Przyszłość ultrabooków rysuje się coraz piękniej
Pierwsza partia ultrabooków, którą w dużej mierze można określić jako „próbną” trafiła na rynek. Lenovo, Asus, Acer, Toshiba, HP oraz inni najwięksi producenci zaprezentowali już swoje debiutanckie urządzenia, tworzone przy dość rygorystycznych wytycznych ze strony Intela, który przewodzi temu projektowi, chcąc znów przywrócić blask laptopom, które klienci powinni kupić nie tylko dlatego, że muszą, ale też dlatego, że chcą – bo są ładne, szybkie, lekkie, efektowne, pracują długo na pojedynczym ładowaniu i posiadają wszystkie najnowsze technologie.
Zanim jednak na dobre zdołaliśmy oswoić się z pierwszą falą utrabooków, Intel, podczas trwających w Las Vegas targów CES, zaprezentował już kolejne, mniej i bardziej standardowe pomysły na rozwój tej linii urządzeń i po tych prezentacjach (oraz zapowiedziach kolejnych producentów) nie można mieć raczej wątpliwości co do tego, że to właśnie „ultrabook” będzie nowym standardem wśród laptopów – nie netbook, Chromebook, „zwykły” laptop czy tablet, a właśnie ultrabook.
W kolejnych edycjach dopracowywane będzie przede wszystkim to, co jest obecnie główną bronią tego typu urządzeń – zaczynając od wymiarów, a kończąc na prędkości wybudzania z trybu uśpienia. Dotychczasowe „około 20 mm” coraz wyraźniej zbliża się do „około 15 mm”, czego najlepszym przykładem jest Acer, prezentujący Aspire S5, mierzący w najgrubszym miejscu właśnie zaledwie 15 mm, przy przekątnej ekranu 13,3”. Na dziś jest to wynik, który pozwala producentowi z dumą określać się jako twórcę najcieńszego ultrabooka na świecie, ale jest tylko kwestią czasu, zanim w jego ślady pójdą kolejni producenci. A wtedy nie ma już możliwości, aby właśnie takie wymiary (przy jednoczesnym solidnym wykonaniu) nie stały się obowiązującym standardem w świecie laptopów.
Nowe ultrabooki na platformie Ivy Bridge zaoferują nam także po raz kolejny wyśrubowany niemal do granic możliwości czas wybudzania urządzenia z trybu uśpienia, który wynosić ma około 1 sekundy. Oczywiście można by popracować dodatkowo nad czasem pełnego uruchamiania urządzenia (który i tak wynosi teraz mniej niż pół minut w przypadku urządzeń z dyskami SSD), ale kto wyłącza całkowicie komputer, który jest w stanie wytrzymać w takim trybie co najmniej kilka dni? W takim przypadku prędkość startu systemu „od zera” staje się sprawą co najmniej drugorzędną.
Nie potwierdziły się też (na szczęście) obawy dotyczące tego, że producenci ultrabooków „utkną” w jednej wielkości przekątnej ekranu – 13,3” i na komputery mogące z powodzeniem zastąpić przynajmniej część naszych laptopów biurkowych nie będziemy musieli czekać kilka lat. Już teraz Lenovo czy Acer zaprezentowały ultrabooki o przekątnych 14” (T430u) czy nawet 15” (seria Timeline), przy zachowaniu niewielkiej grubości (około 20 mm), niewielkiej masy i doskonałego czasu pracy na baterii (około 8h). Ultrabook nie musi już być więc idealnym sprzętem wyłącznie dla tych, którzy większość czasu spędzają „w drodze” – niedługo stanie się też idealnym rozwiązaniem także dla tych, którzy chcą mieć po prostu laptopa z najnowszymi podzespołami, w cienkiej, eleganckiej i efektownej jednocześnie obudowie.
