REKLAMA

Battlefield 6: recenzja kampanii. Hej Call of Duty, tak wygląda wojna

Przygoda dla jednego gracza w Battlefield 6 jest pełna błędów i niedoróbek. Mimo tego spędziłem z nią dwa bardzo przyjemne wieczory. Kampania okazała się zróżnicowana, chociaż twórcy nie do końca wykorzystują drużynowy potencjał, jaki sami stworzyli.

Recenzja kampanii Battlefield 6
REKLAMA

Dwa wieczory. Tylko tyle zajęło mi przejście kampanii Battlefield 6 na konsoli PS5, na średnim poziomie trudności. Jest krótka, jest pełna błędów i rozczarowuje fabularnie, ale bawiłem się z nią lepiej, niż z trybami single player w ostatnich odsłonach Call of Duty. EA zrobiło wiele, aby uniknąć prostego recyklingu map wieloosobowych i za to mają u mnie plusa.

REKLAMA

Trochę Cichociemni. Trochę wojna totalna. Kampania w Battlefield 6 ma wszystko.

Mój największy zarzut wobec ostatnich odsłon Call of Duty dotyczy skali przedstawianego konfliktu. Właściwie jej braku. Gracze walczą z terrorystami, szmuglerami, narkotykowymi baronami i prywatnymi formacjami zbrojnymi, odwiedzając zapomniane przez Boga krańce świata. Za to epickiego starcia mocarstw, we współczesnej otoczce, na wielką skalę, nie dostaliśmy od lat. Bardzo, bardzo mnie to boli.

Battlefield 6 wypełnia tę pustkę, przynajmniej częściowo. Co prawda EA zabrakło cohones, aby rzucić na siebie NATO i Rosję (albo Chiny), za to sama wojna jest już na pełną skalę. Kopiąc tyłki fikcyjnej koalicji Pax Armata, dokonujemy desantów z wody, lądowań z powietrza i przypuszczamy pancerne szturmy. Wieżowce się walą, mosty łamią jak zapałki, a lotniska wypełniają lejami. W KOŃCU WOJNA!

Battlefield 6 - wodny desant na Gibraltar
Battlefield 6 - walka o Egipt

Wybuchów jest sporo, ruin masa, wraków zatrzęsienie. Kampania fabularna w Battlefield 6 daje mi w końcu poczuć, jak to jest uczestniczyć w autentycznym konflikcie zbrojnym. Nie polowaniu na watażkę w kraju trzeciego świata, ale starciu czołgów, myśliwców i innych pojazdów opancerzonych, gdzie obie strony mają wielkie działa i nie wahają się z nich korzystać.

Najlepsze, co kampania w Battlefield 6 ma do zaoferowania, do misje w USA. Wojna trafiła do centrum zachodniego świata.

Pomysł zbrojnej, masowej inwazji na kontynentalne Stany Zjednoczone to jeden z moich ulubionych motywów w grach wideo. Ta mało prawdopodobna wizja pozwala tworzyć niesamowite kadry, jak walka o Biały Dom czy wymiana ognia na Times Square. W BF6 dostajemy natomiast Brooklyn, o który zaciekle walczymy mieszkanie po mieszkaniu, kamienica po kamienicy.

Misje w USA są piękne, zróżnicowane oraz odświeżające. Czuć, że poszło na nie sporo budżetu, ale zdecydowanie nie są to pieniądze zmarnowane. Właśnie do Brooklynu wróciłem po przejściu całej kampanii, grając na wyższym poziomie trudności, czerpiąc z tego sporo satysfakcji. Trudno o lepszą pochwałę w recenzji, niż wspomnienie misji, którą ma się ochotę przejść kilka razy.

Battlefield 6 - wojna trafia do USA
Brooklyn to jedna z najlepszych lokacji w BF6. Może najlepsza

Niestety, momentami liczba błędów w kampanii BF6 jest wręcz kompromitująca.

