Cyfrowa wojna o niepodległość. Czas na europejski plan Marshalla

Europa obudziła się w świecie, w którym technologia jest synonimem władzy. Z jednej strony amerykańskie big techy, z drugiej rosnąca potęga Chin, w tle agresywna cyfrowa ekspansja Rosji. A gdzie my jesteśmy? Między dążeniem do niezależności a świadomością, jak wiele przed nami. 

Cyfrowa wojna o niepodległość. Czas na europejski plan Marshalla

Jeszcze niedawno rozmowy o suwerenności cyfrowej były domeną think tanków, urzędników Komisji Europejskiej i akademików. Dziś to temat, który nie znika z agend rządów i zarządów firm. Czego nauczyła nas pandemia? Że dostawy sprzętu mogą się urwać. Wojna w Ukrainie pokazała z kolei, że infrastruktura cyfrowa to front równie ważny, jak ten konwencjonalny. A sztuczna inteligencja? Stała się narzędziem wpływu, rozpoznania i propagandy.

Zgodnie z danymi zawartymi w tzw. Raporcie Draghiego (2024), aż 80 proc. cyfrowej infrastruktury, produktów i usług wykorzystywanych w Europie pochodzi z krajów trzecich a zarazem jednocześnie do 2034 r. aż 70 proc. nowej wartości globalnej ma być generowane przez rozwiązania cyfrowe.

Jeśli nie odwrócimy tego trendu na rzecz rodzimych dostawców, wzrośnie ryzyko utraty kontroli nad strategicznymi zasobami, a także systemowego regresu gospodarczego. W efekcie Europa znajdzie się na peryferiach światowej gospodarki.

Dlatego też rozmawiam o tym zagadnieniu z ludźmi, którzy chcą budować w Europie technologiczną niepodległość i nie wierzą w powrót do status quo, gdzie to Stany Zjednoczone zapewniały nam technologie. 

Jeśli ma być jakaś korzyść z negatywnych zdarzeń, takich jak koszmarna kadencja Donalda Trumpa w Białym Domu, i tych pozytywnych, jak misja Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego w kosmosie, to niech będzie nią zainteresowanie europejską technologią.

Polski satelita 

Zaczynam z wysokiego C, a dokładnie z kosmosu. Nie chodzi wyłącznie o megalomańskie upodobania, ale o szansę, jaką Polsce daje misja kosmiczna z udziałem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Loty w kosmos to nie tylko eksploracja, ale przede wszystkim rozwój technologii. Drugi Polak w kosmosie to szansa pokazania Polski na międzynarodowej arenie. 

O kwestie suwerenności pytam więc wiceprezesa Polskiej Agencji Kosmicznej pułkownika Marcina Mazura.

– Dzisiejsza sytuacja geopolityczna rzeczywiście zmusza nas do budowy własnych, suwerennych zdolności. Unia Europejska, we współpracy z ESA i państwami członkowskimi, zainwestowała w trzy kluczowe programy. Copernicus (obserwacja Ziemi), koordynowany przez UE, realizowany przez konsorcjum państw członkowskich, w tym Polskę - system świadomości sytuacyjnej w przestrzeni kosmicznej (EU SST) i program bezpiecznej łączności satelitarnej Iris², który obecnie wchodzi w fazę realizacji – wyjaśnia płk Mazur.

Polska Agencja Kosmiczna aktywnie uczestniczy w tych projektach – zarówno jako dostawca danych, jak i wykonawca technologii. Na przykład Polska ma dostęp do 17 polskich sensorów optycznych, gdzie sześć należy do Polskiej Agencji Kosmicznej, z których dane udostępnia w ramach europejskiego programu Partnerstwa EU SST.

Jednym z elementów polskiej niezależności w obszarze technologii łączności ma być polski satelita komunikacyjny. Projekt wszedł w fazę realizacyjną.