Jedną z największych dotychczasowych wad laptopów tworzonych zgodnie z wizją Intela była ich cena – praktycznie jedynie Acer S3 mój pochwalić się zbliżeniem się wyraźnie do granicy 3000-3500zł, zamiast wyraźnie przekraczać 4000zł i więcej. Tym razem większość nowych ultrabooków zamyka się nawet nie tyle w 1000$, co wyraźnie niżej. Podstawowe konfiguracje ultrabooków z serii ThinkPad kosztować mają zaledwie nieco ponad 800$ (cena zbliżona do obecnych modeli z serii T), a modele z serii U zaczynać się mają już od 699$. 14-calowy Satellite od Toshiby ma nie dotrzeć nawet i do tej granicy (799$). Nawet już teraz widać wzmożone wysiłki producentów PC, mające w krótkim czasie sprawić, aby właśnie te komputery trafiły do jak największej rzeszy osób, nie tylko tych, które są gotowe w każdej chwili wydać 1000$ i więcej na laptopa. Potwierdza to chociażby ruch Lenovo, który oprócz standardowego U300 oraz U300s zaprezentował model U300e, oferujący m.in. już nie wyłącznie dysk SSD, ale połączenie HDD (dla danych i systemu) oraz niewielkiego SSD (dla szybkiego wybudzania, przy zachowaniu identycznego wyglądu. Efekt? Atrakcyjny, cienki i lekki laptop w aluminiowej obudowie może być nasz za niecałe 800$, zamiast za prawie 1300$. I choć oczywiście wiąże się to z nieco słabszymi parametrami, ultrabook to po prostu nowy laptop – są i takie dla bardziej wymagających i takie dla wymagających o wiele mniej.
Cieszyć może również zapowiedź o wiele wyższej wydajności w grach (bo w codziennym użytkowaniu i tak jest już bardzo dobrze), na co szczególną uwagę zwracają redakcje z praktycznie całego świata. Kolejne prezentacje Intela tylko potwierdzają, że nawet przy średnich (teoretycznie) konfiguracjach sprzętowych, ultrabook może stać się już nie tylko ultramobilną maszyną do pisania i przeglądania internetu oraz ogólnie pojętej pracy, ale także rozrywki na najwyższym światowym poziomie (o ile ktoś lubi grać na 13-15”). Do tego chociażby Lenovo zapowiedziało, że ultrabooki z serii T otrzymają (oczywiście nie w najtańszej wersji) dwie karty graficzne – zintegrowaną oraz niezależną, umożliwiające osiągnięcie o wiele lepszych efektów przede wszystkim w grach i zaawansowanych programach graficznych.
Oczywiście nie mogło zabraknąć rozwiązań nieco bardziej przyszłościowych. Dotykowe ekrany, NFC, obsługa głosem (bardzo poważna umowa z Nuance) czy nawet prototypy tak odważne, że trudno spodziewać się, aby faktycznie trafiły w najbliższym czasie na rynek lub nawet jeśli się pojawią, że znajdą duże grono fanów (patrz: Nikiski). Wszystko to jednak sprawia, że komputery (i to te z Windowsem i nawet Windowsem 7!) znów wydają się być naprawdę interesujące i z zapartym tchem śledzi się kolejne doniesienia na ich temat.
Oprócz ceny, wydajności, prędkości uruchamiania, wymiarów, ceny czy wielkości ekranów, cieszy jeszcze jedno – mało który z do tej pory zaprezentowanych ultrabooków przypomina dosłowną kopię Macbooka Air, co nad wyraz często zdarzało się w przypadku pierwszego rzutu tych komputerów. W niektórych przypadkach wystarczyło wręcz zasłonić logo na obudowie, aby co poniektórzy mieli poważne problemy z rozpoznaniem kto właściwie jest producentem tego ultrabooka. Najwyraźniej jednak ktoś w porę dostrzegł ten problem, w związku z czym Acer jest teraz Acerem, IdeaPad IdeaPadem, Toshiba Toshibą a ThinkPad ThinkPadem.
I o to właśnie chodzi – w zaskakująco krótkim czasie producenci zauważyli, że trzeba przynajmniej spróbować dać coś od siebie, bo w przeciwnym przypadku bardzo szybko zginą w zaledwie „Air-killerów”, a jak doskonale wiemy z historii iPhone’a – to się praktycznie nigdy nie udaje.
Przy tym wszystkim trzeba pamiętać, że ultrabooki są na rynku zaledwie od kilku miesięcy – to wszystko dopiero się zaczyna i dojrzewa w tempie szybszym niż cokolwiek (w technologii) w ostatnim czasie.