Google - monopolista, innowator, zły i dobry w jednym
Kongres Stanów Zjednoczonych prowadzi przesłuchanie w sprawie monopolu Google'a, wykorzystywaniu przewagi w promowaniu własnych usług i przez to zmniejszania konkurencyjności. Po raz kolejny sprawa etyki promowania własnych usług wewnątrz własnych usług wraca do centrum uwagi. Wbrew pozorom sprawa nie dotyczy jedynie wyszukiwarki - dotyczy efektu skali, rozbieżności między ukierunkowaniem na klienta, wspierania konkurencyjności oraz posiadania w portfolio wszelkiego rodzaju usług. Kto ma rację? Nikt. Albo wszyscy po trochę. Czy Google jest monopolistą? Wykorzystuje przewagę zdobytą kilka lat temu? Innowacje nie mają tu znaczenia? Czy klient jest najważniejszy?
Zarzutów przeciw Google'owi jest dużo. Senatorowie próbują wyjaśnić w jaki sposób Google promuje własne usługi w wyszukiwarce, pozyskuje treści, traktuje małe firmy, czy manipuluje kolejnością wyświetlania wyników wyszukiwania. Wątpliwości dotyczą zwłaszcza tego, czy pokrywając coraz większe zapotrzebowanie na różnorodne usługi, Google nie tworzy monopolu i nie daje konsumentom możliwość wyboru.
Jednak sprawa poszła dwoma zgoła odmiennymi torami. Jeden dotyczył konkretnych zarzutów, takich jak wykorzystywanie danych z Yepla w Google Places czy współpracę z Apple. Drugi natomiast był bardziej ogólny i rozbijał się o samą ideę bytu Google’a - Kongres nie rozumie Google’a i na odwrót. To tak jak obecnie w Polsce między dziennikarzami i blogerami. Obie strony się wypowiadają, próbują dyskutować, ale na dobrą sprawę nie mają szans na dogadanie się.
Tak naprawdę to ta idea jest najważniejsza. Zarzuty dotyczące konkretnych spraw i przypadków można rozsądzić na korzyść lub niekorzyść, możliwe że Google zawinił, ale gdy dochodzi do poruszenia idei, tego na czym opiera się cały Google, nie jest już tak łatwo.
Podczas gdy senatorowie zadawali mniej lub bardziej konkretne pytania o działanie algorytmu wyszukiwarki, sposób prezentowania treści i zależności wyników, przepytywany Schmidt podkreślał prawie cały czas, że celem Google jest jak najlepsze odpowiadanie na potrzeby i oczekiwania użytkowników. Podawanie linków przekierowujących na inne strony było dobre 10 czy 5 lat temu - dziś oczekuje się odpowiedzi podanej jak najszybciej, w jak najbardziej sprecyzowanej formie. Do tego potrzebne są narzędzia, a tych Google posiada coraz więcej od wyszukiwarki, map, Places, reklamy, Bloggera, Dokumenty, aż po wyszukiwarkę produktów, Androida i mnóstwo innych.
Nie można powiedzieć, że Google nie zapracował sobie na swoją pozycję. Innowacyjność wyszukiwarki a potem odważne wprowadzanie nowych usług (jak GMail) okazały się sukcesem. Po drodze uśmiercono wiele projektów, jednak tempo zmian narzucanych przez Google jest obecnie chyba nawet szybsze niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo wszystko z wieloma usługami udało się przebić, również dzięki ich bliskiej integracji. Czy to naprawdę takie dziwne, że Google stara się promować własne usługi, które tworzy odpowiedzi na potrzeby użytkowników? Zahamowanie rozwoju może oznaczać mniejsze przychody i utratę części rynku, a przecież dziś Google ułatwia życie użytkownikom. Z drugiej strony Google ma około 70% rynku wyszukiwarek. Posiadając bogate portfolio usług może faktycznie manipuluje wynikami, by były one pozycjonowane w najlepszych miejscach?Jeśli tak, to biorąc pod uwagę, że na przykład Yelp 75% ruchu ma właśnie z Google stwarza sytuację, w której zniknięcie z Google równe jest z całkowitemu zniknięciu.
Monopol? Przecież istnieje Bing. Co więcej Microsoft przybrał podobną strategię - tworzenie własnych serwisów, integrowanie z kontem LIVE, mapy itp.Tylko że Bing nie reaguje tak szybko jak Google, nie jest obecny w wielu krajach ze swoją ofertą, poza tym nie potrafi się dobrze zareklamować.
No i w końcu czy firma ma moralny obowiązek wspierać konkurencję bo jest największa na świecie? A rezygnować z zysków i dostarczania użytkownikom tego, czego chcą (czyli odpowiedzi), bo konkurencja jeszcze nie potrafi?
Analogicznych sytuacji i firm jest dużo.
Te dosyć fundamentalne kwestie próbują wyjaśnić kongresmeni jednocześnie poruszając sprawy nie pasujące do tematu, tak że finalnie nic nie wynika z całego przesłuchania. Obie strony mają po części rację. Kongres nic nie ustali, jest ładną pokazówką, a konkrety wyjdą dopiero po prowadzonym równolegle śledztwie. Jak na razie wygląda to trochę na komedię i talk-show w jednym.
Schmidt powiedział jednak kilka bardzo ciekawych rzeczy - że w czasach, gdy coraz więcej ruchu pochodzi z serwisów społecznościowych wyszukiwarki tracą rolę dostarczyciela informacji i stają się miejscem, w które przychodzi się po konkretną odpowiedź. Bardzo mocno podkreślał, że to właśnie klient jest najważniejszy i od lat Google wychodzi mu naprzeciw tworząc rozwiązania oszczędzające czas.
No i przy okazji zbijając fortunę na reklamach.