Kiedyś wujek był tylko jeden. Jeden mądry, który znał odpowiedź na wszystko. Jego pozycja była niezachwiana. Potem zaczął jednak gadać tylko to, co mu się opłacało, i gdy pojawił się nowy, młodszy wujek, poczuliśmy powiew świeżości. Nowy ściągał do starego, ale w przeciwieństwie do niego słuchał pytających i mówił im dokładnie to, czego potrzebowali. Nowych zaczęło przybywać. Chociaż stary wciąż mocno trzyma się na tronie, to dwór szepcze o rewolucji.
Jako że lubimy antropomorfizować technologię, to tak można by zacząć pastę o wujku Google, który spasł się i stetryczał, a do jego królestwa wdarli się nowi gracze. Na razie są to pionki, ale na szachownicy w końcu widać ruch.
Najpierw pojawił się ChatGPT i inne duże modele językowe. Cyber(r)ewolucja AI, której jesteśmy uczestnikami, zmienia sposób wyszukiwania informacji. Dziś coraz częściej pytamy sztuczną inteligencję. Na tej fali pojawiła się wyszukiwarka Perplexity, chociaż jej twórca Aravind Srinivas używa określenia "silnik odpowiedzi", a nie wyszukiwarka. A to ze względu na sposób, w jaki przeszukuje i odpowiada, a przede wszystkim jak przedstawia wyniki tego, co znalazł. Same zapytania przypominają rozmowę z czatbotem, a odpowiedzi otrzymujemy w formie wygenerowanego przez narzędzia sztucznej inteligencji tekstu. Dlatego jeśli Perplexity byłoby dzieckiem, to – jak celnie ujął to francuski tygodnik "Le Point" – byłoby potomkiem zarówno ChatGPT, bo pozwala rozmawiać z AI, jak i Wikipedii, bo wskazuje źródła wszelkich treści, z których silnik skorzystał. To był zresztą główny cel Aravinda Srinivasa.
Po czasie jednak wyszło, że Perplexity, podobnie jak ChatGPT, powstała dzięki ogromnej kradzieży danych. Śledztwo magazynu "Forbes", a potem kontynuowane przez "The Verge" i "The Wired" ujawniło, że twórcy wyszukiwarki nagminnie omijali paywall, by uczyć swoje AI na treściach premium. Jakby tego było mało, Perplexity splagiatowała artykuł "Wired" na ten temat — mimo że magazyn wyraźnie blokuje Perplexity w swoim pliku tekstowym.