Maja Staśko o byciu influencerką i gali MMA: "To czysta nienawiść, która jest kapitalizowana"

- Influencerzy są dla siebie wizerunkami, produktami, które się wystawia jeden po drugim - gorzko mówi Maja Staśko, ale zarazem sama już tą influencerką jest, a jutro będzie walczyła w kontrowersyjnej federacji High League. W odważnym wywiadzie opowiada, dlaczego zdecydowała się na udział w walce MMA, jak umawiała się na spotkania ze swoim hejterami i czy chce zarabiać na reklamach.

Maja Staśko w High League: wywiad

Bez makijażu i prosto z treningu wygląda raczej na nastolatkę niż na aktywistkę i dziennikarkę, która od kilku lat robi coraz większe zamieszanie w polskiej opinii publicznej. Uber-feministka, która dorobiła się nie tylko opinii kontrowersyjnej i mocno walczącej o atencję, ale także ma 146 tys. obserwujących na Instagramie (w ciągu miesiąca doszło ich ponad 30 tys.), a więc ewidentnie weszła w buty influencerki. Co więcej jutro wejdzie do oktagonu i będzie walczyła w jednej z najbardziej kontrowersyjnych federacji MMA High League.

Gdy tylko ogłoszono jej start, od razu zaczęła tłumaczyć, że część wynagrodzenia przeznaczy na organizacje pomocowe, że jest to jej metoda na to, by Malikowi Montanie, który jest twarzą High League wypomnieć jego seksizm czy że chciała na konferencję zapowiadającą walkę wejść nago tylko pomalowana farbą.

Nas jednak bardziej interesowało zrozumienie tego, co kieruje osobą świadomą mechanizmów influencerstwa i głośno je krytykującą, która jednak decyduje się na grę w tym meczu o popularność i wpływy.

Sylwia Czubkowska, Jakub Wątor: Po co ci to?

Maja Staśko: Uważam, że to jest super ważne. Nawet nie tylko dla mnie, ale dla wartości, które promuję. Myślałam o tym wiele miesięcy. Gale walk MMA i cała ta otoczka to miejsca, w którym są bardzo młode osoby. One nie oglądają telewizji. Mogę więc chodzić do TVP, TVN-u, uczestniczyć w tych wszystkich debatach, ale ja do nich nie dotrę w ten sposób. Oni nie słuchają radia, nie interesują ich tradycyjne media. Ich jest właśnie ta gala, ich jest YouTube.

Chcąc nie chcąc, byłam tam, więc stwierdziłam, że skoro stałam się czymś w rodzaju mema “Maja Staśko, lewicowa aktywistka i feministka”, to czas to wykorzystać w dobrym celu. Uznałam, że pójdę tam i pokażę, czym tak naprawdę jest feminizm, jak wygląda silna albo słaba kobieta i na czym polegają feministyczne wartości. A przede wszystkim jak można inaczej się komunikować. Dla mnie to wielka wartość i widzę, że to działa.

Dostaję dużo wiadomości od ludzi, przede wszystkim dziewczyn, które mówią, że stawiają granice i wiedzą, czym jest zgoda. Zgoda w ogóle stała się takim słowem kluczem. Z mediów społecznościowych na pewno nie dociera do nas informacja, dlaczego zgoda jest ważna. Nie widzimy, jak się komunikować równościowo. Zasięgi tworzą się przez toksyczne relacje, negatywny odbiór jakiejś osoby. Ja bym nie była zasięgowa, gdybym była uznawana za tę fajną, miłą feministkę. To w ogóle nie jest zasięgowe. A stwierdzenie “hipokrytka, idiotka” jest zasięgowe, bo ludzie się wtedy podpalają.

Pytając, po co ci to, nie chodzi nam wyłącznie o galę MMA. Po co ci pójście w influencerstwo? Przez lata byłaś Mają Staśko autorką mocnej książki “Gwałt polski”, lewicową publicystką, reporterką, aktywistką. A pójście w influencerstwo to strategia stawiania na skrajność, na budowę wyrazistego wizerunku, czas na walkę o zasięgi. Więc raz jeszcze: po co ci to?

