Fragmentacja Androida nie jest problemem. Jeszcze.
Można udawać, że problemu prawie nie ma, że jest marginalny, ledwie widoczny, że dla części użytkowników nie ma to znaczenia, że nie zależy to od nikogo i powinniśmy się cieszyć z tego co mamy, ale nie da się w pełni zaprzeczyć jednemu – problem fragmentacji Androida istniał, istnieje i będzie istniał. Najgorsze jest jednak to, że praktycznie żaden z producentów, ani nawet sam Google w ogóle się tym nie przejmuje, nawet pomimo okresowych „burz” wywoływanych przez media lub niezadowolonych klientów. Tak ma być i koniec.
Premiera Androida 4.0 i deklaracje dostawców telefonów w żaden sposób nie wróżą dobrze na przyszłość. Oczywiście, aktualizację otrzymają „wybrane telefony” i ich użytkownicy powinni być szczęśliwi. Problem jednak w tym, że w dalszym ciągu dokładnie nie wiadomo, które urządzenia otrzymają ten zaszczyt oraz kiedy właściwie będzie miało to miejsce. Ostatnie porozumienia pomiędzy Google a producentami zobowiązały tych drugich do aktualizowania sprzedawanych przez siebie smartfonów przez okres co najmniej 18 miesięcy (o ile pozwolą na to parametry sprzętowe), jednak nie określiło w jakim czasie aktualizacja ma zostać udostępniona.
Całą sytuację, na przykładzie ostatnich miesięcy i wybranych najważniejszych smartfonów oferowanych użytkownikom na terenie Stanów Zjednoczonych, najlepiej graficznie ujął serwis theunderstatement. Fragmentacja Androida porównana została oczywiście do fragmentacji jego największego konkurenta – iOS. I trzeba przyznać, że chyba nikt nie spodziewał się innych wyników – o ile w przypadku iPhone wykres jest niemal jednolity, a aktualizacje wprowadzane były w tym samym czasie, o tyle część wykresu opisującego Androida mieni się wszystkimi możliwymi kolorami.
Po raz kolejny potwierdza się również niesamowicie zawodny, żeby nie powiedzieć wręcz - w ogóle nie satysfakcjonujący sposób dystrybucji aktualizacji oprogramowania. Nakładki nakładkami, optymalizacja optymalizacją, ale z wyjątkiem wzorcowego (choć już i teraz tak „martwego”) Nexus One, wszystkie inne telefony z Androidem pod kątem aktualności oprogramowania prezentują się co najwyżej marnie. Okresy, które nawet najnowsze telefony z najwyższej półki muszą często przeczekać bez nowej wersji systemu operacyjnego są czasem dłuższe niż… faktyczny okres wsparcia dla niektórych urządzeń. W tej kategorii niechlubnie liderują tutaj zwłaszcza mniejsi dostawcy (np. LG), choć rozczarowują także i najwięksi gracze – od Motoroli po HTC.
W ten sposób, spośród 18 telefonów z Androidem wziętych pod uwagę w analizie, prawie połowa (7 z 18) nigdy(!) nie pracowała nawet pod kontrolą aktualnej w momencie ich premiery wersji OS. Inne, które trafiały na rynek z przestarzałą wersją oprogramowania i/lub były aktualizowane w trakcie swojego „życia”, w większości (12 z 18) otrzymywały nowy system na tyle późno, że w pełni aktualne były przez zaledwie kilka tygodni lub mniej.
Okres bezpośredniego wsparcia od producenta w kwestii aktualizacji również prezentuje się tragicznie – 11 z 18 urządzeń mogło liczyć na nowe wydania OS zaledwie przez rok, a 13 z nich utraciło jakąkolwiek szansę na „odświeżenie” jeszcze przez końcem oficjalnej dystrybucji. Przykłady można by prawdopodobnie mnożyć i dodawać kolejne modele do powyższej listy, a wynik prawdopodobnie nie uległby zmianie lub wręcz miałby ogromną szansę się pogorszyć.
Autor powyższego badania nie omieszkał dodać, że gdyby w tym momencie uwzględnił dodatkowo najnowszą wersję Androida – Ice Cream Sandwich, prawdopodobnie jedynie dwa urządzenia mogłaby otrzymać adnotację „aktualizacja prawdopodobna”, podczas gdy pozostałym szesnastu można z powodzeniem dodać kolejny kolorowy fragment wykresu, oznaczający brak wsparcia i kolejną wersję „do tyłu”.
W teorii więc kolejny raz przekonujemy się nawet nie o tym, że „Android jest zły” (bo przecież nie jest), ale o tym, że zły jest przede wszystkim sposób dystrybucji, wynikający z niemal całkowitego otwarcia i umożliwienia producentom niemal dowolnej jego modyfikacji. Z drugiej natomiast strony przełożenie się tych wyników na rzeczywistą popularność Androida jest obecnie praktycznie zerowe. Ludzie kupowali, kupują i kupować będą jeszcze najprawdopodobniej przez długi czas, a wszelkie wskaźniki dotyczące ilości sprzedawanych urządzeń z tym systemem nieustannie rosną.
Pytanie tylko jak długo utrzyma się taka sytuacja, kiedy użytkownikom nie zależy na aktualizacji lub nie są świadomi, że ich telefon może więcej – wystarczyłoby tylko pobrać kilkadziesiąt megabajtów od producenta, aby coś było szybciej, coś ładniej, a coś działało tak jak powinno działać od początku. Na razie nie wszyscy o tym wiedzą, ale czy tak samo będzie to wyglądać za kilka lat? Nawet jeśli nie będziemy pewni, co nowego tak naprawdę miałoby wnieść nowe wydanie systemu, nikt nie lubi być po prostu "olewany".
Być może jednak nie jest to wielka niedogodność dla pani Zosi czy znajdujących się „na drugim biegunie”, najbardziej zaawansowanych użytkowników, ale prawdopodobnie eskalacja tego problemu jest tylko kwestią czasu. Świadomość technologiczna bardzo powoli, ale stopniowo zdaje się rosnąć i w końcu (po programistach), ktoś powie „tak nie może być” i trzeba będzie szukać na szybko rozwiązania. Tylko, że wtedy może już zabraknąć czasu.