Jak być przegrywem w czasach cyfrowych. Ten serial zmieli ci głowę

Drugi sezon "Emigracji XD" pokazuje, że całkowite zerwanie z technologią i odpoczynek od mediów społecznościowych mogą jednocześnie wprowadzać zamieszanie w codzienność, jak i przynosić niespodziewane korzyści. Serial, teraz pod tytułem "Edukacja XD", w satyryczny sposób przedstawia bohaterów, którzy nie potrafią odnaleźć się w zmieniającej się rzeczywistości Polski, wybierając ucieczkę lub trwanie w przeszłości zamiast próby adaptacji.

Jak być przegrywem w czasach cyfrowych. Ten serial zmieli ci głowę

Pierwszy sezon, “Emigracja XD” na podstawie prozy tajemniczego Malcolma XD, przypominał kino drogi, zlepek mniej lub bardziej powiązanych ze sobą opowiadań. W drugim natomiast mamy już jeden motyw przewodni. Malcolm rozpoczyna studia w Warszawie, ale ich skończenie nie będzie dla niego takie proste. Dlaczego? Jak tłumaczy mi Tomasz Włosok, aktor wcielający się w bohatera, ma to związek z emocjami Malcolma: 

– W drugim sezonie ["Edukacja XD" - przy. ted] poruszamy temat zdrowia psychicznego samego Malcolma, a do tego zadajemy pytania tożsamościowe. Nasz nowy sezon stara się wreszcie pokazać widzom, kim on tak naprawdę jest. Wówczas nie było na to przestrzeni, ale teraz przy zachowaniu tej komediowej struktury samego serialu, możemy sobie na to pozwolić – mówi Włosok.

Włosok dodaje jeszcze, że "najnowszy sezon to nie jest taki typowy fanserwis, czyli druga wersja tego samego z paroma zmienionymi wątkami. Ta historia zyskała na różnych płaszczyznach, głównie w kontekście zrozumienia różnych mechanizmów jej bohaterów – Malcolma i Stomila (Michał Balicki)".

I to właśnie o serialowych postaciach dziś porozmawiamy, do samego Włosoka jeszcze wracając. 

Powrót do przyszłości 

Kiedy w jednym z odcinków “Edukacji XD” nic nie idzie po myśli naszych bohaterów, mecenas Korytko (Sebastian Stankiewicz), jeden z nowych pracodawców Malcolma (Tomasz Włosok) i kombinator na skalę Nikodema Dyzmy (no, może nie aż tak efektywny) gra w "Snake’a". Przechodzenie kolejnych poziomów pełni dla niego funkcję odskoczni; dzięki temu może się nieco wyluzować i tym samym choć na chwilę zapomnieć, że po raz kolejny znowu im nic nie wyszło.

"Snake" to dziś zapomniana już gra, która jeszcze kilkanaście lat wcześniej była hitem z prawdziwego zdarzenia. W Polsce część osób kojarzyła ją jako "Wąż". Choć zdążyliśmy już wyprzeć ją z pamięci, ta nagle do nas powraca. Sam nawet przypomniałem sobie, jak niegdyś odblokowywałem poszczególne poziomy na Nokii rodziców. 

Zaczynam od "Snake’a", bo ten wątek niejako symbolizuje ukazywane w serialu połączenie dramatu z tęsknotą za tym, co było i nigdy nie powróci. Tak, to komedia absurdu, ale kiedy ponawiam sobie poszczególne odcinki "Edukacji", to widzę w nich coraz więcej głęboko ukrytego nihilizmu. Może to nadinterpretacja, ale gdy spoglądam na mecenasa, myślę o brytyjskim teoretyku kultury Marku Fisherze. Przypominają mi się jego teksty o hauntologii, czyli o koncepcie mówiącym, że nasza teraźniejszość jest “nawiedzana” przez “utracone” przyszłości. W jednej ze swoich książek ("Ghosts of My Life") Fisher w kontekście hauntologii pisał tak: “Przeszłość nie może być zapomniana, a teraźniejszość nie daje się zapamiętać” [tłumaczenie własne – przyp. red.].

Przykładowo: mecenas Korytko i jego podstarzały szef (Prezes grany przez Jana Frycza) w jednym z odcinków znajdują weksle sprzed lat. Czują interes: przed oczami mają wizję błyskawicznego dorobienia się. Kiedy okaże się, że weksle nie zaoferują im jednak majątku, to zostają z niczym; z tą wizją, która nigdy nie ujrzała światła dziennego. Z przyszłością utraconą. Nic nie będzie ich satysfakcjonować, bowiem wiedzą, że najlepsze było przed nimi (a i tak nie nadeszło).