Gdy pisałam, to też chciałam dotrzeć do jak największej grupy osób i chciałam, by widzieli oni inne wartości, sytuacje, historie. Na Instagramie wspierałam dziewczyny, więc muszę na nim być aktywna. Zatem był to proces, nie jedna decyzja. Myślę, że każda dziennikarka i dziennikarz chce wywierać wpływ, być w jakimś sensie influencerem.

A dlaczego zdecydowałaś się na udział w walce akurat dla federacji High League MMA, której twarzą jest seksistowski i mizoginiczny Malik Montana?

Dostałam zaproszenia z High League i Prime MMA. To drugie zaproszenie odrzuciłam od razu, bo był tam Kamerzysta, z czym się absolutnie nie zgadzam. Natomiast High League był zawsze mimo wszystko taki prokobiecy. Ten Malik jest włodarzem, ale realnie nie jest ani właścicielem, ani nie ma wielkiego wpływu na przebieg wydarzeń, tylko tam siedzi i rzuca jakimiś obleśnymi komentarzami. Jest twarzą, promuje to, natomiast ani z nim, ani o nim nie rozmawiałam przy podpisywaniu umowy. Stwierdziłam, że przyjdę i powiem publicznie, że to właśnie obleśne i seksistowskie, skoro nikt inny na to nie reaguje. Dla mnie to zawsze była możliwość konfrontacji: będę mogła mu wreszcie powiedzieć, co o jego zachowaniu sądzę.

Mat. prasowe High League

No i przede wszystkim chciałam z tym dotrzeć do młodszych osób, które oglądają te gale freak fightowe.

Bo twój standardowy target to kto?

To ludzie bliżej 25-30 lat, ale jest też trochę dzieci i nastolatków. Gdy zaczęli się do mnie zgłaszać nastolatkowie, zastanawiałam się, jak tym wszystkim osobom komunikować, że istnieją konkretne organizacje pomocowe i w razie problemów mogą podjąć jakieś kroki. Właśnie wtedy zobaczyłam, jak realnym wsparciem w takich działaniach są zasięgi w mediach społecznościowych. Gdy masz swój Instagram, to możesz dużo. Ale jednocześnie w moim przypadku mało, bo nie mam żadnej agencji, menadżera, docieram samą treścią. Dlatego też pomysł, by wziąć udział w MMA. To ten sam mechanizm, gdy w TVP zrobiłam wywiad o przemocy, dzięki czemu trafiłam do osób starszych.

Gdy pierwszy raz weszłaś do studia przed konferencją, czułaś, że ludzie patrzą na ciebie jak na dziwadło? A może weszłaś jak do siebie?

Byłam bardzo zestresowana. Nie miałam próby generalnej i nie wiedziałam, co robić, a gdy tracę kontrolę, zaczynam mieć nerwicę. To był dla mnie trudny moment. Potem miałam pierwszy wywiad z dziennikarzem, który cały czas zarzucał mi hipokryzję. Jestem na to dosyć dobrze przygotowana merytorycznie, bo od wielu miesięcy nad tym myślę, znam te wszystkie argumenty i umiem wytłumaczyć swoje stanowisko. Ten dziennikarz był uparty i trzymał się tylko jednego wątku. Zapytałam go w pewnym momencie, czy wie, czym ja się dokładnie zajmuję i jakie są moje wartości. Odpowiedział: “Nie wiem, ale chodzi mi o całokształt”.

Okazało się, że on wiedział głównie tyle, ile usłyszał m.in. z internetowych przekazów od Krzysztofa Stanowskiego. Ja się cały czas muszę mierzyć z przyczepioną mi w ten sposób gębą. Jak idę, to przede mną idą Stanowski i Nitro, i powtarzają  “debilka, idiotka, nazifeministka, nienawidzi mężczyzn”.

Czujesz bezsilność?

Nie ukrywam, że boli mnie to, że zasięgi robi się przez szczucie na ludzi. Nie znam w tym momencie jakiejś bardziej znanej osoby z tej sfery youtube’owej, która nie zbudowałaby przynajmniej części zasięgów w ten sposób. Dobrym przykładem jest sam Stanowski. Owszem, był znanym dziennikarzem sportowym, ale nie był tak popularny jak teraz, gdy po prostu zaczął szczuć na ludzi.