Plastikowe butelki wiszące w powietrzu. Meble przenikające przez ściany. Żołnierze strzelający z palców, bez broni w dłoniach. Brakujące animacje. Battlefield 6 ma wszystkie symptomy dobrze znanej choroby, jaką jest brak odpowiedniej kontroli QA. Alokacja budżetu, pośpiech albo niedostateczne doświadczenie – nie wiem, co zawiodło, ale na dwa dni przed premierą nie da się przejść kampanii bez kontaktu z bugami.

Szczęście w nieszczęściu jest takie, że nie są to błędy krytyczne. Każda misja jest do przejścia, problemy nie zamykają nam kampanijnego progresu. Marne to jednak pocieszenie w grze za 70 dolarów, gdzie wszystko powinno śmigać jak w zegarku. Tak niestety nie jest. Nawet efekt HDR potrafi szaleć.

Czuć także, że niektóre sekwencje przerastają producentów. Przykładowo, kiedy mamy spuścić się po linach z gigantycznej tamy, uruchamiany jest klip wideo udający rozrywkę na silniku. Animatorzy się nie popisali, takich filmowych skrótów jest niestety więcej. Ich obecność pozwala przypuszczać, że twórcom zabrakło umiejętności albo czasu, aby spiąć filmową kampanię w płynne doświadczenie renderowane bezpośrednio na konsoli/komputerze.

Latające butelki? Klasyka
Płonie, ale zachowuje chłodny profesjonalizm

Za to świetnym – ale nie do końca wykorzystanym – pomysłem jest wydawanie rozkazów oddziałowi.

Gracz przechodzący kampanię nigdy nie jest sam. Zazwyczaj towarzyszy mu trzech żołnierzy NPC (czasem mniej), którym może wydawać polecenia. W naszym arsenale dowódcy jest nie tylko sygnał do ataku, ale też prośba o zwiad, granat dymny czy rozkaz zniszczenia danego obiektu przy pomocy ciężkiego sprzętu, jak wyrzutnie rakiet. W praktyce działa to zaskakująco dobrze. Wręcz cholernie dobrze.

Oczywiście Battlefield to nie Ghost Recon. Nasi towarzysze poruszają się sami, do tego samodzielnie otwierają ogień do przeciwnika. Jeśli jednak chcemy załatwić konkretnego wroga, uzyskać zasłonę dymną, rzucić granat w konkretne miejsce czy wysadzić jakiś pojazd, róża rozkazów zawsze spisuje się poprawnie.

Jestem wręcz zdumiony tym, jak bardzo naturalnie i płynnie działa dowodzenie drużyną. Jeśli nie chcemy wydawać rozkazów, całą kampanię można przejść jak w Call of Duty. Nasi towarzysze sami się o siebie zatroszczą. Jednak na wyższych poziomach trudności aktywne dowództwo daje sporo satysfakcji. Realnie zwiększa naszą skuteczność, dodając rozgrywce opcjonalnej głębi.

W BF6 zawsze towarzyszą nam sojusznicy. Można wydawać im rozkazy (ale nie trzeba)
Jeśli padniemy, sojusznik może postawić nas na nogi, o ile go o to poprosimy

Wisienką na dowódczym torcie jest system podnoszenia rannych. Główny bohater może paść od kul wroga, ale to nie koniec przygody. Towarzysze korzystają z defibrylatorów, przywracając gracza do akcji. To jednak od nas zależy, kiedy poprosimy sojusznika o pomoc. Jeśli zawołamy medyka, leżąc na środku drogi, wystawiamy go na ostrzał wroga, doprowadzając do jeszcze większej tragedii. Lepiej przeczołgać się do najbliższej odsłony. Niby detal, ale dobrze wkomponowuje się w rozgrywkę.

Twórcy kampanii mają ode mnie gigantycznego plusa za to, że nie bawią się w chamski recykling zawartości.

Obawiałem się, że znaczną część kampanii będą stanowić wycinki map multiplayer, na których zostaniemy zmuszeni do walki z hordami botów. Na szczęście jest kompletnie inaczej. Misja czerpiąca garściami z modelu otwartego świata jest tylko jedna. Realizujemy w niej zadania A, B i C w dowolnej kolejności, mając do dyspozycji sporo potężnych zabawek, w tym drony i pojazdy bojowe.