– Jesienią 2024 roku projekt polskiego satelity komunikacyjnego został wpisany do projektu Polskiej Strategii Cyfryzacji. Ministerstwo Cyfryzacji wspólnie z Polską Agencją Kosmiczną pracują obecnie nad dokumentem wykonawczym, który pomoże zaplanować budowę narodowej infrastruktury satelitarnej – zarówno w perspektywie najbliższych lat, jak i długofalowo. Już teraz, w ramach programu ESA, budujemy satelitę badawczo-rozwojowego z polskim transponderem, we współpracy ze szwajcarskim partnerem. To projekt na 8–10 lat. Jeśli chcemy mieć satelitę szybciej, trzeba rozważyć inne ścieżki – i to właśnie robimy – wyjaśnia płk Mazur.

Zdaniem Marcina Mazura dzisiejsza sytuacja geopolityczna jest impulsem do budowania suwerennych zdolności. Unia Europejska i Komisja Europejska finansują programy kosmiczne, które już teraz umożliwiły stworzenie trzech dużych inicjatyw.

Europejska chmura 

Jeśli było o kosmosie, to teraz o niebie, a dokładniej o chmurze. Tyle że takiej cyfrowej. Obecnie usługi chmurowe są domeną zagranicznych, głównie amerykańskich podmiotów. W tym miejscu można jednym słowem dodać, czym są rzeczone usługi chmurowe. Najprościej rzecz ujmując, to dostarczanie zasobów IT – takich jak moc obliczeniowa, przestrzeń dyskowa czy oprogramowanie – za pośrednictwem internetu. Zamiast kupować serwery i instalować programy lokalnie użytkownik wynajmuje dostęp do nich od dostawcy chmurowego, płacąc często tylko za faktyczne użycie. Brzmi niepozornie, ale to rozwiązanie, które zrewolucjonizowało funkcjonowanie tysięcy przedsiębiorstw.

Czy możliwa jest niezależność w tym zakresie Polski, a także Europy? 

– Kluczowym pytaniem jest, czy dążymy do całkowitej niezależności, czy też priorytetem jest suwerenność – mówi Olivier Ribet, wiceprezes wykonawczy EMEA w Dassault Systèmes.

– To rozróżnienie jest fundamentalne. Pełna niezależność może brzmieć atrakcyjnie, ale w wielu sektorach jest dziś po prostu nieosiągalna. Z drugiej strony, suwerenność oznaczająca możliwość wyboru tego, co wdrażamy, jak wdrażamy, gdzie przechowujemy dane i w jakim modelu, jest realna i niezbędna – stwierdza.

– Dokładnie – wtóruje mu Maciej Krzyżanowski, prezes CloudFerro. – Niezależność w 100 procentach to dziś utopia. Ale to nie oznacza, że mamy się poddawać. Przeciwnie, powinniśmy świadomie wybierać, w co inwestujemy i jak kształtujemy naszą przyszłość cyfrową.

Europa przez lata oddawała kontrolę nad kluczowymi obszarami cyfrowymi. Usługi chmurowe? Amazon, Microsoft, Google. Systemy operacyjne, wyszukiwarki, media społecznościowe – wszystko spoza kontynentu. W ręce biznesu, którego celem była nie ochrona danych (to przy okazji), ale wyłącznie zysk. 

– To stworzyło bardzo niebezpieczne uzależnienie od amerykańskich gigantów – przyznaje Krzyżanowski.

– Jesteśmy ich klientami, nie partnerami. Nie mamy wpływu na ich politykę ani decyzje o tym, gdzie i jak nasze dane są przechowywane – tłumaczy.

W sytuacjach kryzysowych – choćby politycznych czy gospodarczych – dostęp do kluczowych danych może zostać ograniczony lub utrudniony. Nie chodzi o to, by demonizować chmurę. To potężne narzędzie, które może przynieść wiele korzyści. Ale jak każde narzędzie – wymaga rozwagi. Warto pamiętać, że wygoda dziś nie może oznaczać zależności jutro. W cyfrowym świecie wolność zaczyna się od kontroli nad własnymi danymi.

Technologiczna asymetria

Ten brak równowagi staje się dziś szczególnie niebezpieczny. Gdy USA zaostrzają regulacje eksportowe wobec Chin, Europa – pozbawiona alternatywy – zostaje między młotem a kowadłem.

– W kluczowych dziedzinach, takich jak sztuczna inteligencja, półprzewodniki i przetwarzanie w chmurze, Europa pozostaje w dużym stopniu zależna od technologii opracowanych gdzie indziej. Europejskie firmy często nie są jedynymi, które sterują tymi innowacjami – mówi Ribet. – A ta zależność naraża Europę na ryzyko – na zależność zewnętrzną, bariery handlowe, a nawet wpływy strategiczne.

– Widzimy to już dziś – dodaje Krzyżanowski. – Przykład? Niedawne ograniczenia w dostępie do niektórych chipów uderzyły w europejskie firmy produkcyjne. Bo nie mieliśmy alternatywy. To realne, namacalne skutki tej asymetrii.

Świat wszedł w nowy etap wyścigu technologicznego. Sztuczna inteligencja, cyberbezpieczeństwo, komputery kwantowe, cyfrowe bliźniaki – to dziś nie tylko innowacja, lecz także geopolityka.

– Ten, kto przewodzi w tych dziedzinach, będzie dyktował warunki innym – wyjaśnia Ribet.

Europa musi sprostać tym wyzwaniom. 

– I nie chodzi tylko o rządy. To zadanie także dla firm, uczelni, start-upów. Musimy stworzyć ekosystem, który nie będzie kalką amerykańskiego modelu, tylko autentycznie europejską alternatywą – mówi Krzyżanowski.

Jednym z filarów budowania niezależności cyfrowej są europejskie chmury obliczeniowe. Firmy takie jak CloudFerro pokazują, że możliwe jest tworzenie infrastruktury opartej na europejskim prawie, wartościach i bezpieczeństwie.

– Zbudowaliśmy chmurę dla Komisji Europejskiej, dla Europejskiej Agencji Kosmicznej, dla Europejskiego Obserwatorium Środowiska – wylicza Maciej Krzyżanowski.

– Dane satelitarne, klimatyczne, środowiskowe. Wszystko to przechowywane jest w Europie, zgodnie z europejskim prawem – podkreśla.

– I nie są to eksperymentalne rozwiązania, podkreśla Ribet. – To solidna, nowoczesna infrastruktura w pełni zdolna do konkurowania na najwyższym poziomie. To, czego często nam brakuje, to skala – wyjaśnia.

I odrobina odwagi.

– By zaufać własnym rozwiązaniom, nawet jeśli czasem są mniej znane czy bardziej kosztowne na początku – dopowiada Krzyżanowski..

– Wszystko zaczyna się od ludzi – zauważa Ribet. – Europa boryka się z krytycznym niedoborem inżynierów, programistów i ekspertów w dziedzinie sztucznej inteligencji, a nasze systemy edukacji z trudem nadążają za wymaganiami branży – tłumaczy.

– To fakt – przyznaje Krzyżanowski. – My sami mamy problem ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników. I nie chodzi tylko o programistów, ale o ludzi, którzy rozumieją, czym jest nowoczesna chmura, jak działają systemy przetwarzania danych, jak zarządzać cyberbezpieczeństwem – mówi.

– Dlatego potrzebujemy nowych modeli edukacji. Więcej praktycznej nauki, silniejsza współpraca między uniwersytetami i przemysłem oraz interdyscyplinarne podejście - ponieważ transformacja cyfrowa dotyka teraz każdego aspektu naszego życia, nie tylko IT – podsumowuje Ribet. 

A co z polityką? Czy w podzielonej Europie możliwe jest wspólne budowanie cyfrowej suwerenności?

Europa przez lata oddawała kontrolę nad kluczowymi obszarami cyfrowymi. Czas to zmienić.

Czas na nowe katedry 

Musimy przestać myśleć o infrastrukturze cyfrowej jak o czymś abstrakcyjnym. To nowe drogi i mosty. Nowe elektrownie. To nasza przyszłość. Jeśli nie będziemy mieli własnych centrów danych, własnych procesorów, własnych standardów, to nawet najlepsze europejskie pomysły pozostaną tylko w prezentacjach. Europa zrozumiała, że czas infrastruktury miękkiej się skończył. Teraz trzeba budować twardo: z betonu, stali i krzemu.

Nie chodzi tylko o technologie. Chodzi o wartości. Europa nie chce kopiować ani amerykańskiej swobody bez odpowiedzialności, ani chińskiego autorytaryzmu cyfrowego. Jej celem powinien być własny model rozwoju technologii – taki, który łączy innowacyjność z prywatnością, postęp z inkluzywnością, efektywność z etyką.