Widać to choćby po ostatniej sytuacji z Ogi Ugonoh. Material o niej zaczął od stwierdzenia, że ona nienawidzi białych. W Polsce, która w 99 proc. składa się z białych ludzi, sprawia, że nagle czarna dziewczyna jest oprawczynią i rasistką. Efekt jest taki, że Ogi od tygodnia boi się wyjść z domu. Dla mnie to było wstrząsające. Tu chodzi o regularne nękanie, szczucie na ludzi i zachęcanie ludzi do tego, żeby nękali innych.

Dla przypomnienia Ogi Ugonoh w rozmowie z Red Lipstick Monster mówiła o zjawisku blackfishingu, czyli wykorzystywania wizerunku i tradycyjnych strojów czy wyglądu osób czarnych przez białą popkulturę i biznes. O żerowaniu na tym przez ludzi, którzy są potomkami kolonizatorów, rasistów, przez wieki dyskryminującymi np. za tradycyjne fryzury Afroamerykanów. Teraz zaś biali sami się tak stylizują w dużej mierze dlatego, że zmieniły się kanony urody. Tyle że Ogi mówiła o tym bardzo karcąco także w stosunku do Polaków, którzy nie mają takiej historii i takiego obciążenia. A teraz nagle słyszą, że nie powinni sobie robić warkoczyków, bo to jest kulturowa kradzież.

Tak, lecz Stanowski, zamiast wytłumaczyć, skąd takie zderzenie, zestawił jej twarz z białym, płaczącym dzieckiem, na które miała się z obrzydzeniem patrzeć. To manipulowanie obrazem i przekazem. Dwa lata temu takie same metody stosował w stosunku do mnie. Mi to pokazuje, jak bardzo jego widownia potrzebuje nowych bodźców. To dochodzi już do momentu, w którym on robi taką propagandową nagonkę wobec ludzi innych etnicznie.

I jak to się może skończyć, skoro już normalne jest bicie się w klatkach? Zresztą przypomina to trochę powrót do lat 90., gdy wyzywało się ludzi na solówkę za blokiem czy za szkołą.

Myślę, że freak fightowe gale MMA tylko udają, że są upustem takich naturalnych emocji. To jest wielki biznes. Przecież te relacje, te dramy są podkręcane. To jest wyłącznie czysta gra, spektakl.

Można by te gale freak fight porównać z amerykańskim wrestlingiem, ale tam jednak kariery zawodników trwają wiele lat.

Gdybym do czegoś miała to porównać, to porównałabym po prostu do wielkiej firmy, która robi programy telewizyjne czy youtube’owe. Paradoksalnie to nie różni się jakoś bardzo od "Tańca z gwiazdami". Tutaj też chodzi o kasę, o rozpoznawalne twarze, które przyciągną widownię i reklamodawców. To jest ten sam mechanizm.

Dla mnie to przerażające, ale i znamienne, że wszystko jest tak bardzo nastawione na zysk. Równie dobrze, zamiast mnie, tam mógłby być jakiś skrajny prawak. To nie ma żadnego znaczenia, liczy się tylko zasięg. I dlatego właśnie poszłam tam też po to, by pokazać, że wartości są ważne i jest alternatywa do wyścigu za kasą.  

Gdy zaczęłaś mówić o tych wartościach, to jak zostałaś odebrana?

Na konferencji czułam, że to ma bardzo duże znaczenie. Szacunek wobec kobiet to konkretna wartość. W trakcie rozmów mówiłam, że to jest najważniejsze, że kasa się nie liczy, bo jej część chcę przeznaczyć na organizacje. Organizatorzy byli o tym uprzedzeni i powiedzieli mi, że każdy ma tutaj jakiś swój cel. Dla większości to są zwykle pieniądze albo zasięgi, które dają pieniądze. Tak więc przyjęli i moją wizję. Miałam możliwość negocjowania, swojego prawnika.

Próbowałaś rozmawiać z organizatorami, by w jakiś sposób włączyli się w promocję wartości, o których mówisz?

Stwierdzili, że są apolityczni, bezpoglądowi. Dają swoim zawodnikom wolność w wyrażaniu wartości.

Czy High League podpuszczało cię, żebyś atakowała swoją rywalkę, Mrs. Honey? Bo wiadomo: jest dym, jest oglądalność.

Nie, nikt z organizatorów  tego nie sugerował. Ale oczywiście w tym świecie na tym polega cała filozofia. W High League planowano raczej, żeby był między nami konflikt poglądów, ale ja w ogóle nie wiedziałam, kim jest Mrs. Honey. Stwierdziłam, że to jest niezgodne ze mną, by sztucznie jakiś taki konflikt wytwarzać.