Jednak zdecydowana większość zadań to sekwencje korytarzowe. Silnie oskryptowane, filmowe oraz wykorzystujące unikalną zawartość stworzoną z myślą o module single player. No i bardzo, bardzo dobrze. Dzięki temu kampania jest JAKAŚ. Ma własny charakter, własną tożsamość. Producenci nie poszli na łatwiznę, chociaż jestem przekonany, że bardzo ich to kusiło.

Battlefield 6 - misja o otwartej strukturze
Kaboom. W ruchu wygląda to znacznie lepiej

Kampania Battlefield 6 - wstydu nie ma, ale raczej szybko o niej zapomnimy

Jedną z największych wad kampanii jest miałka, banalna historia. Scenarzyści, zapewne wystraszeni aktualną sytuacją geopolityczną, sięgają po najprostszy i najbezpieczniejszy patent: samobiczowanie. Dlatego BF6 kręci się wokół takich tematów jak zdrajcy oraz wrogowie wewnętrzni. Do tego dochodzi rywalizacja agencji i brudy z przeszłości. USA złe. Pojedynczy żołnierze dobrzy – znamy tę startą płytę.

Szczęśliwie w BF6 jest tyle wybuchów, wrogów, pojazdów i broni, że o narracyjnym infantylizmie łatwo zapomnieć. Lepiej zamiast tego wczuć się w wojnę, ciesząc się niezłymi sekwencjami takimi jak lądowanie na Gibraltarze czy bitwa o Brooklyn. To udane misje, ale z drugiej strony nic ponadczasowego.

Tutaj dochodzimy do sedna: kampania gry Battlefield 6 jest niezła, ale nie widzę w niej przebłysków geniuszu. Brakuje tu misji z potencjałem do zapisania się w historii wojennych FPS-ów, jak No Russian z Modern Warfare 2, All Ghillied Up z Modern Warfare czy zaskakująco świetna kampania Battlefield Hardline. Mamy do czynienia z typowym rzemiosłem, nie unikalnym dziełem.

Największe zalety:

  • Misje w USA. Walka mieszkanie po mieszkaniu o Brooklyn
  • Zaskakująco dobry system wydawania rozkazów
  • Kampania odblokowuje zawartość trybu multiplayer
  • Ograniczono recykling zawartości z trybu wieloosobowego
  • W większości filmowe, oskryptowane misje
  • W końcu wojna totalna. Brakowało mi tego

Największe wady:

  • Rzemiosło, nie dzieło. Szybko zapomnimy o kampanii
  • Rozczarowująca opowieść. Scenarzystom brakuje cohones
  • Uzbierała się prawdziwa armia bugów. Aż wstyd
  • Do przejścia w dwa dłuższe wieczory
  • Kampanie Hardline i Bad Company są odczuwalnie lepsze
REKLAMA

Ocena recenzenta: BRAK - wystawimy łączną ocenę po dłuższym ograniu trybu wieloosobowego (aktualnie 15 godzin)

Podsumowując, kampania w Battlefield 6 to niezłe wprowadzenie do trybu wieloosobowego. Świetnie, że powstała. Warto ją przejść, doceniając zaskakująco sprawnie działający system rozkazów oraz filmowe misje w USA. Jednocześnie jestem przekonany, że za kilka tygodni nikt już nie będzie o tej kampanii pamiętał, zajęty odblokowywaniem zawartości w trybie multiplayer.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-10-09T16:36:25+02:00
Aktualizacja: 2025-10-09T15:56:16+02:00
Aktualizacja: 2025-10-09T12:25:08+02:00
Aktualizacja: 2025-10-09T10:34:55+02:00
Aktualizacja: 2025-10-09T09:38:23+02:00
Aktualizacja: 2025-10-09T06:15:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-09T06:12:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-09T06:07:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T20:30:49+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T20:03:42+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T19:56:02+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T18:16:36+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T17:49:28+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T17:30:09+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T16:32:28+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T15:50:13+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T15:39:40+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T15:11:08+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T13:59:04+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T13:21:26+02:00
Aktualizacja: 2025-10-08T12:51:43+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA