Kolejnym z nich są algorytmy, które najpierw zbierają dane o naszych zakupowych zainteresowaniach, a następnie przedstawiają nam wyszytą na miarę i idealnie dopasowaną ofertę. Większość klientów nie zdaje sobie nawet sprawy, jak wiele informacji o sobie oddaje, akceptując „zgodę na ciasteczka”. W branży marketingowej znany był przykład pewnego banku, którego handlowcy zbyt nachalnie wykorzystywali pozyskaną wiedzę. Ich system wiedział, że dany internauta wszedł na stronę banku i przeglądał np. kredyty gotówkowe, ale zrezygnował. Wtedy dzwonili do niego i mówili wprost: był pan na naszej stronie, oglądał kredyty, w czym możemy pomóc. Okazało się, że był to błąd, bo ludzie uświadamiali sobie, że są śledzeni. Zaczynali się bać i uciekali. Nauczyło to handlowców wykorzystywać zdobytą wiedzę, ale nie zdradzać, jak dużo wiedzą. Dlatego teraz, gdy np. system sklepu ze sprzętem RTV widzi, że ktoś oglądał lodówki, to nie dzwoni do niego następnego dnia, lecz wysyła e-mail lub wręcz szczuje zdjęciami reklamowymi z ofertą na lodówki i kosiarki do trawy w serwisach społecznościowych. Ta druga dla niepoznaki, aby klient nie wiedział, że sklep wie o jego poszukiwaniach lodówek.