicy smartfonów. Szef giffgaff stwierdził, że jeden procent jego klientów wykorzystuje 40 procent możliwości sieci komórkowej O2, na nadajnikach której funkcjonuje giffgaff. Nie chodzi więc nawet o zmniejszenie zysków od klientów, a problem z utrzymaniem infrastruktury.
T-Mobile jest większy od giffgaff, ale jego infrastruktura na terenie Wielkiej Brytanii już nie jest o tak wiele większa niż ta od O2. Czy przetrwa masowe oglądanie YouTube’a? Wynik tego eksperymentu jest bardzo ważny. Jeśli tak, to pewnie za rok, dwa podobna oferta trafi do Polski. Jeśli nie, to nie tylko będzie jak dawniej, ale i pewnie gorzej: bo skoro sieci komórkowe nie są w stanie wytrzymać tej ilości połączeń, to co dalej?
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.