Po tym, jak uznałam, że nie widzę tu konfliktu poglądów, Honey zaczęła delikatnie komentować moje posty na Twitterze. To było takie słodkie, naiwne, nie było tak naprawdę agresywne. Zaczepki, ale z żartem, z dystansem. Najbardziej bałam się, że będę miała po drugiej stronie osobę, która jest agresywna. Nie dość, że mam dookoła tego Nitro, Stanowskiego, Malika, to będę musiała jeszcze, ku uciesze wszystkich, napieprzać się słownie z jakąś dziewczyną. Stwierdziłam, że nie chcę czegoś takiego. Ale ona zachowywała się okej. Zgodziłam się, bardzo chciałam walczyć już we wrześniu.

Dlaczego?

Po pierwsze traciłam bardzo dużo pieniędzy na treningi, które są drogie, a ja w tej chwili już jadę na finansowych oparach. Tych wielkich pieniędzy, o których się mówi, jeszcze nie widziałam i przez dłuższy czas nie zobaczę. Nie biorę żadnych współprac reklamowych. Zarabiam pisaniem i sama opłacam sobie treningi. Po drugie chciałam nagłośnić sprawę Agnes, czyli sprawę gwałtu na komisariacie. Ostatecznie okazało się, że udało mi się nagłośnić ją trochę wcześniej.

Ale na Rundkach Mrs. Honey już była bardziej konfrontacyjna.

Była nakręcona przez ludzi. Myślę, że ona ma straszną presję, by dowalić tej Mai Staśko, która od lat jest takim mitem agresywnej feministki. Wytworzono wokół niej taką presję, było widać, kto ją napędzał.

Kto?

Myślę, że Nitro, jej przyjaciel, ale i inni ludzie, którzy są mi nieprzychylni. W ogóle zauważyłam, że po tych konferencjach tacy zwykli ludzie ciepło się o mnie wypowiadają, bo zauważyli, że nie jestem emanacją idei agresywnej feministki. Trochę o to mi chodziło, by pokazać, że feministki są ludźmi, mają  swoje poglądy, wśród których jest i taki, by nie uderzać za wszelką cenę w inne kobiety. Ale influencerzy dalej walili - bo lepiej klika się “Staśko hipokrytka” niż “w sumie ma rację”.

A poza kamerami ktoś z influencerów z tobą rozmawiał? Czy to nie tak jak z politykami, że na wizji się kłócą, a po programie razem wsiadają do taksówki?

Z tego, co póki co widzę - a jednak jestem tam dopiero chwilkę, więc może to być złudzenie - tam nie ma kontaktu między ludźmi. Może jest jakiś na imprezach, ale nie chodzę na nie. To zaplecze takiej konferencji wygląda tak, że każdy siedzi w swoim pokoju, przychodzą ludzie z obsługi i mówią, kiedy kto ma wyjść. Dopiero przy samym stole, ewentualnie tuż przed wyjściem, widzieliśmy się nawzajem po raz pierwszy.

Poza tym osobiście mam kontakt tylko z Natsu, bo razem trenujemy, lubimy się, gadamy i jesteśmy dla siebie ludźmi. Ale w tej chwili wygląda to dla mnie tak, że ludzie w influenserce są raczej dla siebie wizerunkami, produktami, które się wystawia jeden po drugim. Zaczęłam zgłębiać to środowisko i widzieć, że to jest po prostu czysta nienawiść, która jest kapitalizowana i to się opłaca.

Zastanawiamy się, gdzie leży granica między wywieraniem wpływu a byciem influencerem. Jako dziennikarze chcielibyśmy, by każdy nasz materiał był czytany, budził zainteresowanie i miał wpływ. Dla nas jednak social media są tylko środkiem. W przypadku influencerów zasięgi, cyferki to cel. Widzisz, że ci rośnie, więc chcesz, żeby rosło jeszcze bardziej. W pewnym momencie stajesz się zakładnikiem zasięgów. Nie boisz się, że to dotknie też ciebie albo już cię to pochłonęło? 

Dla wielu osób te cyferki są faktycznie celem, ale nie dla mnie. Zawsze wiedziałam, że dla mnie to jest środek, aby pewne konkretne wartości przekazywać dalej. Ale to nie jest tylko właściwość mediów społecznościowych. Mamy przecież brukowce, dla których też zasięgi są kluczową wartością i osiągają je choćby clickbaitami. Dziś już nie zarabiają liczbą sprzedanego nakładu, tylko naszą uwagą i sprzedawaniem naszej prywatności. Sama to odczułam, bo pracowałam w firmie medialnej, w Iberionie, który był bardzo nastawiony na clickbaity. Widziałam tam jeszcze więcej niefajnych zagrywek niż u mnie na Instagramie, gdzie mam kontrolę, mogę zachować jakąś granicę i nie pozwalam sobie na clickbaity.

Ale świadomie używasz narracji, które mają wzbudzić zainteresowanie i to nie tylko w kwestiach feministycznych. Pamiętamy twój tekst napisany wspólnie z Maksem Tomankiem o Ujgurach i to, jak go sprzedawaliście: “Nikt o tym nie wie, piszemy o tym jako pierwsi”. A to jest to totalnie nieprawda, wszystkie ważne media już wcześniej pisały duże teksty o traktowaniu tej mniejszości w Chinach. 

To nie było moja decyzja, by tak ten artykuł promować. Zdecydowała o tym korporacja mediowa. Nikt mnie nie spytał o zdanie. Zresztą nie jeden raz. Podobnie było z nagraniem z zestawem Maty z McDonalds. To był 13-minutowy filmik, który miał być krytyką kapitalizmu, konsumpcjonizmu. A wycięty został fragment z rzucaniem burgerem, a film nazwany  “Maja Staśko rzuca burgerem” - i od razu mieli milionowe zasięgi. Ja zaś przez kilka tygodni dostawałam groźby śmierci. A mój szef odpowiedział tylko “Maja, dotknij trawy, czym ty się przejmujesz”. Zacznij żyć realnym życiem, nie tym online. Od tego rzutu burgerem byłam bardzo zrezygnowana, musiałam brać więcej leków, wylewał się ogromny hejt, ale też słyszałam z mediów, że jestem ostatecznie skompromitowana…

Co czujesz, gdy jesteś bombardowana takimi komunikatami?

Różnie bywa. Czasem pojawia się strach, gdy piszą, że podjadą pod mój dom i mnie spalą. Zazwyczaj jednak jest to bezsilność. Chociaż też ciekawość, bo naprawdę ciekawi mnie, czemu tak piszą. Przez jakiś czas spotykałam się z hejterami, żeby zrozumieć ich motywacje. Okazywało się, że w sieci grozili mi śmiercią, a na spotkanie na przykład jeden z hejterów z różą, bo był przekonany, że to jest randka.

Odzywałaś się do hejterów i proponowałaś im spotkanie? To nie był masochizm?

Z mojej strony masochizmem byłoby znoszenie tego bezczynnie. Ja jestem aktywistką, czuję, że muszę działać, być aktywna. Musiałam zrozumieć, o co w tym chodzi, czemu tak robią. Czułam, że w ogóle nie mam nad tym kontroli, że ludzie mnie wyzywają.

Chciałaś zrozumieć, co jest w nich, że tak mówią, czy co jest w tobie, że wywołujesz takie reakcje?

We mnie nie. Już wtedy wiedziałam, że to jest po ich stronie i chciałam zrozumieć, co to takiego. To były świetne rozmowy. Raz miałam taką, gdzie przez dwie godziny wciąż się śmiałam. Gość miał świetne poczucie humoru i po prostu czasem… wysyłał do mnie “na żarty” groźby śmierci. Demonizujemy te osoby - i słusznie, bo to przemoc - ale one często po prostu chcą zwrócić na siebie uwagę i nie potrafią tego dokonać inaczej, nie znają innych sposobów komunikacji poza taką przemocową. Nie mają innych wzorców. Widzą Stanowskiego czy Nitro, którzy po prostu zajeżdżają innych ludzi i stwierdzają, że to jest metoda. Jak ciągnięcie za warkoczyki przez dzieci w szkole. 

Cyfrowe końskie zaloty?

Właśnie. Ci ludzie są często zarazem ofiarami, jak i sprawcami. Są ofiarami, bo w ogóle nie mają narzędzi do tego, by się komunikować. Nikt im tych narzędzi nie daje. Wiedzą, że jeśli napiszą do mnie w ostrym tonie, to wywoła to we mnie jakieś emocje i może się odezwę. Za to obawiają się, że jeśli napiszą “jesteś fajna, mądra, lubię cię”, to zostaną nazwami simpami, a we mnie to nie wywoła tak silnych emocji jak groźba śmierci.

To jest znamię mediów społecznościowych, one inaczej by nie działały. To napędzanie hejtu trwa za zgodą właścicieli mediów, jest oparte na naszych psychologicznych mechanizmach, na przebodźcowaniu. Łatwiej zdobyć zasięgi przez krzywdzenie niż pomoc ludziom. Pomoc jest totalnie niezasięgowa, o czym wie choćby Piotr Ikonowicz. Gdy pomaga ludziom, to nic się o tym nie mówi, a wystarczy, że Piotr zrobi aferę w urzędzie i od razu jest zainteresowanie.

Nie miałaś czasem potrzeby, by trochę zagrać, być prześmiewczą, ironiczną i w ten sposób zgasić komentarze takie choćby jak te Malika, że mu się śnisz po nocach? Pokazać, że nie jesteś “spiętą nudziarą”. 

Konfrontacja z nim podczas konferencji to był dla mnie straszny stres. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że ta konferencja będzie skupiona na mnie i na Maliku. Byłam bardzo merytorycznie przygotowana na pytania o każdy aspekt mojej działalności publicznej, ale nie wiedziałam, że to pójdzie w tę stronę. Stwierdziłam jednak, że to, co chcę przekazać, to niekoniecznie jest dystans i żart. Mi zależało na wyraźnym zaznaczeniu granic i nazwaniu rzeczy po imieniu. Mogłam oczywiście zażartować, ale nie wiem, czy w stanie, w którym się wtedy znajdowałam, byłoby to udane. Zwłaszcza że jestem starsza od większości tych ludzi, więc moje żarty mogłyby być boomerskie i do nich nie przemówić. Za to takie wyznaczenie granic do wielu osób bardzo przemówiło.

Dlaczego?

W tym świecie rzadko zdarza się, żeby uczyć wyznaczania granic. Myślę, że tym bardziej jest ważne, by to robić - zwłaszcza że influencerami czasem są nastolatkowie, dzieciaki, które są manipulowane. Mają kilkanaście lat, często nie mają nawet własnego konta w banku. To jest żerowanie na ludziach, którzy w żaden sposób nie są przygotowani do wyznaczania granic i nie są w stanie nauczyć tego innych. Dlatego jednoznaczne wyznaczanie granicy wydawało mi się w tamtym momencie - i na każdym etapie, kiedy tam będę - tak ważne.

Czy ci influencerzy mają czasem jakąś refleksję w sobie? Gdy przyszłaś i zrobiłaś coś pod prąd, to na nich zadziałało? 

Trudno mi powiedzieć, bo jak wspomniałam, nie mam bezpośredniego kontaktu z nikim. Zeszłam ze sceny i następnie przez 4 godziny udzielałam wywiadów. Pierwszy raz widziałam, że dziennikarze bili się o wywiad ze mną. Gdy skończyliśmy, były już pustki.

Czyli przyszła jakaś Maja Staśko, ta okropna feministka i nagle generuje większe zasięgi i zainteresowanie niż oni, wytrawni influencerzy.

Może dlatego? Nowość się sprzedaje. Wielu z nich było też pytanych o mnie. Lexy Chaplin powiedziała, że nie we wszystkim się ze mną zgadza, np. w kwestii aborcji, bo jest bardzo wierząca, ale nie chciałaby wchodzić ze mną w dyskusję. Natsu powiedziała, że wie, dlaczego ludzie mnie hejtują: bo to generuje zasięgi. Ona bardzo mądrze się wypowiadała, inni influencerzy zresztą też.

Najgorsze są te kanały youtube’owe commentary. One często żerują wyłącznie na negatywnym wizerunku jakiejś osoby. Wystarczy, że zrobi się jeden głupi gest, albo nawet niegłupi, ale im niepasujący i zaczyna się grillowanie oparte głównie na manipulacji. Wycina się coś z kontekstu, daje fragmenty, nastawia się ludzi przeciwko jakiejś osobie. Największe kanały tego typu to Nitro, Stanowski, no i Konopsky.

Ten ostatni puścił mocnego fake newsa oskarżając Leksia wysyłanie dickpica do 14-latki - co wg prawa stanowi czyn pedofilny. Owszem, to co zrobił Leksiu było obrzydliwe, ale nie było pedofilią - wysłał to do 15-latki. A więc i oskarżenia Konopskiego były obrzydliwe. Koniec końców obaj póki co nie ponieśli żadnych konsekwencji prawnych, Konopsky dalej bez przeszkód publikuje, Leksiu wraca do sieci - za to ponoszą je nastolatki, które opowiedziały o wiadomościach i zachowaniach Leksia, bo Konopsky w pierwszym momencie to na tę 15-latkę - w istocie dziecko - zwalił winę. Tak więc sprawa dotycząca przemocy seksualnej uderzyła najmocniej w same ofiary. A to dlatego, że zajął się tym gość, któremu widocznie zależy głównie na zasięgach.

W moim przypadku było np. ostatnio tak, że powiedziałam, iż Nitro mi zazdrości, że zrobiłam zasięgi bez krzywdzenia ludzi, a on ich krzywdzi. Na to Zebo zaczął wyśmiewać mnie, porównując moje zasięgi z nieporównanie większymi, jakie ma Nitro. Celowo zmanipulował moją wypowiedź tak, by pasowała do tezy - mimo iż jej sens był zu I już zaczęła się nakręcać spirala emocji. Najbardziej etyczne z tych kont, prowadzone przez Revo, praktycznie ostatnio zamilkło.

Słyszeliśmy, że nie udziela się bo ma problem z uzaleźnieniem od gier ale to oddzielny temat. Mówiłaś, że influencerzy czasem się do ciebie zgłaszają z prośbą o pomoc, wsparcie w sprawach, gdzie są obrażani, hejtowani, dotyka ich przemoc. 

Zgłosiła się do mnie influencerka, która doświadczyła przemocy w związku, ale i ogromnej przemocy w sieci. Nie chcę mówić o szczegółach, by jeszcze tego tematu nie nakręcać. Ta dziewczyna ewidentnie potrzebowała specjalistycznej pomocy, miała za sobą próbę samobójczą, a co robili najwięksi influencerzy? Jeden nagrywa o niej wideo, zaraz kolejny robi to samo, tej dziewczynie dzięki temu dochodzi kolejne 50 tys. obserwujących i ona znów nie może sprostać sobie z tą sytuacją. Nastolatkowie natomiast widzą to tak: spróbuj popełnić samobójstwo, to zwiększysz swoje zasięgi. 

Jak tak rozmawiamy o tym, jak wygląda to influencerskie środowisko, to cały czas wraca do mnie pytanie: po co ci to? Naprawdę myślisz, że uzdrowisz ten świat?

Myślę, że tak jak wy robicie to od zewnątrz, pisząc i wskazując ułudę, fałsz, problemy, tak ja zrobię to od wewnątrz. Jeśli chociaż jedna osoba zobaczy, że nie jest okej to, co się tam dzieje i że trzeba coś z tym zrobić, to będzie warto. Chcę w tej chwili zrobić petycję przeciwko żerowaniu na hejcie i przemocy na podstawie Ogi. Chcę zebrać podpisy największych influencerek, żeby pokazać, że na takie zachowanie nie ma zgody. Wydaje mi się, że dopóki nie będą mówić o tym osoby, które często docierają do milionów ludzi, dopóty nic się nie zmieni.

Czyli wchodzisz tam, bo masz swego rodzaju misję. Jakie są postulaty Mai Staśko? Co trzeba tam jak najszybciej pozmieniać?

Kluczowe jest zwalczanie budowania zasięgów i zysków na ludzkiej krzywdzie. Czasem komentuję drobne sprawy, które wydają się nieważne, ale dla dzieciaków to jest ich życie. Robię to, by wskazywać, że dziś zasięgi stały się ważniejsze niż krzywda, na której mogą być budowane.

Maja Staśko

No dobrze, to jest jedna rzecz: zdefiniować problem. Petycja w tej sprawie może być ciekawa, ale wątpimy, by faktycznie zadziała. Jest tylko jedna grupa, która mogłaby to wstrzymać: reklamodawcy. 