To zaskoczenie w głównej mierze wynika z ich winy: obaj panowie już od dawna nie rozumieją, że papier ma coraz mniejszą wartość niż zapis w systemie (np. urzędowym lub bankowym). Myślą, że są sprytni, ale ich sposoby na przekręt ostatni raz sprawdzały się może w erze wczesnego kapitalizmu w Polsce. 

W "Edukacji XD" zobaczymy, że obaj polegają na urządzeniach poprzedniej generacji (stare komórki, tzw. cegły), dawnych dokumentach, papierach i starych dziejach (oraz anegdotach). Ich plany często bazują na intuicji, gdzieś zasłyszanych plotkach i często pomijają  bazy danych, media społecznościowe, scyfryzowane archiwa. Po prostu nie nadążają. 

Obaj kombinatorzy (chwilami przypominają mi Flipa i Flapa, którzy ciągle sprowadzają na siebie jakieś kłopoty) mają w sobie jakiś tragiczny pierwiastek. Nieustannie gadają o starej szkole robienia interesów, choć tak naprawdę wiemy od początku widzimy, że raczej nic im się nie uda. Kiedy przykładowo muszą znaleźć właścicieli pewnych "intratnych" dokumentów (mieszkających w Antwerpii), kompletnie nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Są przerażeni, prawie że zdruzgotani. Zaś Stomilowi udaje się to w ułamku paru sekund. W jaki sposób? Chłopak postanowił poszperać na Facebooku. Sami by na to nie wpadli. 

Być może dlatego ten "Snake" dla mecenasa ma właśnie wartość hauntologiczną: przypomina mu o dawnych dziejach, czyli o momencie, w którym był nieco młodszy i miał jeszcze kontrolę nad swoim życiem i karierą. To pewnie wtedy po raz pierwszy grał w "Snake’a" (mogę jedynie przypuszczać), więc każda kolejna rozgrywka zapewne przypomina mu o tym, co niegdyś miał (i mógł mieć). 

Pasuje jak ulał, bo Korytko jest gdzieś zawieszony między tymi dwiema czasoprzestrzeniami. Strach się bać, do jakich wniosków doszedłby Fisher, gdyby obejrzał każdą scenę z udziałem postaci Sebastiana Stankiewicza. 

Wściekłe pięści węża

Podoba mi się też sposób, w jaki Stankiewicz odgrywa tę niby nieważną scenę. Właśnie oglądam ją po raz trzeci i widzę, jak bardzo ma spięte ciało. Do tego warto zwrócić uwagę na jego skupiony wzrok. Niby odpowiada na pytania zadawane przez Malcolma, ale w danej chwili jest gdzieś indziej. Nagle słyszymy dźwięk z jego telefonu. "Patrz, patrz, patrz", mówi uśmiechnięty Korytko do Malcolma, tak jakby zaraz miał popaść w euforię. "Rekord ‘Węża zrobiłem", ogłasza triumfalnie i uśmiecha się pod nosem, tak jakby do siebie. Nikogo to nie obchodzi, ale dla niego to sprawa najwyższej wagi.

Ta krótka scena to detal, tyle że wystarczy, abyśmy wiedzieli wszystko o postaci granej przez Stankiewicza: podobno tuż za rogiem czeka nas zagłada ze strony AI, ale ten facet wciąż bije kolejne rekordy w grze powstałej jeszcze w poprzednim stuleciu. Sam mam ochotę go wyśmiać, ale w sumie łapię się na tym, że mu zazdroszczę. Żyje w swojej bańce, lecz w tej chwili jest kompletnie szczęśliwy.

Nie musi czekać na premierę czegoś nowego, czy zastanawiać się, w którym momencie Chat GPT wreszcie zacznie pisać w miarę sensowne recenzje i felietony. Korytko pewnie i od 25 lat gra w tę samą grę. Nie przerażają go nowe technologie, bo ten nie ma o nich bladego pojęcia. Mecenas przypomina mi Kaspara Hausera: niby jest w tej Warszawie, ale czy na pewno tu pasuje? Tak jak i Hauser, Korytko przypomina postać nie z tego świata. Tak jakby przeklejoną w Paintcie. 

Ten "Snake" mówi nam wszystko o charakterze mecenasa Korytko. On lubi – parafrazując klasykę – te rzeczy, które już dobrze zna. Wykonuje powtarzalne schematy, klika w te same klawisze i stosuje sprawdzone schematy. To jego źródło komfortu i wehikuł czasu do momentu, kiedy Korytko jeszcze za wszystkim nadążał. Mecenasa można byłoby wyśmiać na różne sposoby – choćby poprzez jakiś punchline od jednego z młodszych bohaterów (Malcolm albo Stomil). Jednak tak się nie dzieje: dla nich wszystkich, niezależnie od wieku i popkulturowej wiedzy, granie w "Snake’a" wydaje się być najnormalniejszą rzeczą na świecie. 

Korytko jest kompletnie odcięty od natłoku współczesnej treści. Zatrzymał się w czasie: choć świat wciąż pędzi do przodu, on stoi w miejscu. Czy zaczyna się cofać? Czy to już atawizm? Niekoniecznie. On po prostu ucieka od rzeczywistości, której od dawna już nie rozumie. Może łatwo nam go oceniać, ale kto tak nie robi? 

Nieznajomość każdej nowej aplikacji, jakiejś nowinki, czy też trendu jedynie oddala nas od poczucia, że mamy kontrolę nad własnym losem. Nawet i młodsze pokolenia nie radzą sobie ze zbyt wielką ilością rozwiązań. Czołowe koncerny wmawiają im, że w XXI wieku nie przetrwają bez wypuszczanych przez nich produktów. Dlatego piszę o tym fajtłapowatym mecenasie, bo jest on takim swoistym everymanem 2025 roku. Możesz mieć 60, 40, albo i 20 lat, a i tak będziesz z czymś do tyłu. Niektórych rzeczy nie przeskoczymy – za to można się z tym stanem rzeczy przynajmniej pogodzić.

Z czasem zarówno Prezes, jak i Korytko zaczynają rozumieć, że ich kolejny plan – być może jeden najważniejszych (patrz: końcówka sezonu) – również zmierza w innym kierunku niż ten przewidywany. A to za sprawą nieznajomości dzisiejszej administracji, czy też rozwiniętych urządzeń szpiegowskich, które zostały im skrycie podłożone. Oni nie przewidują tego typu rzeczy; ba, one by nawet nie przyszły im do głowy. 

"Za komuny się nie nakradliśmy, za Solidarności się nie nakradliśmy, i teraz też się nie nakradniemy!", wykrzykuje zdesperowany Prezes głębokim głosem Frycza. Czuć w nim smutek oraz rozgoryczenie.

W teorii nie powinniśmy im kibicować. A ja im jakoś współczuję: nigdy nie udało im się odnaleźć w trakcie gwałtownych przemian (czy to społecznych, technologicznych, czy też politycznych). Ta kradzież i lichwa do dla nich praca, a nie łamanie prawa; tak przecież zostali niegdyś nauczeni. Innego świata dla nich nie było i nigdy nie będzie. Może Prezes i Korytko są w gruncie rzeczy jakimiś komediowymi archetypami, rozpisanymi na rzecz serialu, ale możemy traktować ich jako symbol wszystkich tych osób, które przegrały wyścig z globalizacją. Byli zbyt wolni? A może po prostu przeoczyli moment, kiedy trzeba było zachować czujność? Pewnie sami nie znają odpowiedzi na te pytania. 

Ale jedno jest pewne: ich desperacja z końcowych epizodów serialu pokazuje nam, że są ofiarami, nawet jeśli kreują się na łowców okazji wykorzystujących słabszych. 

Social media kontra depresja

W "Edukacji XD" zauważam jeszcze jeden wątek – ataki paniki samego Malcolma. W tym przypadku serial od Canal+ niejako burzy powszechny stereotyp, że to w sieci i w social mediach ludzie szukają ucieczki, gdy cierpią. Tu zaś sytuacja okazuje się nieco inna. Kiedy Malcolma dopada innercja, strach przed działaniem i konfrontacją z problemami, ten nie oddaje się nieskończonemy scrollowaniu reelsów na Instagramie. Wręcz przeciwnie: odkłada telefon, patrzy się w ścianę i postawia nie zrobić dziś nic (i tak w kółko). Znamy to z autopsji. Czasami lepiej patrzeć w pustkę (podobno sama zaczyna przyglądać się i nam) niż na kolorowe pół-prawdy z reelsów znajomych. Te działają wtedy ze zdwojoną siłą. Rzecz jasna negatywnie.

– Mój bohater jest o wiele mocniej schowany niż w pierwszym sezonie – tłumaczy mi Włosok na naszym spotkaniu. 

Malcolm dochodzi do momentu, w którym chowa się tak bardzo, że aż ciężko z tego miejsca uciec. Trzeba przyznać, że dziś takie odcięcie od telefonu z automatu zamyka furtkę na świat. Jest niejako ryzykowne: bez niego możesz spokojnie stracić pracę lub zawalić studia wyłącznie nie odpisując na maile. Sam jako dziennikarz muszę być przykuty do Gmaila 24/7. I tak, już od tego można zwariować. Nawet i przyszli magistranci potrafią bywać podłączeni do systemu studenckiego niczym bohaterowie "Cyberpunka 2077". Nie ma w tym typowego work-life-balance.

Oczywiście "Edukacja XD" wyśmiewa te wszelkie współczesne bareizmy, które komentuje się wyłącznie na chatach internetowych. Jednak już fakt, że o nich wspomina, ukazuje potrzebę mówienia o tym na forum publicznym.

Ale ta wizja "odcięcia się" wydaje sie być dla mnie wyzwalająca. Taki trochę real-life proces rozdzielenia z serialu "Severance". Choćby przyjaciel Malcolma, Stomil, żyje z dnia na dzień i kompletnie nie zwraca uwagi na przepływ informacji wokół niego. Raczej nie wie, co z cłami robi Trump, czy ile osób zginęło danego dnia w Gazie, jaki właśnie mieliśmy wynik wyborów w pierwszej turze, ale być może pozytywnie wpływa to na jego codzienne samopoczucie. Nie należy do żadnej bańki, bo on sam wytwarza jedną, swoją.

To jego skorupa: tylko tak może przetrwać w mieście, w którym nie ma pracy dla ludzi z jego brakiem wykształcenia. Jest tak zdesperowany, że w pewnym momencie zatrudnia się jako asystent stażysty. "Od czegoś trzeba zacząć", podsumowuje z entuzjazmem. Ale czy w to wierzy?

Nie dziwią mnie też reakcje Malcolma na to, w jaki sposób frustruje go otaczająca rzeczywistość. On również woli uciekać, niż udawać, że życie millenialsa w Warszawie jest usłane różami. Nawet jego sytuacja mieszkaniowa woła o pomstę do nieba: śpi w jednym pokoju ze Stomilem w mieszkaniu wraz z rodzicami. I tak od trzech lat. Z rodzicami nie porozmawia, bo nie ma o czym: oni mają zupełnie inny mindset. Na terapię nie pójdzie, bo go nie stać. Na studiach jest gnojony za to, że się nie pojawia (czy ktoś zapytał dlaczego? Nie!). Zatem co dalej?

Postanowiłem zapytać Włosoka o to, dlaczego Malcolm tak bardzo boi się zaakceptować siebie i zmienić coś w swoim życiu. 

Tomasz Włosok

Aktor przyznaje, że poniekąd rozumie swojego bohatera. Malcolm to taki "piwniczak" (choć nie incel, bowiem bohater, choć ucieka od ludzi, zazwyczaj twardo stąpa po ziemi). On czuje, że nie pasuje do tego świata, więc nawet nie próbuje do niego dotrzeć; spotkać się z nim gdzieś w połowie. Niemniej Włosok dodaje, że jego partnerka – Malwina Buss – nazywa bycie tego typu nerdem sexy

Kiedy pytam, czy Buss ma rację, Włosok mów wprost: 

– Mam nadzieję. A przynajmniej głęboko w to wierzę. Od małego maluję figurki z Warhammera, gram na komputerze, czy interesuje się popkulturą. Posiadanie własnych zainteresowań pomaga. Moją największą pasją wciąż pozostaje aktorstwo, ale trzeba mieć coś jeszcze. Długo zajęło mi, aby stanąć przed lustrem i zaakceptować swoją nerdowską naturę – wyjaśnia. 

"Dlaczego?", machinalnie podpytuję.

Po chwili namysłu Włosok odpowiada: 

– Kiedy byłem młodszy, presja społeczeństwa i kolegów narzucała mi, żebym robił inne rzeczy; grał w piłkę, imprezował, czy śmiał się ze słabszych chłopaków. W szkole masz potrzebę bycia zauważonym. Chcesz się czymś wyróżniać, pragniesz być fajny dla swoich rówieśników. Potrzebowałem czasu, aby odejść od tego stereotypowego myślenia. Zakopywałem swoją inność, a przecież wystarczyło skupić się na sobie. Może dlatego tak łatwo mi dziś zrozumieć Malcolma i zarazem się w niego wcielić – opowiada. 

Może o to chodzi w dzisiejszym świecie? Aby właśnie każdy z nas zaakceptował swoją nerdowską naturę i w tym natłoku treści, a także technologicznych zmian, po prostu pozostał sobą? Nie trzeba zamykać się w sobie niczym Malcolm, ani po raz setny przechodzić "Snake’a". Można spróbować inaczej.

To nie są wnioski, których spodziewałbym się po serialu na podstawie jednej wielkiej pasty. Ale twórcom udało się pokazać choć trochę tego "prawdziwego życia", którego nie mamy szansy obejrzeć w produkcjach Netflixa lub Apple’a. A to już coś, skoro nawet drobne wątki z serialu stają się zaproszeniem do szerzej dyskusji. Czy tego powinniśmy oczekiwać od współczesnych seriali? Naturalnie.