Tym właśnie ma być projekt AI Act – pierwsza na świecie kompleksowa regulacja dotycząca sztucznej inteligencji, która zakazuje najbardziej inwazyjnych technologii (np. masowego rozpoznawania twarzy w przestrzeni publicznej), a jednocześnie promuje zrównoważony rozwój innowacji.

To właśnie przewaga Europy – nie tylko kapitał, ale kultura prawa. Umiejętność łączenia technologii z odpowiedzialnością. Ale bez własnych narzędzi, bez własnego softu i hardu, te wartości zostaną jedynie przypisem do cudzych systemów.

To już nie jest tylko dyskusja o etyce AI czy cnotliwym europejskim podejściu do danych. To wojna o niepodległość, tylko że nie na barykadach, ale w serwerowniach. Europa chce własnych fabryk AI – centrów danych, które nie są tylko rozszerzeniem Amazon Web Services z etykietką w kolorach flagi UE. Inwestycje w infrastrukturę krytyczną to budowa nowej katedry cyfrowego renesansu.

Potrzebujemy cyfrowego planu Marshalla. Takiego, który nie tylko wspiera start-upy, ale także buduje kontynentalną sieć centrów danych, rozwija europejskie modele AI, zabezpiecza łańcuchy dostaw półprzewodników i tworzy własne systemy operacyjne do zastosowań strategicznych.

Ten nowy plan Marshalla nie przyjdzie jednak z zewnątrz. Tym razem to my musimy go zbudować. Od podstaw. W Europie. Dla Europy. 

Thierry Breton, unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego, powiedział to bez ogródek: "Nie możemy być cyfrową kolonią. Czas wreszcie wrócić do gry". 

Co miał na myśli? To, że w 2023 roku 90 proc. danych Europejczyków przetwarzanych jest poza UE, głównie przez amerykańskie korporacje. To, że nasze aplikacje zależą od cudzych sklepów, a serwery działają dzięki cudzym chipom. To, że bez inwestycji we własne technologie Europa zawsze będzie drugim graczem. Brzmi dramatycznie? 

To spójrzmy na Chiny i USA. Amerykanie uchwalili w 2022 roku CHIPS and Science Act – 52 miliardy dolarów na krajowe półprzewodniki. Chiny inwestują miliardy w krajową AI i własne łańcuchy dostaw. A Europa? Europa odpowiada. Ale powoli. Trochę regulacjami – mamy AI Act, DMA i DSA. Trochę programami: Horizon Europe, Digital Europe, Chips Act UE (cel: 20 procent udziału w globalnym rynku chipów do 2030 roku). Ale to wciąż kroki, a nie skok. 

W marcu tego roku przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen trafnie wyjaśniała: "Europa musi odzyskać kontrolę – nad swoimi danymi, nad technologią, nad własną przyszłością". I właśnie o to chodzi. 

Cyfrowy plan Marshalla to nie tylko infrastruktura – choć własne chmury obliczeniowe jak Gaia-X czy inwestycje w 5G/6G są kluczowe. To także inwestycje w ludzi – talenty, badania, szkolenia. To długoterminowa strategia, która sprawi, że przyszłe Spotify, TikToki i ChatGPT będą miały europejskie paszporty. Ale nie tylko o konkurencję chodzi, także o wartości. 

Margrethe Vestager, znana z walki z big techami, jeszcze w 2021 roku mówiła, że “technologia musi działać dla ludzi. A nie odwrotnie”. Dlatego Europa, tworząc własne AI, własne standardy i własne firmy, chce też budować inny świat – taki, gdzie dane nie są towarem, prywatność nie jest luksusem, a użytkownik to nie tylko target reklamowy. Czy to się uda? Tylko jeśli Europa przestanie mówić o cyfrowej suwerenności w trybie życzeniowym. Potrzebujemy determinacji, inwestycji i odwagi – tej samej, którą mieli nasi poprzednicy po wojnie.

Potrzebujemy europejskiej polityki cyfrowej – nie tylko wspólnych regulacji, ale też wspólnej wizji. Takiej, która łączy Berlin, Paryż, Warszawę i Tallin w cyfrowym sojuszu XXI wieku.

Make Europa United Again.