Podaj prawdziwe dane, albo idź gdzie indziej - Google dołącza do Facebooka
Google ostatnio dostarcza aż nadto tematów do pisania. Mocna ofensywa i odświeżanie po kolei praktycznie każdej usługi pokazują, że Google chce jeszcze mocniej ugruntować pozycję lidera i dosięgnąć nowych dla siebie obszarów. Jednak o ile opinie są dotychczas pozytywne, to niektóre działania budzą wątpliwości. Głośna sprawa blokowania i kasowania profili z nieprawdziwymi danymi na Google+ odbija się echem i wywołuje kolejną dyskusję nad anonimowością w internecie. Bo na razie wychodzi na to, że Google oprócz przejęcia dużej części rynku społecznościowego chce przy okazji urzeczywistnić wizję podpisywania się wszędzie imieniem i nazwiskiem. I to Google jest pierwszym graczem, któremu może to się udać.
Sprawa zrobiła się głośna, gdy profile kilku dosyć znacznych osobistości ze świata tech zostały zawieszone - między innymi Kirrily “Skud” Robert czy MuscleNerda ( akera i członka iPone Dev Team). Dodatkowo niektórym użytkonikom zablokowano nie tylko konta na Google+, ale również całkowicie konta Google uniemożliwiając dostęp do wszystkich usług. Co ciekawe konta zawieszano także przypadkowym osobom które podały prawdziwe nazwiska. Po bojach co znaczniejszym i wpływowym osobom udało się je odzyskać, pojawiło się także oświadczenie Bradleya Horowitza. Powiedział on, że Google+ tak jak systemy weryfikacji danych są wciąż w fazie rozwoju i Google dokonuje daleko idących ulepszeń. Wprowadzono opcję zmiany nazwiska po zablokowaniu profilu, tak by nie naruszał zasad.
Jednak to nie wszystko, bo okazuje się, że Google rozszerza politykę podawania prawdziwych danych na inne usługi - zakładając konto na GMailu można spodziewać się już wymogu wpisania prawdziwego nazwiska, inaczej konto może nie zostać aktywowane. Niektórzy użytkownicy YouTube’a donoszą, że podobne zasady zaczynają obowiązywać i ten serwis.
Całą sprawą zainteresował się Information Commissioner's Office, brytyjski odpowiednik GIODO. Nie ma na razie oficjalnego śledztwa w tej sprawie, ale komisarz obiecał przyjrzeć się czy regulamin Google i Google+ nie stoi w sprzeczności z ustawami o ochronie danych osobowych i prawem do rozporządzania własnymi danymi.
Sprawa jest o tyle ciekawa, że dotyczy przecież wewnętrznych serwisów Google’a, z których nie ma obowiązku korzystania i jeśli Google chce, to może rządać podawania prawdziwych nazwisk - “wolnoć Tomku w swoim domku”. Jednak jeśli chodzi o konieczność publikowania ich w profilach publicznych (które są wymagane by korzystać z G+, te niepubliczne zostaną skasowane już 1 sierpnia) sprawa nie jest już tak jasna.
Nie da się nie kojarzyć nowych zasad Google’a z zasadami Facebooka, który również wymaga prawdziwych danych. Tylko, że Facebook ma jeden serwis, a Google ze swoimi usługami jest obecny praktycznie wszędzie. Nie dziwi więc lekkie zaniepokojenie użytkowników.
Nie dziwi też sam fakt wprowadzenia nowych zasad. Google doskonale zdaje sobie sprawę, że jeśli chce konkurować z Facebookiem i dziesiątkami innych serwisów nie może pozwolić sobie na “bałagan”. Dlatego nie pozwala na tworzenie profili firmowych dopóki ta funkcja nie jest oficjalnie uruchomiona i dlatego też chce przywiązać użytkowników do jednego, jedynego konta, które musi być prawdziwe i wiarygodne. To, że stoi to w lekkiej (a może nawet dużej) sprzeczności z dotychczasową polityką firmy nie jest już tak ważne.
Google zrobiło jeden poważny błąd przy wprowadzaniu nowych zasad - zdało się na automaty, które zablokowały przypadkowe, niczemu niewinne konta przez co podniosła się wrzawa. Zapewne nie taki był plan. Ciekawe, jak firma pociągnie to dalej - czy załagodzi zasady, by wyjść naprzeciw niezadowolonym, czy będzie trzymała się ich twardo wiedząc, że ludzie i tak będą korzystać z ich usług.
Pewne jest jedno i pisaliśmy już o tym - era anonimowego internetu z wyłącznie nickami dobiega końca. Facebook był pierwszym bodźcem, który pokazał innym, że nic nie przywiązuje użytkownika do konta tak, jak podanie swoich prawdziwych danych. I Google bardzo dobrze o tym wie.