Nad Wisłę wrestling przybył zza Atlantyku. W Stanach Zjednoczonych ten sport, choć może lepiej powiedzieć: show, wdarł się do każdej sfery życia społeczno-kulturalnego, a nawet polityki.
W 2013 roku, zaledwie cztery lata przed objęciem urzędu prezydenta, Donald Trump został wprowadzony do hali sław WWE (World Wrestling Entertainment) – największej federacji wrestlingowej na świecie. Brutalna rozrywka symbolicznie stała się wtedy częścią tożsamości narodowej Amerykanów, pogłębiając przepaść między jej odbiorem w USA i Polsce. Pierwszy raz mogliśmy ją oglądać na żywo jeszcze w czasach transformacji, kiedy to zagraniczna grupa zorganizowała galę na warszawskim Torwarze. I chociaż bezmyślnie ulegaliśmy wtedy każdej modzie zza oceanu, tej akurat nie pokochaliśmy. Do dzisiaj pozostaje zjawiskiem egzotycznym. Mister Z, producent, główny promotor i zawodnik PpW, twierdzi, że funkcjonuje na zasadach kontrkultury.