Oni nigdy tego nie zrobią, bo mają z tego za duże zyski. Ta petycja byłaby ważna, gdyby faktycznie wszyscy duzi influencerzy sprzeciwili się takim zachowaniom, a i media pokazały, że nie ma zgody na seksizm czy cyberprzemoc. Przecież pod wpływem nacisków opinii publicznej taki Andrew Tate zniknął z TikToka, YouTube’a. Wtedy i reklamodawcy mogliby się ugiąć. 

A nie obawiasz się, że sama zaraz będziesz elementem tego systemu? Przecież zasięgi to i kontrakty reklamowe. 

Reklamodawcy, kiedy zwracają się do influencerów, to zwracają się do ich zasięgów, ale z konkretnym wizerunkiem influencera. Dlatego np. ja nie dostaję propozycji wielu reklam, bo jestem za bardzo polityczna, a to się nie sprzedaje. Jeżeli coś się trafia, to takie pojedyncze i dostosowane do mnie: np. majtki okresowe. Albo trafiające do wszystkich próby namówienia na reklamy scamu. Ja nawet decydując się na walkę w MMA i związane z nią zobowiązania reklamowe z miejsca zapowiedziałam, że nie będę promowała produktów niezgodnych z moimi przekonaniami, a część gaży przekażę na organizacje pomocowe.

Nie jesteś już zakładniczką obdarowywania kolejnych organizacji?

Jestem.

“Przytulisz” kiedyś pełną pensję?

Zależy od mojej sytuacji życiowej. Teraz jeszcze mam oszczędności, mam za co wynająć mieszkanie i jeść, choć ostatnio nie kupiłam stanika sportowego za 140 zł, bo nie stać mnie na to. Mogłabym te 40 tys., które oddaję na organizacje, zatrzymać i mieć łatwiej. Ale nie decyduję się na to. Natomiast może być w przyszłości taka sytuacja życiowa, że będę potrzebowała pieniędzy i wtedy zatrzymam pełen zarobek dla siebie.

Gdybyś teraz napisała, że szukasz dobrego stanika sportowego, to pewnie znalazłoby się kilka firm, które by się odezwały.

Tylko ja tak nie chcę. Oczywiście korzystam np. w ten sposób, że zyskuję nowych obserwujących, jestem bardziej widoczna. Mierzi mnie jednak, że to wszystko jest podporządkowane zyskom.

Może ta odpowiedzialność za influencerów powinna być też po stronie platform społecznościowych, które dają i zarabiać influencerom, i same też dzięki nim rosną. Przecież taki Kamerzysta nie musi mieć nawet współprac, bo zasięgi z YouTube’a dawały mu zarobek.

Nitro też zarabia dzięki wyświetleniom. Owszem, ma swoją firmę, ale jak nie będzie miał na YouTubie takich wyświetleń, to jego firma nie będzie też miała takich zysków. 

Jemu ciężko zarzucić jakieś łamanie regulaminu. Czasem powie coś obrzydliwego, np. że w przypadku końca świata chciałby kogoś zgwałcić, ale to nie jest karalne, nie jest przekroczeniem wszelkich granic. To nie jest np. nawoływanie do pedofilii, co byłoby argumentem do jego faktycznego zablokowanie. Tak było z patostreamerami. YouTube się zbierał i zbierał, ale w końcu się za nie zabrał w momencie, gdy stały się niebezpieczne.

Tyle że one też bez żadnych problemów działały przez wiele lat. Dopiero gdy zabrały się za to media i odpowiednie instytucje, to sama platforma zaczęła z nimi walczyć. Z Nitro czy Stanowskim powinno być tak samo, bo oni szczują na ludzi. Nitro odpisał “gratulacje” osobie, która podzieliła się tym, że straciła ojca. Ta osoba później przez kilka dni doświadczała nagonki ze strony innych, którzy są fanami Nitro i trollują, idąc w jego ślady. To nie są historie, które należy bagatelizować, bo to tylko słowa. To są ludzie i ich realna krzywda.

Chcesz być influencerką pełną gębą?

Chcę mieć wpływ, ale gdyby był taki moment, w którym zyski będą dla mnie ważniejsze niż ludzie, to mam wokół siebie bliskie osoby, które na pewno na czas mną potrząsną. Bo faktycznie jest tak, że jak jestem w tym świecie, to przesiąkam nim.